III

169 10 0
                                    

Minął tydzień i w ciągu tego tygodnia nic się nie stało. Dean zachowywał się jakby wszystko grało, ale nie dochodziło do chwili gdzie zostawialiśmy sami w pomieszczeniu. Wszystko się miało zmienić pewnego dnia.

- W Allentowon ludzie znikają, a w Johnstown znalezione cztery martwe, rozszarpane ciała. Jody dzwoniła. - zaczął Sam gdy w ciszy siedzieliśmy przy stole,a bracia i nastolatek jeśli śniadanie.

- Co pierwsze? - spytał blondyn przecierając twarz.

- Moze się podzielimy? - zaproponował - Ja z Jackiem pojedziemy do znikających, a ty z Casem to wilkołaków?

- Czemu tak? - spytał odkładając ugryzniety boczek mężczyzna.

- Ciągle bierzesz Jacka, a razem to już nie wspomnę... Dawno nie byłeś z Casem. - długowłosy spojrzał w moją stronę. - Co ty na to? - wzruszyłem ramionami.

- Może być. - powiedziałem cicho. Poczułem wzrok ukochanego, ale na niego nie spojrzałem. Po godzinie jechaliśmy w strone Johnstown. W ciszy. - Może władze radio? - skierowałem dłoń w stronę urządzenia, ale blondyn zrobił to samo. Przypadkowo położył mi dłoń na mojej. Patrząc chwilowo na mnie zdjął ja powoli. Włączyłem radio, z którego zaczęła grać muzyka. Myślałem, ze pomoże, ale to było niemożliwe. To była chyba najdłuższa i najcięższa podróż w moim życiu. Po paru godzinach znaleźliśmy się na miejscu od razu udając się na komisariat. Okazało się, ze ofiary nie miały ze sobą związku i były zabijane bez jakiegokolwiek powiązania. Postanowilismy to sprawdzić i poszukać czegoś w internecie w motelu.

- Dwa pokoje z jednym łóżkiem. - powiedział Dean wyjmując fałszywa kartę kredytową.

- Niestety mamy komplet i został jedynie pokój małżeński. - spialem się.

- Może pójdziemy gdzieś indziej? - zaproponowałem cicho.

- Jeśli chcecie naprawdę się wyspać to nasz motel jest jedynym, w który ma właściwe warunki i wygodne łóżka.

- A co moglibyście powiedzieć. - skrytykował zielonooki. Recepcjonistka spoważniała. Winchester westchnął. - Niech będzie ten pokój. - takiej odpowiedzi się nie spodziewałem. Po odebraniu klucza udaliśmy się po schodach do pokoju. Blondyn rzucił torbę na łóżko, od razu przysiadając do stolika by wyjac laptop w poszukiwaniu informacji o miescie. Rozejrzałem się następnie podchodząc do okna.

- Może pójdę po coś do jedzenia?

- Przecież ty nie jesz. - spojrzał na mnie urywkowo.

- Ale ty tak i to dużo. Nie jadłeś od siedmiu godzin. - pokiwał głową.

- Okej, ale nie za daleko i odbieraj telefon.

- Jasne. - chciałem podejść do drzwi, ale rzucilczyms do mnie.

- Masz. - w dłoni trzymałem klucze do Impali. Trochę się zdziwiłem, bo Dean nigdy nie pozwolił mi ją prowadzić. Znaliśmy się ponad dziesięć lat i fakt, ze dał mi kluczyki również mnie zaniepokoił. - Jak maja tu coś z hamburgerami to wes mi. - pokiwałem nie pewnie głowa po czym opuściłem pomieszczenie. Prowadząc samochód czułem się jakby był ze szkła. Nie chciałem wiedzieć co by zrobił zielonooki jakby została choćby ryska. Szybko kupiłem hamburgera i placek dla mężczyzny oraz trochę piwa. Było już ciemno, wracając do samochodu usłyszałem szelest. Schowałem jedzenie do środka i gdy miałem się odwrócić poczulem silny ból na klatce.

- Witaj, aniołku. - przed sobą ujrzałem wilokala. Szybko wyjąłem anielskie ostrze zza trencza i wbiłem mu w piers.

- Do widzenia. - powiedziałem głośno. Myślałem, ze to koniec, ale nagle pojawił się drugi. Rzucił mną o ziemię aż jeknalem. Już chciał wymierzyć we mnie cios, ale również dostał z ostrza. Głośno krzycząc zaczęli uciekać w stronę pobliskiego lasu. Wstałem z myślą żeby za nimi biec, ale jakby ktoś mnie zobaczył to nie miałbym tłumaczenia. Całą pierś miałem pocharatana jakby dostał z Piły mechanicznej. Poza tym starsznie bolało i byłem bezradny. Prędzej oni by mnie dogonili niż rana by się zagoiła. Powoli usiadłem za kierownicą samochodu i ruszyłem w stronę powrotną. Stojąc przed motelem zapiąłem trencz by nie było nic widać. Weszlem do środka trzymając w dłoni posiłek. Mężczyzna nadal siedział przy laptopie.

DESTIEL - "Urok"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz