Rozdział 1

34 5 1
                                    

Nad murem coś się pojawiło. Było matowo czarne i lekko poruszało się w górę i w dół, przemieszczając się stale w lewo. Towarzyszył mu dźwięczny odgłos kroków. Doskonale wiedziałem, kto do mnie szedł. Wkrótce moje podejrzenia się spełniły, gdy cała sylwetka stanęła u wyłomu ściany.

- Doktorze! Obudziłeś się wreszcie. - Powitałem przyjaciela.

- Anesby! Stał się cud! Wstałeś wcześniej ode mnie! - Powiedział. Jego długie, brązowe włosy powiewały lekko na wietrze, efektywnie zasłaniając mu lewe oko.

- Specjalnie żeby cię zaskoczyć. - Doktor już nie odpowiedział. Obróciłem się z udawanym triumfem.
Prawda była taka, że nie spałem zaledwie od 5 minut. Zdołałem się jednak rozbudzić na tyle, żeby Doktor raz pomyślał, że jestem w stanie się do czegoś zmusić zamiast biernie egzystować bez jakiejś specjalnej ingerencji w przebieg życia. Dlatego żadne ognisko nie było jeszcze
rozpalone, a herbata wciąż niezaparzona.

Obróciłem się z powrotem w stronę swojego przyjaciela. W przeciągu kilkudziesięciu sekund, gdy na niego nie patrzyłem ten już rozpalał ogień na przygotowanym stosie uschniętych patyków. To dziwne urządzenie, które zawsze pomagało mu wskrzesić płomień widocznie dzisiaj zawodziło, bo Doktor już piąty raz je naciskał i nic się nie działo.

- Cholera... - Stęknął po kolejnej nieudanej próbie. - Wiedziałem, że kiedyś przestanie działać. Pieprzona zabawka.

Schował ją z powrotem do torby i tym razem wyjął tradycyjne zapałki. Widocznie miał zły dzień, bo pierwsza próba zakończyła się złamanym drzewcem. Dopiero za drugim razem udało mu się zapalić. Włożył ją do stosiku i patrzył, jak płomienie zaczynają lizać patyki.

- Herbaty? - Zapytał, biorąc w ręce mały czajniczek.

- Chętnie. - Ciężko było nie skorzystać z oferty. Skądkolwiek pochodził Doktor, nosił zawsze przy sobie najwybitniej smakujące napary, jakie kiedykolwiek piłem. Może dlatego, że tylko te pamiętałem. - Powiedz, Doktorze, co to za liście? Skąd je masz?

- Te? - Zapytał, potrząsając małym woreczkiem z podpisem "H. coniferous". Wypadło z niego kilka liści przypominających nieco igły. - W pamiętnikach mam napisane, że pochodzą z Adrowalii, podobno porastały skały łańcucha górskiego Vardolum na północy Aramandii Dolnej.

- Czasem zastanawiam się, jakim cudem ty tego sobie nie przypominasz, czytając te pamiętniki. - Oboje nie mieliśmy pamięci sprzed pojawienia się w tym dziwnym świecie. Doktor jednak dysponował czymś, czym nie dysponowałem ja. On miał pamiętniki, które podobno pisał przed tym wszystkim. 300 lat podróży po różnych światach. Nie wierzyłem w to, ale im więcej czasu spędzałem na tym ponurym pustkowiu bez żywej duszy to tym bardziej chciałem wierzyć, że gdzieś tam są inne wymiary. Świat, z którego przyszedłem. Że nie jesteśmy jedyni żywi we wszechświecie. Chciałem też wierzyć w to, że Doktor naprawdę ma te 300 czy więcej lat. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że pomimo 6 miesięcy w tym miejscu jemu nie wyrósł ani jeden włos na twarzy, nie miał worków pod oczami ani nie złamał mu się paznokieć?

Moje zamyślenie przerwał mój przyjaciel. Podał mi napar, którego nalał do metalowych kubków. Pozostawiały lekki posmak, ale dało się przeżyć, zwłaszcza, jeśli sama herbata smakowała obłędnie.

- Gdziekolwiek jest ta twoja Adrolawia - czy jak jej tam - na pewno kiedyś przyjdę tam na herbatę.
-
 Adrowalia - poprawił mnie. - Tak, sam bym chciał tam pójść. To chyba piękny świat.
Westchnąłem, rozkoszując się smakiem w ustach. Nie przypominał mi niczego, czego dotąd próbowałem w swoim 6-miesięcznym życiu. Pozwalała mi na moment zapomnieć o mrokach tego świata.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 22 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SEN [w trakcie pisania]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz