"To właśnie dzisiaj czciliśmy i czcimy pierwszą rocznicę śmierci znanego biznesmena pana Tomasa Rose oraz jego żony, Susanne. Wszyscy pamiętamy jak wielki szok rok temu wywołała na nas ta informacja. Wówczas siedemnastoletnia Brooklyn, córka pana Rose, wróciła ze spotkania z przyjaciółką gdzie zastali ją zdenerwowani rodzice. Nastolatka pod wpływem alkoholu sięgnęła po starą strzelbę ojca i z zimną krwią zabiła obojga rodziców oraz rozćwiartowała psa. Brooklyn przebywa aktualnie w oddziale zamkniętym gdzie specjaliści pomagają jej ze wszystkich sił. Wyniki przeprowadzonych badań wskazały, że dziewczyna jest chora. Miejmy nadzieje, że córka..."
Marszczę brwi, gdy głos prezentera milknie i po chwili radio wyłącza się kompletnie.
- Nie powinnaś słuchać tego gówna - rozluźniam się, gdy słyszę głos Johna, jednego z tutejszych ochroniarzy - I na pewno nie powinnaś być tutaj. Wracaj do pokoju.
Odwracam się na pięcie i spoglądam na opaloną, pokrytą już kilkoma zmarszczkami twarz. Jego zielone oczy wpatrują się prosto w moje, brązowe.
- Zastanawiam się jak oni mogą wierzyć w to wszystko - ignoruję polecenie mojego przyjaciela i kontynuuje zamyślona - Wyobraź sobie, mój tato był tak silny jak ty, może nawet silniejszy, a teraz popatrz na mnie. Jak ja mogłabym uwięzić go w kuchni i po prostu zabić? To jest przecież niemożliwe.
Podchodzę do czterdziestolatka i łapię go za czarną koszule.
- Tak wiele osób wierzy sądowi, a oni przecież ze mną nawet nie rozmawiali. Po prostu zrobili tą sekcje, zdjęcie mnie leżącej z tą cholerną bronią i zamknęli w tym miejscu opuszczonym przez Boga, a ja do kurwy nędzy wszystko pamiętam! - głośność mojego głosu rośnie z każdą sekundą - Pamiętam jak żegnałam się z Emily, weszłam do domu i nawet zdziwiłam się, że drzwi i okna są otwarte. Pozamykałam wszystko i poszłam po ciemku na górę, weszłam do tej sypialni i zobaczyłam zwłoki Snappiego, mojego psa, który żył ze mną ponad 10 lat! Wyszłam i chciałam uciec, zadzwonić do rodziców i powiedzieć im co się stało, ale zauważyłam tą krew, była wszędzie. Przewróciłam się, a ten koleś mnie złapał! Wbijał mi paznokcie w ramie, miałam nawet ślad i go pokazywałam, ale nikt do kurwy nędzy mnie nie słuchał! A później? Później zemdlałam i obudziłam się w cholernym poprawczaku! Zrobili mi jakieś badania? Nie! Oczywiście, że nie! Po prostu uwierzyli w to co zobaczyli bez głębszego badania sprawy i bezpodstawnie zamknęli mnie tutaj! A ja powoli zaczynam wierzyć, że jestem nienormalna! - wrzeszczę, kompletnie nad sobą nie panując.
Upadam na podłogę i szlocham głośno
- Tak bardzo za nimi tęsknie. Nigdy nie zapomnę wzroku wszystkich na sali i głosu ciotki. Krzyczała do mnie, że zabrałam jej siostrę. Nikt nie pomyślał, że to ja najbardziej cierpię, przecież to ja straciłam rodziców - szepczę ostatnie słowa i zasłaniam twarz dłońmi.
Wzdrygam się, gdy czuję zimną rękę na moim ramieniu.
- Wiem o tym wszystkim Brooklyn i ci wierzę, wiesz o tym jednak teraz musimy już iść, nie chcesz chyba trafić do izolatki za stałe ucieczki z pokoju? - pyta zirytowanym głosem.
Wzdrygam się ponownie, gdy słyszę słowo izolatka. Przecieram oczy dłońmi i z pomocą Johna wstaje na równe nogi. Jedna kara w tym cholernym białym pomieszczeniu dała mi tyle lekcji, że postanowiłam już nigdy się nie narażać. Nie zerkając na mężczyznę mijam go i biegnę w stronę pokoju. Rozglądam się po białym korytarzu i dostrzegam w nim dobrze mi znanego chłopaka. Manson siedzi zwinięty w kłębek na jednym z czarnych foteli.
- M? Co ty tu do cholery robisz? Jest siódma, za chwile jest obchód! - krzyczę na niego najciszej jak potrafię na co chłopak podnosi głowę.
Dopiero wtedy dostrzegam jego załzawione oczy i mokre policzki. Podbiegam do niego i siadam na zimnych płytkach tuż przed jego stopami.
CZYTASZ
Judgment
Fanfiction„...Brooklyn Rose, w związku z przedstawionymi dowodami uznajemy cię za winną śmierci twoich rodziców. Zostajesz zesłana do Szpitala Psychiatrycznego, tam lekarze zajmą się tobą i pomogą ci uporać się z Twoimi Problemami” „To Justin, Justin Bieber...