1. Kocham ich wszystkich

297 10 1
                                    

Obudziłam się cała mokra. Kiedy spałam bardzo się spociłam, przez  mój straszny sen. Nie pamiętam dokładnie co mi się śniło, lecz na pewno nie było to coś miłego. Okropne było uczucie, kiedy nie mogłam się ruszyć, ani wydać z siebie słowa kiedy jakiś upiór chciał mnie utopić. W wannie. Tak, w mojej własnej wannie. Zerknęłam na zegarek, było chwilę po piątej. Zdziwiłam się, że tak szybko się obudziłam, przecież był weekend, wolne od szkoły. Bardzo zaschło mi w ustach, więc udałam się na dół do kuchni po szklankę wody. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam tam Vincenta. Widziałam, że jest zapracowany, ale nie aż tak, że musiałby wstawać o 05:00.
-Dzień dobry Hailie, dlaczego nie śpisz? - odezwał się do mnie jak zwykle chłodnym głosem.
-Cześć, Vince- przywitałam się z moim bratem, po czym wyjaśniłam mu, że miałam straszny sen.
-Opowiesz mi o nim? - odezwał się najstarszy z braci.
-Hmm, no dobrze. Śniło mi się, że się kąpałam w wannie. Nagle jakiś potwór, upiór, nie mam pojęcia co to było złapało mnie za ramiona i zaczęło topić pod wodą. Nie mogłam się ruszyć ani odezwać. Obudziłam się cała spocona i przestraszona. - Wyjaśniłam,po czym odezwałam się znowu. - Vince, co to było? Dlaczego nie mogłam się odezwać? - zapytałam.
Vincent jak zwykle wpatrywał się we mnie swoim zimnym spojrzeniem, jednak gdzieś w głębi widziałam łagodność.
-Hailie, to był paraliż senny. Nie bój się. - odpowiedział, po czym położył dłoń na moje ramię.
Lubiłam, gdy okazywał mi trochę czułości.
Nagle do kuchni wszedł Will.
-Hej,malutka. Byłem u ciebie w pokoju sprawdzić czy śpisz. Co się stało że obudziłaś się tak wcześniej? - uśmiechnął się miło, po czym otworzył dla mnie swoje ramiona. Kochałam, gdy tak robił. Kochałam, gdy któryś z braci okazywał mi czułość.
-Hej, Will - przyjęłam jego czuły gest bez zastanowienia. - Miałam zły sen, Vincent powiedział że to paraliż senny. Nieźle się wystraszyłam. - wytłumaczyłam, po czym poczułam, jak jego uścisk się wzmacnia.
- Jeśli jakiejś nocy jeszcze się tak stanie, napisz do mnie, lub któregoś z braci. Ktoś napewno do ciebie przyjdzie. - zapewnił mnie.
- Dobrze. - odpowiedziałam, po czym przyszedł mi na myśl pewien pomysł
-Will, masz teraz dużo pracy? Chciałam z tobą coś obejrzeć. - powiedziałam. Will spojrzał na Vince'a jakby szukał u niego pozwolenia. On kiwnął głową co oznaczało "tak".
-Oczywiście malutka, obejrzymy coś. - odpowiedział. Po czym się słodko do mnie uśmiechnął.
Usiadłam na kanapie, a mój ulubiony brat robił nam śniadanie. Kiedy dostałam już swoją owsianke na stół, usiadłam koło Willa.
-Co byś chciała obejrzeć, malutka? - spytał.
-Może... Może Królewnę Śnieżkę? - zasugerowałam. Nie wiedziałam, czy mój prawie najstarszy brat będzie chciał oglądać jakieś księżniczki.
-Dobrze, a więc obejrzymy Królewnę Śnieżkę. - Uśmiechnął się.
Kiedy oboje zjedliśmy swoje śniadanie, rozłożyliśmy się na kanapie i włączyliśmy wybraną przeze mnie bajkę. Kiedy ją oglądaliśmy, dużo rozmawialiśmy na luźne tematy. Bajka się skończyła, a my dalej urzadzalismy sobie pogawędkę. Zanim się obejrzałam, była już 9 rano. Nagle do kuchni wszedł Dylan. Jego włosy były mokre, też nie potrudził się o założenie koszulki. Zgadywałam że wziął prysznic.
-Siema, mała dziewczynko - podszedł i roztrzepał mi włosy.
-Siema, duży chłopaczku - odpowiedziałam i poprawiłam włosy. Dylan spojrzał na mnie i uśmiechnął się tym swoim uśmieszkiem. Dziś był w wyjątkowo dobrym humorze. Zrobił sobie śniadanie. Tosta francuskiego na słodko, obok pokrojone miał swierze owoce. Nie mogłam się oprzeć jak zobaczyłam że ma tam truskawki - moje ulubione owoce. Stwierdziłam, że skoro ma dobry humor to nie obrazi się, jak jedną mu ukradnę. Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Najpierw wyszeptałam mój plan na ucho Willowi, ten zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy.
- Ej, ja też chcę wiedzieć o czym tam sobie szepczecie. - zwrócił się do nas Dylan. Bez wachania wstałam i podeszłam do niego, zerkając przy tym na Willa. Kiedy stałam już przy nim przytuliłam się do niego, aby go zmylić. Dylan odwzajemnił uścisk i powiedział niby pod nosem, ale jednak tak, żebym i ja i Will to usłyszeli.
-Nasza mała Hailie, ma dziś chyba dobry humor. Kiedy to mówił zabrałam mu truskawkę z talerza i chciałam uciec z powrotem na kanapę. On jednak złapał mnie za ramię odwrócił i zaśmiał się po czym dodał "Ty cwaniaro, zajebałaś mi truskawkę, a przecież nie musiałaś tego robić wystarczyło spytać gdzie są."-ponownie się zaśmiał, po czym pociągnął mnie za rękę i wcisnął w dłonie wielki pojemnik z soczystymi truskawkami.
-Dylan, ale ty dziś jesteś miły. Dziękuję. Uśmiechnął się do mnie  zadziornym uśmiechem i dalej wcinał swoje śniadanie.
Nagle usłyszałam jakiś huk po czym przekleństwa. Gwałtownie odwróciłam się w stronę schodów. Moim oczom ukazał się Tony leżący na schodach a za nim Shane który wnet nie udusił się ze śmiechu.
-Ty pojebanych idioto, masz 3 sekundy na spierdolenie. - oznajmił z irytacją w głosie Tony
- Oj Tonuś, Tonuś. Nie boję się ciebie. - odpowiedział mu Shane.
- Chłopaki, macie 5 lat? Jak wy się zachowujecie? - Ostrzegł ich Will.
- No mówię ci Hailie, d e b i l e - zwrócił się do mnie Dylan, z rozbawioną miną. Odwzajemniłam jego uśmiech, po czym nie mogłam oprzeć się małym dogryzieniu Tony'emu.
- Hej - przywitałam się. - Tony, bawisz się w Jasona?- zapytałam śmiejąc się. Dylan i Shane wpadli w śmiech, po czym Shane podszedł do mnie, poklepał mnie po głowie i powiedział prawie "umierając" ze śmiechu "nie no mała Hailie, to Ci wyszło". Tony wstał i wszedł do kuchni rzucając mi mordercze spojrzenie. Nie przejęłam się tym, robił to zbyt często, aby mnie to obchodziło. Wszyscy bracia mieli dziś nadzwyczajnie super samopoczucie, więc podeszłam do nadąsanego Tony'ego, przylęgłam do jego boku po czym powiedziałam:
-Nie obrażaj się tak Tony. Naburmuszona księżniczka z ciebie. - zachichotałam. Tony zarechotał po czym odwzajemnił mój uścisk, co prawda jedną ręką, ale nie przeszkadzał mi ten fakt. Byłam zdziwiona, że w ogóle też mnie przytulił. Chwilę stałam przytulona do niego, dopóki nie wysmarował mi nosa kremem czekoladowym. Wszystkich obecnych tu braci strasznie rozbawił widok mojego upapranego nosa od czekolady. Najbardziej jednak śmiał się Shane, który siedział wlasnie na kanapie. Podbiegłam do niego i wytarłam czekoladę w jego włosy. Wszyscy łącznie ze mną zaczęli się śmiać. Shane pchnął mnie ręką na kanapę, po czym spojrzał się na mnie niby zdenerwowany, jednak nie mógł zatrzymać śmiechu. Wybuchł nim siedząc centralnie nade mną. Kiedy chciałam się podnieść on popychał mnie znów na kanapę. Jak zrobił to po raz już chyba 7 krzyknęłam rozbawionym głosem "Shane!!!", po czym złapałam się jego szyji, żeby nie mógł już mnie popchnąć. Zamiast tego podniósł kark z moimi rękoma na nim i mnie przytulił. Nie wiem, co dziś się im stało, ale okazywali mi dużo uczuć. Kochałam gdy tak robili. Kochałam też ich. Boże, jak ja ich wszystkich kocham.




Kolejna czesc nastąpi jutro albo jeszcze dziś.

Rodzina Monet - wymyślona opowieść Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz