Sąsiadka

144 27 14
                                    

Kiedy byłam małą dziewczynką, bardzo często chodziłam do moich sąsiadów. Po jednej stronie mieszkała moja ciocia, z która bardzo lubiłam spędzać czas (a do tego miała świetnego szczeniaka, z którym uwielbiałam się bawić), po drugiej zaś mieszkała sympatyczna starsza pani. Niewiele o niej wiedziałam. Znałam zaledwie jej nazwisko, wiedziałam, że mieszka sama i że jej syn wyjechał za granicę, dlatego nie ma się nią kto zająć. Pamiętam, że kiedyś przekupiła naszą kotkę kiełbasą i ta od tamtej pory stała się jej kotem obronnym (dosłownie, rzucała się na listonosza), a do nas zaglądała tylko od święta.

Pani B (wolę uniknąć podawania nazwisk) zawsze za mną przepadała. bardzo często przychodziłam, by zanieść jej listy, które listonosz zostawiał czasem u nas (nie mam pojęcia dlaczego), albo przychodziłam pobawić się z małymi kotami, które miała raz na jakiś czas na oddanie, a ona prawie zawsze częstowała mnie cukierkami. Można powiedzieć, że była między nami dobra, sąsiedzka relacja. Ona była samotną starszą kobietą, dlatego myślę, że cieszyła się kiedy raz na jakiś czas mogła pokazać mi swój ogródek, czy koty.

Zapytacie – co w tym strasznego?

Otóż pani B, przychodziła czasem do moich dziadków, z którymi mieszkaliśmy w bliźniaku. Aby było bliżej, zawsze przechodziła do nich przez nasz ogródek. Wtedy pukała w okno swoją laską lub piąstką, abym przeprowadziła ją przez furtkę, którą bardzo ciężko się zamykało i otwierało, a przynajmniej na tyle ciężko, że starsza kobieta o lasce, potrzebowała z tym pomocy, a ja umiałam się już z nią obchodzić. I tak zawsze odprowadzałam panią B pod same drzwi do dziadków. 

Niestety nikt nie żyje wiecznie. Przyszedł czas, gdzie pani B zachorowała i pojechała do szpitala. Nie wracała jednak bardzo długo, aż w końcu, kiedy byłam młodą nastolatką (około 13 lat), spadła na nas wiadomość o jej śmierci.

Kilka dni później siedziałam w salonie w moim rodzinnym domu i oglądałam jakiś film, siedząc na kanapie. Był to weekend, moi rodzice mieli wolne i byli wtedy na podwórzu. Film leciał dość cicho, dlatego bez trudu usłyszałam, takie samo stukanie, jak to, kiedy pani B wołała mnie, abym przeprowadziła ją przez furtkę do dziadków. Zastanowiło mnie to, że nie dostrzegłam nikogo w oknie, a w pierwszej chwili pomyślałam, że to rodzice czegoś ode mnie chcą i wołają mnie w ten sposób. Kiedy jednak wyjrzałam przez okno, w które pukano zobaczyłam, że stoją oni po drugiej stronie podwórza, prawie trzydzieści metrów dalej i nie byliby w stanie tak szybko się tam przemieścić. Wokół nie było nikogo więcej, a ja poczułam, że to pani B przyszła się ze mną pożegnać. Nie bałam się jej, gdyż zawsze dobrze ją kojarzyłam i bardzo ją lubiłam. Pamiętam, że łza zakręciła mi się w oku, kiedy wyszłam na zewnątrz, by powiedzieć jedno szczere i ostatnie – do widzenia


xxxxx

Hej hej!

Wiem, że ta historia nie była straszna, jednak jest tą, którą pamiętam chyba najlepiej. Zawsze siedziała w mojej głowie i w końcu zdecydowałam się nią podzielić.

A Wy, macie jakieś swoje przygody z duchami? 

Pamiętacie co czuliście podczas takiego spotkania? 

Śmiało, podzielcie się tym w komentarzach :) 

STRASZNE HISTORIE - MOJE OPOWIEŚCI O DUCHACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz