Podałem kobiecie za biurkiem mój paszport. Ta otwarła go, porównała moją żywą osobę z zdjęciem i przybiła stempel. Odebrałem dokument od niej i idąc w kierunku odbioru bagażu i spojrzałem na swoje zdjęcie, wyglądałem na nim jakbym conajmniej zamordował trzyosobową rodzine kilka godzin wcześniej. Westchnąłem i schowałem książeczkę do kieszeni kurtki z której wyciągnąłem mój telefon. Włączyłem urządzenie, nie ufałem trybowi samolotowymi zawsze postępowałem bardziej radykalnie i wyłączałem komórkę. Chwile po włączeniu przywitał mnie SMS " DIE BUNDESREGIERUNG WILLKOMMEN" nie rozumiałem niemieckiego więc jedynie liczyłem, że nie jest to ostrzeżenie przed żadnym orkanem lub trzęsieniem ziemi w regionie. Moja walizka pojawiła się na taśmie w przeciągu kilku minut, teraz wystarczyło jedynie znaleźć taksówkę dogadać się jakoś z kierowcą i dotrzeć do hotelu. Najtrudniejszą częścią tego jakże prostego planu było porozumieć się, nie znałem niemieckiego a podczas próby rozmowy po angielsku zawsze chwytała mnie blokada językowa, na znajomość koreańskiego u taksówkarza nie miałem co liczyć.
Oznaczenia na lotnisku były bardzo czytelne w postaci piktogramów więc szybko odnalazłem zatoczkę z taryfami. Wsiadłem do jednej z nich rzuciłem pospieszne dzień dobry i pokazałem kierowcy nazwę i adres hotelu na telefonie.
- Oh ja- powiedział mężczyzna- Es ist ein sehr gutes Hotel- Uśmiechnąłem się krzywo starając się pokazać, że chociaż coś zrozumiałem z jego wypowiedzi. Miałem jedynie nadzieje, że człowiek ten nie będzie starał się prowadzić ze mną sztucznie uprzejmej konwersacji. Ku mojej uldze mężczyzna ruszył z pod lotniska i włączył radio. Z odbiornika popłynęła znana mi piosenka i odrazu rozluźniłem się słysząc znajome tony, miasto za oknem cechowało się dużą ilością zieleni i elegancko ubranymi ludźmi którzy widocznie gdzieś się spieszyli. Westchnąłem cicho opierając skroń o szybę nie minęły nawet dwie godziny a skutki jet lag już zaczynały dawać o sobie znać.
Ogromne, nowoczesne wieżowce kontrastowały z starą klasyczną architekturą. Pierwszy raz widziałem europejską zabudowę, było w niej tyle kontrastów piękne zdobione, złote budynki mieszały się z prostymi betonowymi obiektami. Nie był to mój pierwszy raz na tym kontynencie ale poprzednie wyloty były stricte biznesowe, lotnisko, podstawiony środek transportu, biuro kontrahenta i powrotny lot do Korei. Teraz miałem wreszcie okazje przyjrzeć się bardziej temu znanemu mi głównie z filmów światu. Drogę do hotelu pokonałem w mniej niż trzydzieści minut, uiściłem opłatę kierowcy i po krótkim meldunku w lobby otrzymałem kartę do mojego pokoju. Dosłownie padałem z nóg. W Korei była już noc natomiast tu dopiero popołudnie, dziewięć godzin różnicy czasu. Wiedziałem, że teraz nie zasnę emocje nie zdążyły jeszcze opaść a kładzenie się teraz było by nie logiczne ponieważ obudził bym się nad ranem, a przecież już jutro zaczynał się festiwal i musiałem mieć siły na cały dzień.
Przeczesałem palcami włosy do tył i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Byłem widocznie zmęczony, niedobory snu odcisnęły swoje piętno pod moimi oczami. To był mój pierwszy urlop od dwóch lat a ten cichy głosik mówiący o tym, że tracę czas i jestem nieproduktywny starał się dojść do głosu. Westchnąłem - Jesteś tu aby odpocząć Minho- powiedziałem do siebie. Rozmowy z samym soba jakkolwiek bardzo szalenie zostały przedstawione w popkulturze bardzo mnie uspokajały. To właśnie podczas takich dyskusji wpadałem na rozwiązania spraw prawnych i pomysły na obranie nowej strategi obrony w sądzie. Jednak bardzo pilnowałem aby nikt nigdy mnie na nich nie przyłapał, już miałem łatkę nieempatycznego druga w postaci szalonego nie była mi potrzebna. Ludzie oceniali mnie na podstawie ekspresywności mojej mimiki która była równa praktycznie że zeru. Nie często się uśmiechałem, ale czy tego nie wymaga się przecież od dobrego prawnika? Pokerowa twarz była moim atutem na sali sądowej ale nie w życiu codziennym. Klienci wymagali ode mnie pełnej powagi i profesjonalizmu przed sędzią i ławą przysięgłych i miłego uśmiechu z ramieniem do wypłakania się w biurze. Nie umiałem być takim, jedynym plusem jest to, że w tej branży liczą się wyniki w postaci ilości wygranych rozpraw a nie prezencja.
Wyciągnąłem z teczki bilet wstępu na festiwal, zaczynał się jutro o punkt 10 ceremonią otwarcia. Jeszce w Korei rozpisałem sobie wszystkie dostępne połączenia z hotelu do strefy koncertowej na stadionie. Miałem sporo opcji ale wolałem wziąć jeden z wcześniejszych autobusów i poczekać na miejscu niż stać w tłumach przed samym otwarciem. Organizacja jest dla mnie kluczem, inaczej bardzo łatwo jest wytrącić mnie z równowagi przez co staje się nerwowy i uszczypliwy a to tylko dodaje mojej łatce nieempatycznego człowieka. Odłożyłem broszurkę na biurko i podszedłem do okna rozciągał się stąd piękny widok na panoramę Berlina. Była piętnasta a ja padałem z nóg, może spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi, przy okazji zobaczę kawałek miasta. Miałem w notatniku wypunktowane najważniejsze atrakcje ale nie miałem siły na zwiedzanie. Rozpiąłem walizkę i wyciągnąłem z niej puchaty niebieski sweter, pomimo początków lata wiatr w Berlinie był chłodny, ubrałem go na siebie spakowałem dokumenty, kartę i wyszedłem z pokoju.
Na mój telefon zaczęły przychodzić powiadomienia o wiadomościach od znajomych życzących mi udanego wypoczynku i dobrej zabawy, uśmiechnąłem się czytając je, może tym ludziom zależało na mnie bardziej niż sądziłem. Pogoda była piękna, małe chmurki leniwie przesuwały się po nieboskłonie a słońce miło grzało w twarz.
Wiedziałem, że przed jutrem musze koniecznie odwiedzić kantor i wymienić pieniądze na Euro. Organizatorzy festiwalu poinformowali na swojej stronie, że nie we wszystkich stanowiskach możliwa będzie płatność bezgotówkowa. Wydawało mi się to dość absurdalne, jako osobie która wszędzie w Korei płaciła telefonem a na świecie coraz głośniej mówiło się o technologi płacenia tęczówką. Najwyraźniej Niemcy były bardziej tradycyjnym krajem niż by to się wydawało. Idąc pogrążony w myślach dotarłem nad rzekę o ile dobrze pamietam nazywa się Sprewa lub Hawela ponieważ obie z nich przepływały przez to miasto. Po drugiej jej stronie dostrzegłem grupkę młodych Azjatów mocujących się z futerałami na instrumenty. Starali się upchać sprzęt na siłę w bagażniku vana ale co chwile coś z niego wypadało. Każdemu niepowodzeniu towarzyszyła salwa śmiechu, wyglądali na zgranych przyjaciół, może spotkam ich na festiwalu pomyślałem.
Tutaj w Berlinie osiem tysięcy kilometrów od domu po raz pierwszy poczułem spokój, moja głowa była tak cudownie wolna od myśli jedyne co odczuwałem to tu i teraz. Wybierałem się na wymarzony festiwal muzyczny byłem dziś szczęśliwym człowiekiem. Po latach uderzyło mnie to wspaniałe uczucie - satysfakcja.
CZYTASZ
Our sound | Minsung
FanfictionDwie osoby z dwóch zupełnie innych światów. Minho prawnik w dochodowej kancelarii i Jisung utalentowany wokalista debiutującego zespołu. Jedna pasja - Muzyka kiedy obaj wybierają się na popularny festiwal muzyczny mają w planach dobrze się bawić...