Part 2

56 13 6
                                    

Kolejne dni pozwoliły Cass dojść do siebie po ataku i odzyskać dawną sprawność. Rana goiła się dobrze. Dzięki pomocy Mereid, pozostawiła po sobie jedynie paskudną bliznę. Cassidy starała się zająć czymś myśli, by nie zamartwiać się tym, co działo się z jej ojcem. Chwytała się niemal każdego zajęcia. Cieszyła się na myśl, że może wziąć udział w misji podjętej przez jej młodszego brata – Sigrida. Towarzyszył im również Vigar – najmłodszy z rodzeństwa. Cass lubiła z nimi współpracować. Mimo wielu różnic, ich zażyłość sprawiała, że rozumieli się niemal bez słów.

W odpowiednim miejscu i czasie cała trójka skryła się wysoko w koronie drzewa. Cassidy, oparta o pień, obracała w palcach nieduże ostrze. Bacznie obserwowała otoczenie. Podmuchy wiatru szeleściły liśćmi, sprawiając, że ciche rozmowy zabójców były niemal niesłyszalne.

– Jesteś pewny, że to tutaj? – zapytała Cass, zatrzymując ostrze w dłoni. – Czekamy tu od przedpołudnia.

– Śpieszy ci się gdzieś? – zakpił Vigar, uśmiechając się do niej bezczelnie. – Korzystaj z pięknej pogody.

– Korzystam, ale towarzystwo mogłoby być nieco bardziej rozrywkowe.

Jednym susem przeskoczyła na sąsiadującą gałąź, by mieć lepszy widok na ciągnącą się niemal po horyzont drogę. Nasunęła kaptur, chcąc ukryć płomiennorude włosy, które mocno kontrastowały z wszechobecną zielenią.

– Miejmy nadzieję, że nie dopadły ich gobliny – usłyszała za sobą głos Sigrida. – Podobno ostatnimi czasy kręcą się w tych stronach.

– Mielibyśmy cholernego pecha – westchnął Vigar, przeczesując dłonią krótkie kasztanowe włosy. – To dobrze płatne zlecenie.

– I ważna rodzina szlachecka – dodał Sigrid. – Szkoda, żeby taki zarobek przeszedł nam koło nosa.

– Ależ pieprzycie – zniecierpliwiła się Cass. – Bardziej martwiłabym się o naszego informatora.

– Na spokojnie. Jestem pewny tych informacji... – rzucił starszy z braci, jednak nim zdążył powiedzieć coś jeszcze, dziewczyna weszła mu w słowo:

– Pewny to ty możesz być sraczki po wizycie w wioskowej gospodzie. Po zmianach wprowadzonych przez Blarisa, ludzie stali się ostrożniejsi. To już kolejne podobne zlecenie. Nie są głupi, domyślają się, że ktoś może zapłacić za ich łby.

– Ktoś tu chyba wstał lewą nogą, co? – zakpił Vigar.

– Wcale nie lewą. Zależy mi na tym zleceniu.

Jej słowa nie spodobały się Sigridowi. Znał ją bardzo dobrze i sam się sobie dziwił, że zareagował na cięty język siostry. Czuł, że słowa matki zasiały w nim ziarno goryczy. Zaczęło kiełkować, choć bardzo się przed tym wzbraniał. Zacisnął zęby, sprawiając, że jego kwadratowa szczęka nabrała groźniejszego wyglądu. Był bardzo podobny do Briana.

– Mogłaś zostać, skoro coś ci się nie podoba – rzucił, dając ujście frustracji. – Sama chciałaś tu przyjść.

– Chciałam – przytaknęła już spokojniej Cass. – Wybacz. Dawno nie robiliśmy wspólnie żadnego zlecenia.

– Bo byłaś ranna – wtrącił Vigar. – A tak się chwaliłaś, że to takie łatwe zadanie.

Dziewczyna prychnęła jedynie pod nosem, wpatrzona w znajdujący się przed nimi trakt.

Nastroje panujące w imperium sprawiały, że mieli coraz więcej zleceń, ale i ich ofiary stawały się bardziej wyczulone na działania zabójców. Sama przekonała się o tym najlepiej, kiedy dała ugodzić się ofierze nożem. Tym razem nie mogła jednak pozwolić sobie na niefrasobliwość. Wiedziała, że ojciec wyczekiwał w gildii dobrych wieści. Nie mogła go zawieść.

Więzi Krwi - Dziedzictwo (One shot)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz