6

1.5K 52 14
                                    

-No i elegancko-rzucił się na łóżko mój brat-Szykuj się na wyjazd z naszą ulubioną drużyną!

-Śmieszne-przewróciłam oczami, nie odrywając wzroku od laptopa-Co brałeś? 

-Szkoda gadać-rzucił we mnie poduszką, przez co momentalnie się odwróciłam-A tak na serio, to po prostu Jules nas zaprosił. Jadą do Stanów Zjednoczonych a my razem z nimi. Barca on Tour!

-Przestaniesz robić sobie żarty? Nie mam humoru do tego-przymrużyłam oczy, bawiąc się długopisem.

-Nie żartuję! Za trzy dni lecimy-podniósł się-Wiesz że Hiszpanie średnio potrafią mówić po angielsku a ty akurat znasz idealnie ten język. Ktoś musi im pomóc.

-Na bank będą mieć jakiś tłumaczy czy coś-mruknęłam.

-No wiadomo-kiwnął głową-Ale nie będą z nimi przecież wszędzie łazić. Nie kłóć się ze mną, tylko zacznij się pakować. Ewentualnie napisz do swojego Pablo, jeśli mi nie wierzysz-wstał, idąc do drzwi.

-A Marika?-zapytałam, zatrzymując go.

-Rodzice nie pozwolili jej z nami lecieć, bo oblała jakiś ważny egzamin-odpowiedział-Chyba się tym jakoś bardzo nie przejmuje z tego co widziałem, więc nie martw się. 

-Szkoda-spojrzałam w podłogę, przegryzając wargę.

-E tam-machnął dłonią, zostawiając mnie samą.

Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej walizkę. Zaczęłam powoli pakować ubrania i inne pierdoły. Włączyłam muzykę i powoli ruszałam biodrami w rytm. Tańcząc, podeszłam do biurka aby sprawdzić kto do mnie napisał.

pablogavi:
Ale masz szczęście
Lecisz z nami do USA 

lauracarrasco:
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę (sarkazm)

pablogavi:
Pamiętam jak mi gadałaś że to twoje marzenie, żeby tam polecieć 

lauracarrasco:
Bez ciebie 

pablogavi:
Nie musisz udawać
Wiem że pewnie teraz tańczysz z radości 

lauracarrasco:
Nieprawda 


Zatrzymałam się i rozglądnęłam po pokoju. Czy tu są jakieś kamery i on mnie podgląda? 

***

-Spóźnimy się!-krzyknął zdenerwowany Francesco, trąbiąc na inne auta.

Staliśmy w ogromnym korku, nie mając za dużo czasu. Mieliśmy być na lotnisku już piętnaście minut temu a jak na złość, nie jesteśmy jeszcze w połowie drogi. Po trzydziestu minutach wreszcie udało nam się dotrzeć na miejsce. Wyszliśmy szybko z auta i wzięliśmy swoje rzeczy, podbiegając do drzwi. 

Stanęliśmy na środku i zaczęliśmy rozglądać się dookoła, szukając wzrokiem drużyny. Coś czuje, że żałują tego, że nas zabrali ze sobą. 

-Tutaj!-usłyszeliśmy znajomy głos, więc momentalnie się odwróciliśmy.

-Cześć, przepraszamy was bardzo-powiedziałam na wstępie-Korki na mieście.

-Spokojnie, bo i tak musimy czekać na kilka osób-pomógł mi z bagażem-Na szczęście mamy swój prywatny samolot i nikt nie zostanie sam.

Gdy załatwiliśmy wszystko, wreszcie weszliśmy do środka. Zajęłam swoje miejsce i odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o okno, chcąc się uspokoić. 

-Mógłbyś przestać?-warknęłam, gdy ktoś za mną ciągle kopał mój fotel.

-Nie-rzuciła osoba za mną.

-Gavira no-zmarszczyłam brwi-Nawet w samolocie nie dasz mi spokoju?

-Nic ci nie robię przecież-burknął w odpowiedzi-Poprawiam sobie buty i przypadkowo uderzam w fotel. Nie ma tu za dużo miejsca.

Cała podróż była dla mnie strasznie męcząca. Pablo ciągle kopał mi fotel i nie dawał spokoju. Gdy chciałam iść do łazienki, wyprzedzał mnie i zajmował pomieszczenie na pół godziny.

Jak można być aż tak irytującym?  Ile on ma lat?









Angry Issues || Pablo GaviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz