I

35 3 0
                                    

Jessica wsiadła do auta. Nie miała najmniejszej ochoty jechać na to głupie przyjęcie Emily. Jakby tego było mało, Em była jedną z tych szkolnych "modnych, kochanych i mega bogatych". Zapraszała każdego, nawet klasowe pospólstwo i oczekiwała prezentów z naszywkami od najlepszych marek. Najważniejszym punktem całego programu było wielkie oglądanie prezentów. Emily wraz ze świtą, złożoną z jej psiapsiółek siadała w środku koła, otoczona resztą gości i otwierała prezenty, które oczywiście musiały mieć nadawcę. Po opakowaniu, perfumach wylanych na papier prezentowy i samej zawartości oceniały, czy prezent jest godny Em, czy też nie. Za trzy najgorsze prezenty wylatywało się za drzwi drogiej restauracji i było się ofiarą losu aż do następnej imprezy. Oczywiście można było nie przyjść, ale to, jak później traktowała cię elita szkolna było jeszcze gorsze. Koleżanki Em miały taki urok osobisty, figurę oraz wygląd, że przeciągały na swoją ciemną stronę mocy nawet nauczycieli, co dla ocen, nie było szczególnie najlepsze.

Jessica podjechała pod nie dawno otwartą restaurację w pięcio gwiazdkowym hotelu. Nawet na jedną noc nie była w stanie tu zostać bez nadwyrężania mamy portfela i własnych oszczędności.

Do wejścia toczyły się kolejki osób, ubranych w suknie balowe i garnitury. Spojrzała na siebie: przymaława sukienka z różowego materiału opinająca brzuch, pierwotnie przykrywająca kostki, oraz zupełnie nie pasujące czarne czółenka, lekko dziurawe na palcach. Porównując się do innych dziewczyn, które zakupiły sukienki specjalnie na tę okazję i wydały tysiace dolarów u fryzjerów oraz szewców wiedziała, że ona bedzi najprawdopodobniej tańczyć w kącie najbrzydziej ubranych osób. Jeszcze nigdy tam nie była~ wykupiwała się (zbierala na nie cały rok) które były też pewną formą dostania się pod łaski Emily. Zazwyczaj jest to mały kawałek parkietu obok najgorszej ubikacji, oddzielony od reszty słupkami. Jest to bardzo upokarzające, gdy stoisz między stolikiem z tanimi kiełbaskami a osobami ubranymi tak samo jak do szkoły w deszczowy zimny dzień na przeciwko stołów zastawionych przysmakami od najlepszych szefów kuchni i ludźmi w strojach szytych na miarę. Dzisiejszym tematem zabawy był "bal u królowej". Nie trzeba detektywa, by zorientować się, kto jest królową.

-Jess? - mama wyrwała ją z zamyślenia.

-Tak mamo?-córka uśmiechnęła się.

-Zadzwoń, jak się skończy, dobrze kochanie? Nie śpiesz się, baw się dobrze. -Matka mrugnęła do córki-pa, jadę.

Jessica wyjęła z bagażnika wielką paczkę owinięta w biało-czarny papier, poperfumowaną jej ulubionym zapachem. W środku była piękna bransoletka od Tiffaniego, owinięta w paski pociętej bibuły. Machnęła ręką do hotelowego boya, wręczyła mu prezent i weszła do jasno oświetlonej części restauracyjnej.

-Nazwisko?

-Jessica Bell.

-Jest pani na liście, zapraszam do środka.

Jess znalazła się w złotej sali o wyraźnych pomarańczowych akcentach. W centralnej części stał drewniany stół z tronem. Okna ukazywały przepiękny widok na miasto. Po sali kręciło się kila kamerzystów. Jess podejrzewała że Emily będzie chciała pamiątkę z imprezy. Gdy odwróciła się w stronę drzwi jej oczom ukazał się wielki telebim z ujęciami kamerzystów. Co jakiś czas obraz zmieniał się, ukazują salę z innej pozycji.

Jess nie miała przyjaciółki. Wszyscy woleli przyjaźnić się z świtą Emily, niż z nią.

Jessica nie była brzydka. Była wysoka i szczupła, miała długie brązowe włosy, niebieskie oczy i trochę zgarbiony nos. Nie uważała się jednak za ładną. Twierdziła, że jest gruba, dlatego nikt jej nie lubi.

-Emily to moja najlepsza przyjaciółka-rozległo się z głośników na sali- dlatego postanowiłam, że dam jej prezent pierwsza. Spójrz przez okno, Em!

Grupa osób w pomarańczowych sukienkach rozstapiła się. Dwór królowej- pomyślała złośliwe Jessica. Z tłumu osób wyszła Emily, ubrana w złotą suknie średniowiecznej księżniczki i podeszła do okna. Wszystkie kamery zwróciły się na nią.

Nad miastem leciał samolot i coś pisał. Wszystkie rozmowy ucichły, tylko było słychać cichą piosenkę puszczaną przez DJ'a.

-Niee- czytał powoli tlum

-Niech żyyyyjjeee

-Niech żyje Emily!- krzyknął głos z megafonu. Tak samo było napisane na niebie.

-Jej, ale niespodzianka Zoey.- Emily krzyknęła z entuzjazmem.-skoro przeszliśmy do prezentów, chętnie obejrzę je.

***

-Mamo, przyjedź po mnie. Impreza dobiegła końca.

-Hm, Jess, jest trzecia w nocy. Nie dasz rady wrócić sama autobusem?

-Mamo...-Jessica starała się, by w kej głosie nie było słychać narastającej irytacji.

-No już, ubieram się. Będę za chwilę- mama rozłączyła się.

Jess wzięła kieliszek i wypiła łyk drogiego wina. Spojrzała jeszcze raz na ostatni pokaz fajerwerków. Całe szczęście, że to już koniec.

Jessica zgarnęła podróbkę drogiej torebki i wyszła, nie oglądając się za siebie. Podeszła do srebrnego auta, które właśnie podjechało na parking.

-Jess, wsiadaj!

-Już jestem- Jessica wsiadła do auta. Jej mama uruchomiła silnik.

-Jak tam? Dobrze się bawiłaś?

-Mhym. Można i tak powiedzieć.- Jess cały wieczór siedziała z boku. Em nawet nie spojrzała w stronę jej prezentu. Zasmuciło ją to. Spojrzała w bok skrzyżowania, do którego właśnie dojeżdżały.

-Eh, Jess, jeśli chcesz z kimś pogadać to jestem do two...- nie skończyła jednak, bo właśnie wielki rozpędzony tir, który Jessica zauważyła za późno by coś powiedzieć, wjechał w jej mamę i nią rozmiażdżając auto.

JessicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz