Rozdział 6

2.9K 235 27
                                    

Ten tydzień szybko przeleciał. Opowiedziałam Rozalii o mojej historii z Kastielem i jego zachowaniu przed klubem. Złość, jaka ją wtedy ogarnęła była porównywalna do wybuchu elektrowni jądrowej, jednak cieszyła się, że wszystko dobrze się skończyło. Pod koniec lekcji podeszła do mnie Iris, z zaproszeniem na imprezę mieszczącą się na plaży, którą urządzał ktoś z jej znajomych.

-Wpadniesz? Możesz kogoś ze sobą wziąć-spytała, puszczając mi na koniec oko. Po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw zgodziłam się.

-Świetnie! Widzimy się jutro wieczorem! Adres wyślę ci smsem. To do zobaczenia-powiedziała radośnie Iris i wyszła pospiesznie ze szkoły, żeby zdążyć na autobus. Rozejrzałam się po korytarzu, który z każdą chwilą pustoszał coraz bardziej. Nareszcie weekend! Ucieszyłam myślą, że wreszcie mam wolne cały weekend i do tego szykuje się niezła impreza. No dobra-trzeba wracać i poobijać się trochę w domu. Gdy wyszłam z budynku szkoły oślepiło mnie ostre słońce. Przyłożyłam dłoń do czoła, robiąc niby-daszek, żeby rozejrzeć się po okolicy. Mój wzrok zatrzymał się na małej ławeczce, mieszczącej się przy okazałym dąbie. Miałam dużo wolnego czasu, a tamto miejsce przyciągało mnie jak magnez. Skryta w cieniu liści, które od czasu do czasu były podrywane przez mały wietrzyk. Tak więc ruszyłam w stronę ławki, następnie opierając się wygodnie o jej oparcie, odchylając głowę do tyłu i zamykając oczy, skupiając się na dźwiękach przyrody. Jakiś czas potem poczułam na moich oczach czyjeś dłonie.

-Niech zgadnę, małpa, która odsiaduje karę?-spytałam i zdjęłam owe ręce z moich powiek. -Zgadłaś-syknął... ktoś? Moim oczom ukazała się postać w szacie koloru jaskrawego zielonego i fioletu, a na głowie miał maskę podobną do tej z kreskówki „Chojrak tchórzliwy pies", która należała do niejakiego Eustachego. Krzyknęłam piskliwie, a w przypływie emocji spadłam z ławki. Nieznajomy zdjął wielką maskę i wybuchł tubalnym śmiechem.

-Hahahahaha! O mój Boże, szkoda, że nie widziałaś własnej miny-rechotał Kastiel. Starałam się unormować przyspieszone bicie serca, po czym podniosłam się z ziemi i ponownie siadłam.

-Co ty tu robisz, miałeś iść do dyrektorki-spytałam podirytowana.

-Też się cieszę, że cię widzę. Miałem zanieść te kostiumy do kółka teatralnego. No, a teraz nie miałabyś ochoty gdzieś sobie pójść i ustąpić mi miejsca?-spytał, uśmiechając się złośliwie.

-Lubię patrzeć jak się męczysz. To takie zabawne -odpowiedziałam z takim samym uśmiechem, wyciągając się na ławce.

-Nie chciałabyś mi trochę pomóc?-spytał biorąc na powrót pudła, które stały obok.

-A zapłacisz mi za to?-spytałam, mrużąc oczy od oślepiającego słońca. -A może być w naturze?-odparł, kładąc mi lżejsze pudła na kolanach i idąc powoli za róg budynku. Naburmuszyłam się w odpowiedzi, zakładając ręce na piersiach.

-Jak chcesz żebym poszedł z tobą na jutrzejszą imprezę to rusz się wreszcie!-krzyknął z oddali. Wzięłam szybko pudła i podbiegłam do czerwonowłosego.

-Skąd wiesz o imprezie?-spytałam podnosząc brew.

-Słyszałem jak rozmawiałaś z warkoczem.-odparł wymijająco.

-Ach tak? A mnie się wydaje, że podsłuchiwałeś -powiedziałam oskarżycielsko.

-Ja po prostu byłem niedaleko.-odparł z tym swoim złośliwym uśmiechem. Kiedy wreszcie dotarliśmy pod składzik, gdzie kółko teatralne składało wszystkie rekwizyty, weszliśmy do środka, żeby ułożyć wszystkie przyniesione przez nas pudła. Widok był trochę jak z horroru- wszędzie ciemno, a na ścianach wisiały marionetki.

No return | Słodki FlirtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz