Chapter 2 - Trip to Liyue

154 13 3
                                    

Promyki słońca wpadające przez dość duże okno nad umywalkami, opadały na podłogę łazienki. Wyłożona była płytkami, przez co światło odbijało się od nich i jakimś cudem część z niego padała na Wanderer'a, który nadal leżał przy ścianie obok wspomnianych umywalek. Słońce zawsze znajdzie drogę, żeby przez zamknięte powieki oślepić i przy okazji obudzić każdego, kogo napotka. Niby tylko ognista kula, ale jednak złośliwa jak większość ludzi. Chłopak oczywiście nie był w stanie przy tym spać.

Na ratunek przyszedł mu cień, który przysłonił uporczywe słońce. Nie wiedział kto to, ale już uwielbiał tą osobę.

- Wanderer, pora wstawać, za niedługo ruszamy.. - cień przemówił dziecięcym głosem, którego nie dało się pomylić z żadnym innym.

Wanderer otworzył oczy i tak jak się spodziewał, zobaczył przed sobą Nahidę. Wstał od razu, pomimo niewielkiego bólu pleców spowodowanego tą niezbyt wygodną pozycją. Wolał nawet nie patrzeć w stronę lustra, od razu przenosząc wzrok na dziewczynkę z dość dużą niechęcią.

- No, chodź. - Wzięła go za rękę i próbowała pociągnąć do wyjścia, ale on nie ruszył się ani o milimetr.

- Serio muszę iść..? To musi być aż takie konieczne?

- Tak, musi. Chodź, bo wszyscy już chcą iść. Idziemy najpierw do Port Ormos i popłyniemy do Liyue statkiem, mam nadzieję, że nie masz choroby morskiej.

- Jedyną chorobą jaką mam jest ta przed oglądaniem słodzących sobie ludzi - odpowiedział, przewracając przy tym oczami.

Po dłuższym czasie Wanderer dał się przekonać i poszedł za Nahidą, dość bardzo się przy tym ociągając. Gdy wyszli z akademii, czekały tam jedynie Collei i Nilou, nie było śladu po reszcie.

- Mówiłaś, że wszyscy już czekają.

- Wiem, ale posłuchaj. Mam do ciebie wielką prośbę - popatrzyła mu w oczy, na co ten odwrócił wzrok, bo nienawidził kontaktu wzrokowego. - Hej, chcę wiedzieć, czy będziesz szczery. Więc nie odwracaj wzroku.

- Serio muszę...?

- Tak. A teraz słuchaj. Bardzo bym chciała, żebyś jednak mimo wszystko kogoś tam poznał, bo wiem, że tego potrzebujesz. Nie możesz przejść całego życia w samotności..

- Ale ja się tak dobrze czuję, nie potrzebuję nikogo.

W tym momencie ku uradowaniu Wanderer'a, z akademii wyszli Kaveh i Alhaitham. Ten pierwszy przyczesywał sobie jeszcze włosy podczas dość szybkiego chodzenia, próbując nadążyć za swoim widocznie zniecierpliwionym współlokatorem. Alhaitham patrzył na blondyna nienawistnym wzrokiem, który byłby w stanie nawet zabić. Chwilę później powoli i po raz kolejny otworzyły się drzwi akademii, za którymi tym razem ukazali się Tighnari i Cyno, obciążony wieloma torbami, której ilości z tej odległości ciężko było się doliczyć.

- Musiałem czekać na tego gamonia, bo nie mógł znaleźć swojego głupiego ulubionego grzebienia - Alhaitham mimo wszystko, miał lekki ubaw z samego faktu, że ktokolwiek może mieć ulubiony grzebień.

Kaveh przewrócił tylko oczami w odpowiedzi, po czym podszedł do wymordowanego i nie dającego sobie już rady Cyno, zabierając od niego większość ciężaru, który okazał się być właśnie bagażem blondyna. Pozostałe dwie torby należały do samego Cyno i Tighnari'ego. Wanderer patrzył na całą tą scenkę pytająco, nie ogarniając do końca, dlaczego ktoś miałby nosić za kogoś tyle toreb.

- Ci idioci założyli się o to kto szybciej, że tak powiem, "odpłynie", ten nosi torby tego drugiego - wyjaśnił Tighnari, patrząc to na Kaveh'a, to na Cyno i kręcił głową z niedowierzaniem. - Jakimś cudem Cyno przegrał, a teraz biedny, musi się męczyć, a na dodatek głowa go boli..

Under the maple leaves | Kazuscara [PL] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz