Pov. Felix
Wyszykowany, wyszedłem z szatni, aby dołączyć do Chase'a. Jednak w trakcie mojej drogi na halę, usłyszałem ciche stękanie z bólu. Odwróciłem się i moim oczom ukazał się ten nowy chłopak. Widać było po nim, że nie czuje się zbyt dobrze.
— Wszystko w porządku? — zapytałem z pewnej odległości. Moje słowa rozbrzmiały pewnym echem po pustym i cichym korytarzu. Zauważyłem, że chłopak kulał. Jego łyżwy leżały obok niego, ułożone bardzo starannie.
W pewnym momencie oparł się o ścianę i zjechał po niej w dół. Gdy już siedział oparty o nią, wyprostował nogę, lekko jej się przyglądając.
— Tak, idź do swojego kolegi. — powiedział to, bo nie chciał pomocy, albo pragnął, abym go nie widział w takim stanie.
Nie każdy lubi być przyłapany na chwili słabości.
Źle jednak trafił, nie pozwoliłem mu zostać samemu w takiej sytuacji. Takich spraw nie wolno bagatelizować, tym bardziej w naszej, dość podobnej, dziedzinie.
Wszedłem zdecydowany do kantorka, gdzie znajdowała się dziewczyna, która nie dość, że dbała o nasz sprzęt to jeszcze często opatrywała różne rany, czy stłuczenia.
Zawsze powtarzała, że dzięki nam firma produkująca Altacet jeszcze nie zbankrutowała.
— Kiki? — zawołałem, będąc w progu — Proszę cię, mogłabyś opatrzyć pacjenta na korytarzu? — dziewczyna lekko się zaśmiała.
Obiecywałem jej, że nie stanie się nikomu krzywda do końca tygodnia. Jest czwartek. Obiecywałem to wczoraj.
Wróciłem do nowego ucznia, który siedział już w holu. Podszedłem bliżej.
— Felix jestem — przedstawiłem się, wyciągając do niego rękę na przywitanie.
— Evan — spojrzał na mnie i odwzajemnił gest.
— Poczekaj tu chwilę, zaraz ktoś się tobą zajmie. Musisz dużo ćwiczyć, ale też się trochę oszczędzaj, bo nic z tego nie wyjdzie. A na lodzie łatwo o kontuzję do końca życia — uśmiechnąłem się, aby trochę uspokoić chłopaka — Ja muszę już niestety iść.
Po tych słowach zacząłem iść w stronę, gdzie odbywała się już rozgrzewka. Usłyszałem tylko po chwili ciche i nieśmiałe "Dziękuję" zza moich pleców, przez które lekko zrobiło mi się lepiej na sercu.
Gdy byłem już w ruchu na zamarzniętej wodzie, dołączałem do rozgrzewki z Chase'm.
— Już go nie lubię — stwierdził pochopnie — Jest jakiś dziwny. Nie odezwał się jeszcze nawet słowem — podjechał bliżej do mnie blondyn.
Chase zawsze za szybko oceniał ludzi, tym bardziej, jeżeli były to jakieś nowe osoby w otoczeniu i mogłyby być lepsze od niego w czymkolwiek. Był on wysoki i masywny. Miał on blond-orzechowe nawet długie włosy, które często spinał w malutką kitkę lub jak się udawało kok, lecz aż tak długich to nie miał. Bardziej przypominał jasnowłosego hanzo z Overwatcha niż Michała Szpaka.
— Nie przesadzaj. Wydaje się dość sympatyczny — zareagowałem uśmiechem, przypominając sobie wcześniejszą sytuację. — Nie wiem czemu się tak na niego uwziąłeś, Chase — zacząłem jeździć wokół blondyna.
— Nie pasuje mi on jakoś tutaj — zaczął wymyślać jakieś głupoty na swoje wytłumaczenie.
— Chase. Chłopak, co zawodowo jeździ na łyżwach oraz jeszcze się uczy, nie pasuje ci do szkoły, która posiada lodowisko? — zacząłem wyjaśniać przyjaciela — A może ty jesteś zazdrosny? Hę? Bo trener nie zwraca już na ciebie całej swojej uwagi?
CZYTASZ
145 dni // NIESKOŃCZONA
Fanfic145 dni. Tyle trwa drugi semestr szkolny w placówce, gdzie Evan Salvers - przyszły sławny łyżwiarz, gdyż tak mu wróżą - będzie uczęszczał. Evan przygotowuje się do Grand Prix, lecz nie chce zaniedbywać swojej nauki. Odpowiedni ludzie wysłali go na...