Chapter 1 - Prologue

276 14 11
                                    

Wszystko zaczęło się zaraz po tegorocznym Lantern Rite, a dokładniej już dzień później. Wanderer od pamiętnego i bardzo długiego dnia, w którym przywrócił sobie wszystkie wspomnienia, nadal nie znalazł swojego miejsca. Przesiadywał dość często z Nahidą, bo była to jedyna osoba, którą jakkolwiek znał i chociaż trochę ufał. Była dla niego niemal jak matka. Jednak nie był to jego dom, ani jego miejsce. Nie czuł z Sumeru większej więzi, miał z niego niezbyt dużo przyjemnych wspomnień. Z Inazumy, miejscu jego stworzenia, wszystkie były złe, więc tam wracać na pewno nie zamierzał. To były jedyne nacje, które znał. Nie chciał jednak ruszać się stąd, gdzie jest, bo wtedy musiałby kogoś poznać, a tego zdecydowanie nie zamierzał.

Było to w jego aktualnej sytuacji nieuniknione, ponieważ Nahida zmusiła go, żeby poszedł z nią do akademii i poznał pare osób. Siedział więc przy dość dużym stole w równie ogromnej sali i przyglądał się jakże pięknej podłodze, nie odzywając się ani słowem. Kątem oka widział jednak większość sali, jak i znajdujące się w niej osoby. Znał już ich imiona, bo bogini uprzejmie przedstawiła wszystkich.

Najbliżej siedział Tighnari - chłopak, choć po jego wyglądzie było to wątpliwe, z dużymi uszami na głowie i włosami sięgającymi chyba brody. Zaraz obok niego znajdował się Cyno, miał białe włosy, też dość długie i coś w stylu kaptura lub czapki z podobnymi uszami. Naprzeciwko nich byli Kaveh i Alhaitham; ten pierwszy to dość wkurzający i ekspresyjny blondyn, a ten drugi to jego dosłownie przeciwieństwo. Miał szare włosy i nie pokazywał zbyt dużo emocji. Ludzie mówią, że przeciwieństwa się przyciągają, ale w przypadku tych dwóch nie jest to aż takie pewne. Trochę dalej siedziały jeszcze Dehya, Nilou, Collei i Nahida. Dziewczyny, jak to dziewczyny, zajmowały się sobą i nie zwracały na nic innego uwagi. Wanderer był więc pozostawiony sam wśród wielu ludzi, jak na jego standardy.

Czwórka chłopaków, którzy zostali przedstawieni na początku, grali w jakieś karty, nazywane "Genius Invocation TCG". Oprócz tego, oczywiście musieli coś pić.

- Lantern Rite za nami, a ty nadal nie nauczyłeś się w to grać, Kaveh? - Zapytał dość złośliwie Alhaitham, patrząc, jak blondyn przegrywa kolejną rundę z rzędu.

- NIE MOJA WINA, ŻE TE KOŚCI SĄ OSZUKANE, ZDECYDOWANIE COŚ PRZY NICH MIESZASZ. - Kaveh w emocjach zrzucił swoje kości ze stołu, rozsypując je w promieniu nawet paru metrów. Jedna z nich poturlała się dość blisko Wanderer'a, pozwalając mu bliżej się jej przyjrzeć.

- Gratulacje, Kaveh, teraz musisz to zbierać - Alhaitham westchnął, łapiąc się za głowę, nie mogąc już znieść swojego współlokatora i jego humorów.

- Nie pomożesz mi?

- A niby czemu miałbym to robić, ty je porozrzucałeś, więc ty je zbierasz, proste. Przy okazji sprawdzisz cZy niC pRzy niCh niE miEsZam.

- A my zdążymy skończyć tą rundę - dodał Cyno, czekając z niecierpliwością na ruch Tighnari'ego.

- Możesz przestać mnie pośpieszać? Staram się skupić. - Chłopak uważnie przyglądał się swoim dwóm jeszcze żyjącym kartom postaci, jak i kościom z elementami, po czym przeniósł wzrok na karty, które trzymał w ręku. Postanowił użyć jednej z nich, żeby wymienić pyro kość, na dendro i w ten sposób zdobyć ich wystarczająco, żeby użyć najsilniejszego ataku na jednej z kart postaci Alhaitham'a, zabijając ją i przy okazji zadając dość duże obrażenia dwóm pozostałym.

- Hm.. - Alhaitham odłożył na bok kartę zamordowanej postaci i nic nie powiedział, wiedząc, że po tym jest dość blisko przegranej, zważając na to, że teraz kolej na ruch Cyno.

- Ha - Kaveh zamiast zbierać swoje kości, przyglądał się grze z podłogi i dość ucieszył się, że drugą osobą, która odpadnie będzie właśnie jego współlokator.

Under the maple leaves | Kazuscara [PL] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz