ROZDZIAŁ 13

272 22 38
                                    


Siedziałam w swoim pokoju niczym zombie, nie ruszając się i wpatrując się w jeden punkt z półotwartymi ustami. Było już po dziewiątej wieczorem, a na dworze padał deszcz i panowała ciemność, która zakradała się przez okno i spowijała pokój w mroku. W mojej głowie toczyła się gonitwa myśli, a ja miałam wrażenie, że do mety jeszcze daleko.

W mieszkaniu Adama podjęłam decyzję. Decyzję pod wpływem chwili, lecz w moim mniemaniu właściwą. Postanowiłam chronić moich bliskich tak długo, jak się da, zwyczajną niewiedzą. Zabroniłam Adamowi i Margaret choćby wspominać o tym, kim naprawdę jestem. Nie chciałam być świadoma swoich mocy. Jeśli ja nie będę nic wiedzieć, to moi przyjaciele też nie i może w ten sposób będą bezpieczni. Czy dobrze zrobiłam? Czas pokaże.

Usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu. Ktoś szedł ciężko, jakby obijając się o ściany. Gdy odgłos kroków się przybliżył, usłyszałam jeszcze jedną parę stóp. To niemożliwe, żeby Chang przyprowadził o tej porze kogoś do pokoju, pomyślałam. Dla mnie nie ma czasu, ale zabawiać się z panienką to już tak? Ależ byłam wściekła. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i nałożyłam na siebie swoją podomkę. Otworzyłam drzwi, prawie wyrywając je z zawiasów. Widok, jaki ujrzałam przed sobą, wcale nie był taki, jakiego się spodziewałam.

- O, cześć Sandra. Obudziliśmy cię? Jeśli tak, to przepraszam.

Dorian stał naprzeciwko, mnie podtrzymując Changa, który był... kompletnie pijany. Jego oczy były przymrużone, a głowa latała na wszystkie strony. Na twarzy wykwitły mu pijackie rumieńce i dostał strasznie głośnej czkawki. Nie mogłam w to uwierzyć.

- Co z nim jest, do diabła? - zapytałam ze złością. Parę osób wyszło ze swoich pokoi, by zobaczyć, co się dzieje.

- Sam chciałbym to wiedzieć. Wybacz, muszę go położyć.

- Otworzę ci drzwi.

Weszliśmy do pokoju Changa i Dorian natychmiast zaprowadził go do łóżka. Ściągnął mu buty, kurtkę i otulił kołdrą jak dziecko. Chang rzucał się w pościeli raz na lewo, raz na prawo, mamrocząc coś niewyraźnie.

- Zaraz powinien usnąć - powiedział Dorian, kładąc jego telefon na szafce obok.

- Możemy go tak zostawić? Nic mu nie będzie? - Nie wiem, czemu w ogóle się o niego martwiłam, skoro on miał mnie gdzieś. Dorian uśmiechnął się, ukazując urocze dołeczki w policzkach. Czemu dopiero teraz je zauważyłam?

- Jeśli chcesz, możemy trochę poczekać. Niech zaśnie porządnie, wtedy nic mu się nie stanie.

- Byłabym spokojniejsza.

Spojrzałam na Changa, który teraz obrócił się na brzuch, a obie ręce wyrzucił na boki. Kołdra, którą został przykryty, leżała aktualnie pod jego kolanami. Podeszłam do okna i uchyliłam je nieznacznie, aby pozbyć się zapachu alkoholu.

- Naprawdę nie mówił ci, co mu siedzi na wątrobie? - spytałam Doriana. – Podobno zwierzacie się sobie ze wszystkiego.

- Nie w tym przypadku. Prosił mnie tylko abym dotrzymywał mu towarzystwa. Prawdę powiedziawszy, pierwszy raz widzę go w takim stanie.

- Pijanego?

- Nie, nie. - Dorian zaśmiał się na cały głos, a ja zdałam sobie sprawę, że zobaczyłam jego dołeczki, bo dopiero teraz śmiał się tak otwarcie i szczerze. – Chodzi mi o jego zachowanie z tego tygodnia. Jest wyraźnie przybity i taki jakiś bez życia. Z początku myślałem, że przejmuje się wyborem alfy, ale jak go o to dzisiaj zapytałem, odpowiedział, cytuję: „Wybór Alfy to przy tym mały Pikuś".

ZMIENNOKSZTAŁTNI  -  WILCZY CIEŃ   TOM  IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz