Rozdział 1

3 0 0
                                    

Clara POV:

Jak to jest obudzić się w innym ciele, pożyć zupełnie innym życiem od tego naszego? Jako dziecko codziennie wieczorem przez sen prosiłam Boga aby następny dzień rozpocząć jako ktoś totalnie inny w nowym ciele, domu i z nowymi być może kochającymi mnie w końcu rodzicami.

Teraz mam siedemnaście lat i wiem, że to ja kieruje swoim życiem i sama decyduje o tym jak ono wygląda. Żadna siła wyższa nie ześle mi rycerza na białym koniu na pomoc. Nikt nigdy nie przyszedł i nie przyjdzie to ja sama muszę sobie poradzić albo pochłonie mnie ciemność. I robiłam to, wstawałam robiłam co musiałam, czasami czułam jakbym działała na autopilocie ponieważ dni zlewały się ze sobą. Z zewnątrz próbowałam być silna, sama w ukryciu sklejać szczątki swojej duszy do kupy jak dziecko które stłukło wazon i próbuje go naprawić w ukryciu przed rodzicami. Szkoda że gdy już prawie kończyłam swoje małe dzieło przychodził podmuch wiatru tak silny, że wazon rozsypywał się na jeszcze mniejsze kawałeczki a ja znów ze łzami w oczach próbowałam się podnieść i zawalczyć chociaż ten jeden ostatni raz.

Właśnie kończyłam kleić swój wazon wchodząc do Florianopils International School, szkoły w której czułam się samotna i niezrozumiana. Byłam w trakcie trzeciego roku a wciąż nie mogłam znaleźć kogoś kto byłby moim przyjacielem. Być może byłam żałosna ale wierzyłam w przyjaźnie tak mocne i szczere, że nic i nikt nie mógłby ich zniszczyć. Pragnęłam jednej osoby która chciałaby robić ze mną wszystko, nie szukałaby wymówek a po prostu realizowała moje czasami głupie pomysły. Chciałam kogoś tylko mojego, kogoś wyjątkowego, kogoś kto by mnie nie oceniał a rozumiał i wspierał. Przez trzy lata w tej szkole nie spotkałam nikogo z kim mogłabym dzielić tak wyjątkową więź.

- Clara kłamczucho, jaką niesamowitą historie opowiesz nam tym razem? Chętnie byśmy się pośmiały a nikt nie wymyśla takich niedorzecznych bzdur jak ty.

Zapomniałam wspomnieć o Yvonne którą niestety poznałam na początku szkoły. Niechcący wpadłam na nią na korytarzu szkolnym a ona po prostu zaczęła ze mną rozmawiać. Tak zleciało pół roku wspólnych rozmów, snucia planów i godzin spędzonego czasu. Wszystko się jednak później zepsuło a Yvonne przez jeden incydent skreśliła mnie ze swojego życia. Nie uwierzyła mi i nazwała kłamczuchą przy okazji rozpowiadając na mój temat obrzydliwe plotki które w żadnym stopniu nie pokrywały się z prawdą. Wtedy zrozumiałam, że być może powinnam być sama.

Od tamtej sytuacji ona znalazła sobie nowe przyjaciółki i lubiła mi czasem dopiec rzucając w moją stronę takimi komentarzami ale były tylko kroplą w morzu. Minęłam grupkę dziewczyn totalnie je ignorując i przeszłam na szkolny dziedziniec. Moja szkoła była jedyną na wyspie co sprawiało, że chodziło do niej mnóstwo uczniów z okolicy jak i z wymian międzynarodowych. Budynek był zbudowany z białej cegły a przed nim rozciągał się dziedziniec ze żwirowymi ścieżkami, drzewami, mnóstwem kwiatów i ławeczkami do siedzenia a przy bramie powiewała flaga z herbem szkoły. Z tyłu za to znajdowały się boiska do gry w piłkę nożną i koszykową. Udałam się do budynku na tyły szkoły aby dostać się do swojej szafki pomalowanej na biało. Nasza dyrektorka uwielbiała jasne kolory i kwiaty przez co na każdym kroku można było spotkać je w doniczkach jak i te zwisające z sufitu.

Otwieram szafkę kluczykiem i ku mojemu zdziwieniu wypada z niej bukiet różowych róż. Podnoszę je i obracam się za siebie rozglądając na boki. Znajduje jedynie malutki liścik z cyfrą cztery. Obracam go kilka razy w dłoniach ale nie znajduje nic więcej poza jedną cyfrą. Kto i po co podrzuca mi coś takiego? Ponownie obracam się za siebie aby znaleźć domniemanego darczyńcę i od razu napotykam wzrok jakiegoś chłopaka który stoi na drugim końcu korytarza oparty o szafki i patrzy na mnie. Z daleka mogę dostrzec jego wysoką i rozbudowaną sylwetkę, czarne przydługie kręcone na końcach włosy i bardzo jasne oczy ale z tej odległości ciężko określić mi ich kolor. Gdy zauważa, że się mu przyglądam posyła mi jedynie lekki uśmiech i zaczyna się oddalać w tłumie uczniów. Ja jednak nie biegnę za nim a stoję w miejscu z bukietem róż w dłoniach i wpatruje się w niego. Kto to był i czy to on podrzucił mi kwiaty? Jeśli tak to dlaczego to zrobił?

Z letargu rozbudza mnie odgłos dzwonka szkolnego. Wzdrygam się, wyjmuje podręczniki a kwiatami i ich zagadkowym pojawieniem zajmę się później. Zabieram wszystko i prędko udaje się do sali matematycznej. Matematyka jej.

Na długiej przerwie udaje się do biblioteki, jedynego miejsca gdzie mogę w pełni odpocząć od wszystkich ludzi. To nie tak, że nie lubię ludzi po prostu szybko się przebodźcowuje i nie mam siły żeby dłużej z nimi przebywać. W progu wita mnie wpatrzona w komputer starsza pani na co odpowiadam jej kiwnięciem głowy i udaje się do najdalej oddalonego stolika w rogu pomieszczenia za regałami i zajmuje swoje stałe miejsce wyjmując powieść którą aktualnie przerabiamy na zajęciach.

Po kilku minutach ze świata literatury wyciąga mnie pojawienie się nowej osoby w bibliotece. Jest to dziewczyna o zielonych oczach troszkę wyższa ode mnie co nie jest trudne przy moim metr pięćdziesiąt osiem i ciemniejszej karnacji. Rzuca plecakiem obok stolika umieszczonego blisko mojego i siada chowając głowę w ramionach. Przyglądam się jej chwilkę co chyba wyczuwa bo nagle podnosi głowę i patrzy prosto w moje oczy. Po kilku sekundach jej kąciki ust się podnoszą a ona uśmiecha się w moją stronę szeroko. Odwracam się i sprawdzam czy nikogo na pewno za mną nie ma ale nie, jesteśmy tu same. Świetnie utknęłam tu sama nie licząc starszej niedosłyszącej bibliotekarki z psycholką która wciąż uśmiechając się podchodzi do mojego stolika i siada naprzeciwko.

- Hej, Clara tak? – Odzywa się od razu po zajęciu miejsca – Chodzimy razem do klasy mam rację?

- Hej? – Bardziej pytam niż odpowiadam, rzadko kto się do mnie odzywa. – Tak.

- Jestem Gaia. Gaia Lowell, nie miałyśmy jeszcze okazji ze sobą porozmawiać. – Jej głos jest tak słodki i przyjemny, że powoli przestaje się tak bardzo stresować rozmową z obcą mi dziewczyną.

- Cóż, nie jestem raczej zbyt rozmowna. Próbuje raczej unikać ludzi. – Dziewczyna zaczyna się słodko śmiać na co ja również unoszę kąciki swoich ust. – Więc Gaiu wszystko w porządku?.

- Tak, nie, tak, dobra raczej nie. To wszystko wina tych idiotów. Przyjaźnię się z nimi od małego a wciąż podnoszą mi ciśnienie gorzej z nimi niż z dziećmi. Mówisz im nie rób, nie ruszaj a oni i tak to zrobią. Są uparci ale i tak ich kocham jak rodzone rodzeństwo. A ty masz rodzeństwo?

Natłok informacji i otwartość z jej strony trochę mnie szokuje ale staram się tym nie przejmować i skleić jakąś sensowną odpowiedź by nie pomyślała, że jestem jakaś dziwna.

- Nie, od zawsze jestem jedynaczką. – Chciałam zadać jej jakieś pytanie by podtrzymać rozmowę ale przerwał mi dzwonek na lekcje.

- Mamy teraz angielski, może pójdziemy razem? – Na jej pytanie kiwam głową i chowam swoje rzeczy do plecaka.

Przy wyjściu odzywam się do niej jednak wypowiadając zdanie które chodziło po mojej głowie od samego początku gdy ją zobaczyłam.

- Masz bardzo ładne włosy. – Spoglądam na jej włosy upięte w wiele warkoczyków a uroku dodawał im kolor w odcieniu jasnego brązu.

- Dziękuje bardzo! Twoje też są prześliczne, niedługo będziesz wyglądać jak roszpunka, są boskie.

Zanosi się śmiechem a ja muskam moje czekoladowe lekko pokręcone włosy sięgające mi do pośladków. Były bardzo czasochłonne w utrzymaniu ale kochałam je i nic nie mogło mnie zmusić do tego abym je ścięła.

Uśmiecham się do siebie i razem z nowo poznaną dziewczyną udaje się na lekcje. Czyżbym w końcu znalazła kogoś dla mnie?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 17 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

FlowersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz