Blaise
Nie powiem, całkiem mnie to rozbawiło. Okazuję się, że Maddy Brown ma poczucie humoru, a jednocześnie w tym jest całkiem urocza.
Dlatego właśnie piję poranną kawę w kubku ze smerfem marudą siedząc przy wyspie kuchennej i dziękuję niebiosom, że nikt mnie teraz nie widzi bo chyba bym się pochlastał.
Jak na zawołanie drzwi sypialni mojej współlokatorki się otwierają i wychodzi przez nie sama Maddy.
Wygląda... ładnie.
Jej włosy spięte są spinką, a na sobie ma przy dużą szarą bluzę i obcisłe dżinsy, które opinają jej smukłe pośladki.
Rzuca mi spojrzenie i uśmiecha się pod nosem na widok kubka w mojej ręce ale nie komentuję tylko zaczyna wkładać buty.
- Dokumenty dla ciebie. - mówię i przesuwam na róg blatu stos kartek i teczek, które przywiozłem z biura. - To co prawda tylko część ale uznałem, że nie będę przywoził wszystkich na raz.
Maddy prostuję się po zawiązaniu sznurówek i patrzy szeroko otwartymi oczami na górę papierów. Nie wygląda na zadowoloną i wcale się nie dziwię.
- Trzeba je posegregować i przede wszystkim posprawdzać czy wszystkie płatności się zgadzają i czy na przykład nie jesteśmy zadłużeni u jakiś dostawców. - kontynuowałem. - Jak radzisz sobie z matmą?
- Poradzę sobie. - odparła tylko dalej skanując dokumenty. - Teraz muszę lecieć na zajęcia, więc ogarnę to później. - złapała na klamkę drzwi wyjściowych z zamiarem wyjścia ale jeszcze się odwrócił zerkając na mnie. - No to cześć.
No i wyszła.
Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie przesadziłem zwalając na nią tyle roboty. Dziewczyna jest młodsza ode mnie, studiuję jebaną medycynę i pracuję na pełen etat w kawiarni. W domu więcej jej nie ma niż jest i z tego co mogłem zauważyć nie ma nawet czasu na zjedzenie śniadania.
Ale przecież się zgodziła. Do niczego jej nie zmuszam.
Za to nie musi męczyć się swoim starym zardzewiałym z każdej strony autem, które nadawało się jedynie na złom.
Muszę przestać się przejmować. Nie wychodzi mi to na dobre, a ona sobie poradzi.
- Dyzio! - wołam futrzaka, który natychmiast podrywa głowę z podłogi na której leży. - Idziemy na spacer. - mówię mu.
Golden retriever podbiega do mnie uradowany. Głaszczę go, zapinam mu obroże i smycz, a następnie wychodzę z mieszkania ostatni raz patrząc na mój kubek ze smerfem.
Maddy
Zajęcia mijają mi całkiem spokojnie. Chociaż trwały dzisiaj dużo dłużej niż dzień wcześniej. Co prawda jestem padnięta jak nie wiem co i najchętniej padłabym jak długa tu gdzie stoję plus mam od groma nauki ale jestem zadowolona. Uważnie słuchałam na zajęciach przez co wszystko rozumiem i będę musiała tylko wykonać trochę powtórek.
Cora natomiast dalej nie dawała mi spokoju. Czułam się z nią lepiej niż wczoraj ale dalej była strasznie przytłaczająca i dużo mówiła. Pocieszałam się faktem, że dzięki niej nie byłam sama jak palec i może dzięki niej przestanę być aż tak aspołeczna.
- Zdecydowałaś się już? - spytała dziewczyna, która od pierwszych zajęć wierciła mi dziurę w brzuchu.
- Cora, jestem zmęczona i nie za bardzo przepadam za takimi imprezami. Kluby to zdecydowanie nie moja bajka. - przyznałam kiedy wychodziłyśmy z uniwersytetu.
CZYTASZ
Still Alive - JUŻ W KSIĘGARNIACH!
RomanceMaddy po skończeniu szkoły wyjeżdża ze swojego rodzinnego miasta. Z dala od rodziców i siostry chce zacząć nowe życie. Sama. Wynajmuje mieszkanie i właśnie tam spotyka jego. Zimnego, obojętnego i cholernie wkurzającego Blaise'a. Będą musieli spędzić...