Wolę dach niż imprezę

393 12 9
                                    

W klubie było zdecydowanie za głośno i zbyt duszno. Próbowałam dobrze się bawić. Naprawdę. Obserwowanie siostry która wciskała banknoty za gumkę majtek obcego mężczyzny było komiczne, ale nawet ten widok i dwa wypite drinki nie sprawiły, że czułam się tutaj bardziej na miejscu. Wytrwałam większą część pokazu, przynajmniej tę bardziej oficjalną gdzie tancerze byli na scenie, a moja zawstydzona siostra z diademem i welonem na głowie siedziała na małym krzesełku przyglądając się prawie gołym tyłkom.

Śmiałam się tak bardzo, że rozbolały mnie mięśnie brzucha, a z oczu polały się łzy. Nie mogłam sobie przypomnieć kiedy ostatnim razem ktoś był w stanie zawstydzić Gabi, była tym typem człowieka który zawsze znajdował się w centrum uwagi i bardzo dobrze sobie z tym radził. Ja nie koniecznie. I nie chodziło wcale o to, że byłam zupełnym odludkiem stroniącym od wszystkiego co wiąże się z interakcją z drugim człowiekiem. Po prostu moja socjalna bateria wyładowywała się trochę szybciej. To wszystko.

Właśnie dlatego wylądowałam na dachu klubu w którym odbywała się impreza. Teoretycznie było to miejsce tylko dla pracowników którzy chcieli zapalić papierosa, ale zignorowałam kilka zakazów wstępu chcąc pooddychać świeżym zimowym powietrzem.

- Mogę wiedzieć co koleżanka tu robi? – głos za mną zaskoczył mnie tak bardzo, że podskoczyłam w miejscu. Nie usłyszałam otwierania drzwi. Powinnam się bardziej skupiać na otoczeniu kiedy jestem w obcym miejscu, a nie stać tyłem do potencjalnego mordercy który mógłby mnie z łatwością zepchnąć z dachu.

- Przepraszam, chciałam tylko zaczerpnąć świeżego powietrza, bez przepychania się przez tłum przy wejściu – wytłumaczyłam się. Pośpiesznie odwróciłam się na pięcie zauważając, że na drugim końcu dachu, jakieś dwa metry od drzwi stoi ciemnowłosy mężczyzna. Instynkt podpowiadał mi, że powinnam jak najszybciej się stąd wynosić, ale delikatny, przyjazny uśmiech który gościł na jego ustach zdawał się przyspawać moje stopy do podłoża.

- Spokojnie, nie jestem właścicielem, mi nie musisz się tłumaczyć z wtargnięcia na teren niedostępny dla imprezowiczów.

- Niemniej przepraszam – powtórzyłam się. – Nie powinnam była tutaj wchodzić.

Wzruszył ramionami robiąc krok w moją stronę.

- Spoko, zauważyłem jak się wymykasz, gdybym chciał cię zatrzymać zrobiłbym to na dole.

Poczułam, że ciepło dociera do moich policzków zabarwiając je na różowo. Miałam szczerą nadzieję, że uzna to za reakcję na ujemną temperaturę. Równie dobrze mogło tak właśnie być. Na zewnętrz było lodowato, a ja miałam na sobie jedynie sukienkę i szpilki.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś? – zapytałam kiedy cisza zaczęła mi ciążyć.

Tym razem uśmiech który zagościł na jego ustach był pełny, zauważyłam, że dzięki niemu w jego policzkach pojawiły się niewielkie urocze dołeczki.

- Postanowiłem najpierw przesłuchać cię na osobności – odpowiedział bez wahania, znajdując się już w połowie drogi między mną a drzwiami na klatkę schodową.

- W takim razie odmawiam składania zeznań bez obecności mojego adwokata – odpowiedziałam równie lekkim tonem. Trochę się rozluźniłam kiedy zrozumiałam, że nie znalazł się tutaj po to, żeby na mnie nawrzeszczeć. Przynajmniej na razie nie.

- A będziesz potrzebowała adwokata? – zapytał wsuwając ręce do kieszeni kurtki. Zadrżałam czując lodowaty wiatr na skórze. Musiał to zauważyć, bo spojrzenie jego jasnych oczu przesunęło się po całym moim ciele, jakby próbował ocenić jak bardzo muszę być szalona stojąc tutaj w takim stroju i odmrażając sobie tyłek. – W pierwszej kolejności to potrzeba ci czegoś ciepłego – zauważył. – Bo inaczej to ja będę musiał się tłumaczyć.

One More Time (krótkie opowiadanie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz