Ten z bezbłędną dedukcją

116 19 1
                                    

,,A man with charm
is very dangerous thing."

- Nigdy więcej tego nie rób - Grace powtórzyła po raz kolejny, gdy z jej dłoni przestała wylewać się rzeka krwi.

A przynajmniej tak wyglądało to w jej oczach.

W rzeczywistości rany nie były głębokie, porównywalne do mocniejszego zadrapania. Mimo to brunetka co chwilę odkrywała opatrunek uciskowy, aby sprawdzić czy aby na pewno wszystko dobrze się goi.

- Jakim cudem ktoś taki uchował się w sabacie Czerwonego Księżyca? - Klaus przekręcił głową z niedowierzaniem, doskonale wiedząc jakie było źródło Mocy sabatu.

- Zrezygnowałam z praktykowania wiele lat temu. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego - odparła, zawiązując nieudolnie kokardkę z końcówki bandaża, mając do dyspozycji palce tylko jednej ręki.

- Wiele wiedźm zrobiłoby wszystko, aby władać Mocą, którą dysponujesz. - Wampir zmarszczył brwi.

- To prawda - odparła, mając przed oczami dziesiątki przykładów, gdy podczas poznawania innych wiedźm, gdy te dowiadywały się do jakiego sabatu przynależy ich twarze reprezentował cały wachlarz emocji - od ekscytacji po zazdrość.

- Dlaczego dobrowolnie pozbywasz się takiej władzy? - zapytał lustrując smukłą twarz brunetki, która nawet nie drgnęła podczas odpowiedzi, co oznaczało że była jej całkowicie pewna.

- To nie władza, to przekleństwo.

- Przekleństwem jest spalanie się wampirów w promieniach słońca albo niekontrolowana przemiana wilkołaków podczas pełni. Ty dostałaś dar.

- Nazywaj to jak chcesz - westchnęła, wstając z krzesła, aby ruszyć w stronę zlewu. - Nie zmieni to faktu, że poświęcenie własnych dzieci, aby ród utrzymał Moc w kolejnych pokoleniach jest aktem czystego okrucieństwa i wyprucia z ludzkich odruchów - dodała, nalewając koleją szklankę wody.

- Wielkie czyny wymagają wielkich poświęceń, choć muszę przyznać ci rację, że angażowanie w to niewinnych istot jest bestialstwem. I mówię to ja. - Mężczyzna wskazał na siebie ruchem dłoni.

- Sam Klaus Mikaelson uważa członków Czerwonego Sabatu za bestie. Czy piekło już zamarzło? - Grace uniosła wzrok na sufit, po czym pociągnęła kilka głębokich łyków wody. - Uczucie wysuszenia jest nie do zniesienia... - westchnęła, od dłuższego czasu nie mogąc zaspokoić pragnienia, choć od razu ugryzła się w język wiedząc, że dla wampira była to istna to katorga. Nie chcąc dać poznac po sobie zmieszania, podeszła w stronę wampira, który nieudolnie próbował zmienić niewygodną pozycję, lecz uniemożliwiał mu to wycieńczony organizm. - Pomogę ci się podnieść, ale jeżeli tylko przez myśl przejdzie ci wbicie się w moje żyły, przysięgam na Boga, wrócę do praktykowania Mocy, aby skopać ci tyłek - powiedziała grożąc mu palcem.

Rysy Pierwotnego złagodniały, przymknął powieki, tylko po to, aby po chwili spojrzeć na dziewczynę niewinnymi oczami w kolorze nieba w ciepły, letni wieczór, a na jego twarzy zagościł uroczy uśmiech.

Gracelynn zaśmiała się pod nosem z niedowierzaniem. W końcu jakim cudem ktoś tak śmiercionośny i niebezpieczny w przeciągu chwili wyglądał jak potulny baranek?

- Czyli to tak zwodzisz swoje ofiary? - zapytała, na co mężczyzna złożył usta w cienką linię i wzruszył ramionami. Dziewczyna przekręciła tylko oczami i podeszła do blondyna, chwyciła go za ramiona i użyła naprawdę wiele siły, aby pomóc mu podciągnąć się na kanapę. Wampir jęknął cicho pod wpływem męczącego ruchu, ale już po chwili westchnął z ulgą mogąc nareszcie położyć się na miękkim meblu i ozdobnych poduszkach, na które Gracelynn spojrzała z politowaniem, spowodowanym faktem iż na pewno nie uda się jej odprac krwawych i błotnistych plam.

Czerwony Księżyc || KLAUS MIKAELSON ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz