Chapter 4 - The Akademiya

155 11 16
                                    

Wanderer biegł już bardzo spóźniony do akademii, gdzie miał się spotkać z niejaką Faruzan, szanowaną uczoną, czy jakoś tak. Nie wiedział nawet jaki miałby być cel tego spotkania. Na dodatek pogubił się trochę w korytarzach budynku, przez co parę razy musiał się zawracać. Dobiegł na miejsce 20 minut po czasie. Zastał tam tylko Alhaitham'a, oczywiście czytającego książkę, którego tutaj się niezbyt spodziewał.

- Życzę powodzenia w tłumaczeniu przed nią swojego tak dużego spóźnienia - odłożył książkę, prawdopodobnie zainteresowany scenką, która zaraz się odegra.
- Nie przesadzajmy, mam przecież prawo mieć własne życie.

W odpowiedzi nic nie usłyszał, a w oczach mężczyzny było niewielkie rozbawienie i chęć powiedzenia, że on wie lepiej.

Właśnie w tym momencie zjawiła się Faruzan. Miała jasnoniebieskie włosy spięte w dwa kucyki. Poruszała się w bardzo dostojny sposób, a głowę uniosła lekko do góry, chcąc zapewne zaznaczyć swoją wyższość.

- I że mam współpracować z NIM? - Zerknęła na Alhaithama oburzona. - Ten młodziak zdecydowanie nie wygląda na kogoś mądrego lub jakkolwiek dorastającego mi chociaż do pięt. Pomijając nawet sam fakt, że śmiał się tak drastycznie spóźnić.

Wanderer wymienił porozumiewawcze spojrzenie z mężczyzną, wiedząc już, że pewnie nie przeżyje tego dnia o zdrowych zmysłach. Wziął głębszy oddech, bo wiedział, że ta rozmowa będzie kosztowała go dużo nerwów.

- Faruzan, możesz mi chociaż łaskawie powiedzieć co ja tu robie i po co miałem tu przychodzić?
- Wolałabym, jakbyś zwracał się do mnie Pani Faruzan, zważając na różnice wieku. Mam przecież ponad 100 lat i dużo doświadczenia za sobą, więc pasowałoby mieć do mnie chociaż trochę respektu, którego jak widzę, ty nie masz. - Słychać było w jej głosie wielkie oburzenie, wskutek którego Wanderer tylko zaśmiał się z absurdalności tej sytuacji.

- A ja mam ich około 500 i jeszcze więcej doświadczenia, więc to ty powinnaś odnosić się do mnie przez 'Pan', czego jednak nie wymagam, bo nie ma to ani odrobiny sensu. - Chłopak szykował tę ripostę od kiedy usłyszał charakterze i wieku dziewczyny. Wiedział, że prawdopodobnie zagwarantuje mu to wymarzony spokój.

- O. W takim razie może dam radę wytrzymać z kimś, kto nie będzie mówił do mnie 'Pani' - odchrząknęła, po czym wreszcie przeszła do rzeczy. - Chciałam się z tobą spotkać, bo mam propozycję wspólnych badań w pewnej świątyni. Niedawno odkryto ją, co dziwne w miejscu, w którym wcześniej nic nie było. Szukałam kogoś, kto poszedłby tam ze mną, ale nikt nie był do tego niestety chętny. A wtedy, co ciekawe spotkałam samą w sobie Lesser Lord Kusanali, która poradziła mi, żeby do tego zadania zaprosić właśnie ciebie i tak więc zrobiłam, ogarniona zżerającą desperacją.

Oczywiście, że Nahida musiała maczać w tym palce, bez tego by się nie obyło. W sumie nie dziwił się zważając na jego dotychczasowy stan. Ale najlepiej zacząć od początku.

Pierwsze dwa dni po powrocie były czasem wypełnionym euforią pozostałą po spotkaniu Kazuhy. Była to w sumie jedyna rzecz o której myślał. Jakimś niewyjaśnionym cudem Nahida stwierdziła, że znajdzie im małe mieszkanko, żeby Wanderer "miał więcej prywatności". Spędzał więc cały dzień w swoim nowym pokoju, leżąc na łóżku i wyobrażając sobie blondyna obok. Jego oczy.. Te jego śliczne oczy.. Oprócz tego, był ciągle wpatrzony w listek i gdyby coś mu się stało, prawdopodobnie zabiłby pierwszą napotkaną osobę.

Drugiego dnia emocje trochę mu opadły, ale nadal był dość zamyślony. Nie usłyszał nawet otwieranych drzwi, dopiero gdy popatrzył w ich stronę, zdał sobie sprawy z obecności Nahidy, która stała w wejściu od jakiegoś czasu. Ręce miała ułożone w charakterystyczny sposób, gdy używa jednej ze swych zdolności.

Under the maple leaves | Kazuscara [PL] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz