1. Styczniowy chłód

11 1 0
                                    

Wciągnął zimne powietrze, które powinno ochłodzić mu płuca, jednak tylko je delikatnie połaskotało, co nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Mógłby przysiąc, że poprzedniego roku styczeń był zdecydowanie cieplejszy. Może to jednak on z roku na rok jest coraz zimniejszy?

Chciał wytłuc gołymi rękoma szybę, w którą się wpatrywał od niemal godziny i dostać w swoje ręce wreszcie to, na co zasługiwał od wielu lat. Wiedział jednak, że nie mógł tego zrobić, choćby nawet bardzo się postarał. Ta aksamitna skóra, kusząca do delikatnego dotyku, aby przypadkiem czegoś nie zepsuć... Ogniście rude włosy, których pewnie nie jedna kobieta jej zazdrościła. Jasnoniebieskie oczy, mające w sobie porażający magnetyzm... Oraz głos, który pieścił jego wyczulony słuch, głos, którego zdążył się nauczyć i przywoływać w myślach, kiedy tego potrzebował. Mógł tylko wgapiać się wściekły, że los każe mu wciąż czekać. Po tylu latach ta męka miała znaleźć wreszcie swoje ujście, z którego mógł skorzystać, ale wciąż nie w pełni. Wciąż musiał się hamować i nie mógł dostać stu procent tego, na czym mu zależało. Dlatego więc jedyne, na co mógł sobie pozwolić w tamtej chwili, to obserwacja i zapamiętywanie każdego, nawet najdrobniejszego jej gestu.

Ona, nieświadoma obecności swojego obserwatora, bez skrępowania wykonywała wszystkie czynności dnia codziennego. Towarzyszył jej w nich niemal bez przerwy zapamiętując, pilnując, nawet martwiąc się, kiedy była smutna i wściekając się, kiedy wchodziła do mieszkania z jakimś mężczyzną. Z góry zakładał, że z pewnością zostanie zraniona. Niewiele się mylił, bowiem ona również czuła, że nie dostała jeszcze od życia tego, na co zasługiwała.

- Ronnie!

Do pionu postawił go głos dobiegający z samego dołu. Wiera, pomyślał, wydając z siebie pojedyncze warknięcie. Nie mógł zostać zauważony. Potrafił się sprawnie ukryć, a pod osłoną nocy było to jeszcze prostsze. Spojrzał na właścicielkę damskiego głosu, który nawoływał, a następnie na swój obiekt. Nie zareagowała, miała słuchawki w uszach i tanecznym krokiem szykowała kolację.

Przypomniał sobie, że był piątkowy wieczór, spoglądając na przybyszkę, która odziana była w błyszczącą sukienkę do kolan i tandetnie sztuczne futro, które nijak jej nie ogrzewało. Telepała się na zimnie, przestępując z nogi na nogę. Przybyszka wyjęła w końcu swój telefon, a chwilę później widział, jak jego punkt obserwacyjny przykłada do ucha swoje urządzenie.

- Tak? - usłyszał melodyjny, aczkolwiek przytłumiony, przez zamknięte okna, dźwięk jej głosu.

Roześmiała się. Lubił ten dźwięk.

- Dobra, ale muszę zjeść chociaż jedną kanapkę. Poczekaj... - w tym samym momencie, odwróciła się od blatu kuchennego i spojrzała w okno, do którego z pewnością chciała podejść. Na jedną milisekundę, kiedy patrzyła, jej wzrok spotkał się z jego spojrzeniem. Wydarzyło się to, choć wcale tego w tym momencie nie chciał. Stracił czujność.

Wycofał się w chwili, kiedy dziewczyna przymknęła powieki, aby mrugnąć, ale ona dobrze wiedziała, że zauważyła zarys... Czegoś... Kogoś i błysk tęczówek. W momencie przeszedł ją dreszcz i próbowała sobie to w głowie logicznie wyjaśnić, ale jak miała to zrobić, skoro mieszkała na trzecim piętrze? Czy ktoś mógł być na tyle szalony, aby wspiąć się tak wysoko i podglądać? Nie była jednak nawet pewna, czy w ogóle był to człowiek. Równie dobrze mogła zobaczyć kota sąsiada, który czasami wędruje pomiędzy parapetami. Wydawało mi się.

Chciała uwierzyć w swoje myśli, ale wyrwało ją wołanie z telefonu, o którym zapomniała.

- ...laska, ja zaraz pojadę sama. - narzekała jej koleżanka, ale Ronnie wciąż nie podniosła urządzenia do ucha.

Licho nie śpi ✧ Veronica Ronnie WalkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz