Rozdział Ósmy

3 2 0
                                    

 — Idiota! Dureń! Jak mogłeś tak ryzykować! — Melanie od dobrych dziesięciu minut krzyczała z łzami w oczach na młodszego z braci.

Z trudem udało się Alexandrowi odciągnąć bestię od brata, abyśmy z Melanie mogły bezpiecznie zaprowadzić nastolatka do znanej nam już za dobrze sypialni małżeńskiej państwa Grancy. Martwiłam się że Alex podobnie jak jego brat zostanie ranny, ale na szczęście starszy Stone dał radę uniknąć dużego kontaktu z potworem i zamknął go w schowku na narzędzia. Jednak nie był pewien czy stwór dalej się tam znajduję, gdyż parę chwil później walenie bestii ucichło.

— Wiem kobieto jestem cudowny nie krzycz na mnie — siedemnastolatek syknął z bólu, po czym spojrzał niezadowolony na brata, który bandażował mu ramię. — Uważaj, Lex.

— Dobrze panie delikatny już kończę — mruknął z rozbawieniem dwudziestolatek wiążąc mocno ramię chłopaka. — Musimy się streszczać, powinien zobaczyć go lekarz.

— Nawet nie wiemy gdzie... — dzwonek zespołu BTS sprawił iż wszyscy spojrzeliśmy w kierunku mojego plecaka.

Natychmiast rzuciłam się w jego kierunku i wyciągnęłam komórkę siostry. Dzwonił nieznany numer, ale to nie zniechęciło mnie do odebrania.

— Halo?

— Scar... Scarlett... — ten głos był od zawsze moim utrapieniem kiedy chodziło o poranne wstawanie do szkoły albo bitwę o łazienkę. Jednak tym razem był wybawieniem.

— Lucy gdzie jesteś? Lucienne? — pytałam czując jak moje oczy się szklą z przerażenia.

Ona żyła. Musiała. Nie było innego wytłumaczenia ani wyjścia.

— Dan...niel... potrzebuję... księgi... — dziewczyna z trudem dukała słowa, a ja już nie byłam w stanie tłumić łez. Co jej zrobili? — Trzeba... zniszczyć...

Dźwięk zerwanego połączenia było dla mnie pętlą na szyi. Dopadł ją? Nie, nie mógłby... a nawet jeśli to czegoś jeszcze szuka. Istnieje nawet cień szansy że póki tego nie ma moja siostra wciąż żyję. Odłożyłam telefon siostry z powrotem do plecaka, po czym spojrzałam na swoich towarzyszy z łzami spływającymi po policzkach.

— Daniel szuka księgi — powiedziałam robiąc nie pewny krok w stronę przyjaciół. — Trzeba ją znaleźć przed nim i zniszczyć.

— No to idziemy — Melanie już miała zamiar ruszyć w kierunku drzwi, ale ręka Alexandra zatrzymała ją w półkroku. Dziewczyna obróciła się w jego kierunku zaskoczona.

— Zostań z Victorem. Ja i Scarlett poszukamy księgi — powiedział chłopak mijając spokojnie młodą Crane. — Jeśli do szóstej nie wrócimy musicie opuścić dom.

— No chyba Cię pojebało — warknął wściekły pomysłem brata Victor — Mamy was tutaj zostawić na pastwę psychopaty?

— Jesteś ranny, głąbie — mruknął dwudziestolatek — Nic nie wskórasz choćbyś chciał kurwa nawet ten dom podpalić.

— Założysz się?

— Przestań, Vic — powiedziała córka koronera zatrzymując kłótnie między braćmi, po czym spojrzała na zegarek w swoim telefonie. — Mają nie całe półtorej godziny, jeśli do tego czasu tutaj nie wrócą zejdziemy po nich.

Victor widząc że jest na przegranej pozycji jedynie westchnął. Kiedy już sama Crane wtrącała się do jego pomysłów już wiedział że musi odpuścić, aby nie podpaść bardziej dziewczynie.

— Macie półtorej godziny. Ani kurwa sekundy więcej.

~ ~ ~ ~ ~

Powoli stawiałam kroki po korytarzu na piętrze opuszczonego domu. Czułam się jak w pierdolonej kreskówce z Tom & Jerry, gdzie chore poczucie humoru reżyserów dodało klimatu horroru.

Ostrożnie przeszukiwaliśmy pomieszczenia na górze w nadziei na znalezienie pożądanej przez Daniela księgi, jednak bez wielkiego skutku. W łazience oraz sypialniach dzieci nie znaleźliśmy niczego wartego uwagi oraz żadnego pieprzonego klucza czy też innej pierdoły. To było męczące.

Weszliśmy do ostatniego nie przeszukanego pomieszczenia na piętrze, gdzie znajdował się gabinet pana Grancy. Dreszcze przeszły mnie widząc dwa srebrne kielichy mszalne w kolorze złota przyozdobione wyrytymi trupimi czaszkami oraz wężami. Pomiędzy nimi znajdowała się mocno pogięta pożółkła przez ząb czasu kartka, na której krwistym kolorem były wypisane imiona.

— Elisabeth Grancy, Philippa Grancy, Charles Grancy — przeczytałam treść kartki, po czym odwróciłam wzrok widząc zawartość złocistych kielichów. — Kurwa to krew.

— Coś jeszcze się piszę na kartce. — mruknął Stone, na co ja z wielką niechęcią ponownie spojrzałam na kartkę między kielichami.

Zbladłam o trzy tomy widząc jak litery same pojawiają się na kartce. Nie było by już chyba w tym nic zaskakującego, gdyby nie imiona ułożone z tych liter.

Melanie Crane, Victor Stone, Lucienne Reynolds...

To był odruch. Chwyciłam kartkę w dłonie w chcąc przeczytać po raz kolejny wypisane imiona na kartce, kiedy obraz zaczął mi się rozmywać przed oczyma.

Z początku myślałam że to wizja, która może nam pomóc w znalezieniu odpowiedzi na które wyczekujemy. Jednak nie do końca tak było.

Widziałam Lucienne w wilgotnym pomieszczeniu, ledwie przytomną i brudną opartą o zimne kamienie. Była ukryta między starymi kartonami, gdzie jeszcze obok walało się zardzewiałe wiadro.

Chwilę później obraz zmienił się. Widziałam najpierw gabinet w, którym się znajdowaliśmy, następnie dywan na którym kurwa zaatakowano Victora, a na końcu szafę z przejścia.

Powróciłam z wizji niemal natychmiast. Upuściłam kartkę, po czym odwróciłam się ostrożnie w kierunku mojego towarzysza, który wpatrywał się we mnie z zmartwieniem w oczach.

— Wiem gdzie ona jest — powiedziałam z dziwacznym spokojem, na co Alex uniósł brwi pytająco. — Lucy jest w piwnicy.

— W takim razie chodźmy — Stone chwycił mnie za dłoń, jednak szybko ją wyrwałam.

— Zabierz stąd moją siostrę. — powiedziałam intensywnie wpatrując się w błękitne tęczówki dwudziestolatka. Coś czuję że to szalony pomysł, ale muszę to zrobić. — Ja znajdę księgę.

Killtown: Dom Zła | Tom II |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz