II

157 10 1
                                    

Kiedys wypiłem bar, ale kiedyś też polowałem po całym kraju. Połączyłem to w jedno, jeżdżąc po całych Stanach i wypiajajc każdy napotkany bar. Nie pamiętam ile razy mnie wyrzucili, bo byłem zbyt pijanym. Zasypiałem w samochodzie, bo miałem wybór albo alkohol, albo motel. Nie chciałem być trzeźwy, bo myślałbym o Deanie, a tego by nie zniósł. Właśnie siedziałem w jakim barze we Florydzie, odbijając drobniaki od blatu tak by trafiły do kieliszka. Nauczył mnie tego blondyn. Alkohol miał mi o nim zapomnieć, ale i tak wszystko mi się z nim kojarzyło. Nawet cholerny ketchup.

- Agent Smitch. Agnet Fray. Agenci FBI. - spialem się natychmiastowo. Moneta, która celowałem w kieliszek rozbiła go. Szybko wstałem chcąc uciec, ale zostałem zauważony. Nie minęło pięć sekund, a poczułem dłoń na ramieniu.

- Cas? - odwróciłem się. Przed sobą ujrzałem Sama. Jego brat był zajęty rozmowa z barmanem.

- Nie widać? Piję. - jeknalem wzruszając ramionami.

- Pijesz czy wypijasz cały bar?- zachichotalem. Też to pamiętał.

- Bije rekordy. Teraz bary w liczbie mnogiej. - westchnął kręcąc głową.

- Poczekaj. Zaraz wrócę. - oparłem się patrząc jak podchodzi do zielonookiego. Szepnal mu coś do ucha. Mężczyzna nie był z tego zadowolony, ale grał agenta, więc nie mógł nagle zacząć krzyczeć. Szatyn wrócił do mnie. - Idziemy. - złapał mnie pod ramię.

- Do motelu. Nie daleko stąd.

- Nie. On mnie nie chce. - chciałem mu się wyrwać, ale w tym stanie byłem za słaby.

- W dupie mam zdanie Deana. Cztery miesiące to dość długo na strzelanie focha, nie uważasz? - spojrzałem na niego rozszerzając oczy.

- Cztery miesiące? - spytałem kręcąc glowa. Ponownie wzdychając przewrócił oczami.

- Po prostu chodź. - opuściliśmy bar. Powoli zaprowadził mnie do Impali.

- Nie mogę tu wejść. To jego samochód.

- Możesz. - siła wepchnął mnie na siedzenie obok kierowcy. Usiadł za kierownicą wyjmujac kluczyki z kieszeni i wkładając do stacyjki.

- Skąd masz klucze? - uśmiechnął się lekko.

- Dean nie chciał powiedzieć co się stało, więc zabrałem mu klucze. Uparciuch nie chce nic powiedzieć nawet nie mając możliwości prowadzenia dziecinki.

- Aż tak się mnie brzydzi? - wyszeptałem smucąc się

- Co? - dzieki Bogu mężczyzna nie usłyszał.

- Muszę spać. - oparłem się o okno.

- Przeciez anioły nie śpią.

- Spać. - zamknalem oczy słysząc kolejne westchnienie przyjaciela.

*

Gdy sie przebudziłem, a raczej ocknąłem leżałem w łóżku. Niepewnie otworzyłem oczy. Znajdowałem się w motelowym pokoju. Sam siedział przyglądając coś w laptopie.

- Sam? - od razu na mnie spojrzał.

- Cas. - wstał ma równe nogi - Jak się czujesz? - alkohol nadal płynął w moich żyłach, wiec zachichotalem sztucznie. - Cholera Cas?! - złapał się za głowe. - Jesteś aniołem. Nie wytrzezwiales już?!

- Od jak powiedziałeś czterech miesięcy pije codziennie. Tak, jestem pijany. - ponownie usiadł na krzesło. - Gdzie Dean?

- Bada sprawę. - powoli usiadłem - Chciałem poczekać aż poczujesz się lepiej.

DESTIEL - "Urok"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz