Rozdział 14 - Gówno wiesz.

26 5 0
                                    

Nevaeh's POV:

Od sytuacji w szpitalu minęły prawie trzy tygodnie i przez te trzy tygodnie Ethan skutecznie mnie unikał.

Nie przebywał w moim domu. Siedział u swoich braci, bo już jakiś czas temu udało im się na stałe zamieszkać w Hidden Hills. Jeśli już rozmawialiśmy to były to krótkie konwersacje na temat spotkań biznesowych, imprez czy innych udziałów w dużej grupie ludzi.

Można było powiedzieć, że moje życie wraca do starego trybu, czyli praca-dom, plus ewentualnie znajomi jednak zdarzało się to rzadko, bo wpadłam w taki wir pracy, że nie miałam na to czasu.

Dochodziła właśnie godzina szesnasta. O tej porze Hidden Hills tętniło życiem. Było głośno co mnie irytowało za każdym razem jak próbowałam przewietrzyć mój gabinet.

Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od poprzednich. Siedziałam w gabinecie i umawiałam następne spotkania. Przeprowadziłam kilka rozmów online, a nikt nie śmiał nawet mi przeszkodzić. Co się dziwić skoro przez swój podły humor zjebałam połowę firmy?

Najbardziej oberwał Thornton. Mój przyjaciel jechał ze mną do firmy, więc swoją złość wyładowałam na nim, czego okropnie teraz żałowałam. Nie lubiłam tego robić, a tym bardziej na nim.

Utkwiłam spojrzenie w kartce rozważając każde za i przeciw następnej współpracy. Ludzie wysyłali ich za dużo. Dużo za dużo. Denerwowało mnie to, że próbowali dostać się po trupach do celu. To tak nie działa.

Mój spokój zakłócił dźwięk otwieranych drzwi. Nie uniosłam wzroku, bo byłam pewna, że to Victor. Tylko on wchodził do mojego gabinetu bez pukania, bo nikt inny się nie odważył.

- Victor, nie mam teraz czasu. Hiltonowie chcą kolejnej współ.. - urwałam w momencie kiedy uniosłam wzrok.

- Nie wiedziałem, że teraz mam na imię Victor. - mruknął rozbawiony - Ale masz racje, Hiltonowie to niezłe kurwy. - napomknął, a ja patrzyłam się na niego jak na kosmitę.

Bo kto mógł być bardziej bezczelny jak sam Ethan Callen?

- Wyjdź stąd zanim zrobię ci krzywdę. - burknęłam chłodno, a on oczywiście nic nie zrobił sobie z moich słów. Ułożył się na fotelu przed moim biurkiem jakby był u siebie. - Powiedziałam coś.

- Nie jestem twoim pracownikiem, a narzeczonym, więc mam prawo tu przebywać. - wyszczerzył się w moją stronę. Zacisnęłam mocniej dłoń na długopisie, który w tym samym momencie złamał się w pół.

Ethan spojrzał zaskoczony na przedmiot, który trzymałam w dłoni. Parsknął kpiącym śmiechem i swoim zachowaniem potęgował moje rozdrażnienie.

Nie dam mu się wyprowadzić z równowagi.

- Czego chcesz? Przez trzy tygodnie skutecznie mnie unikasz, więc po co tu przyłazisz?

- Nie widzi mi się w wieku dwudziestu dziewięciu lat odchodzić z tego świata przez to, że twój przyjaciel mnie zabije. - przewrócił oczami, ale nadal był rozbawiony. Bawiła go moja złość. - Chcę.. porozmawiać. - ledwo mu te słowa przeszły przez gardło, a teraz to ja się zaśmiałam.

- Wydaje mi się, że nie mamy o czym. Nasza umowa kończy się za cztery miesiące, więc daj mi spokój. - odparłam i wrzuciłam połamany długopis do kosza.

- Connor, chciałem z tobą porozmawiać, bo..

- Wyjdź stąd zanim zadzwonię po ochronę. - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Nikt inny nie potrafił mnie tak szybko wytrącić z równowagi jak on. Ethanowi chyba również kończyła się cierpliwość. Zacisnął mocniej szczękę, co jeszcze bardziej uwydatniło jego ostre rysy twarzy. Brązowe tęczówki pociemniały w widocznej irytacji.

- Posłuchaj mni..

- Powiedziałam, że masz wyjść, do cholery! - kolejny raz mu przerwałam i chyba tym najbardziej go rozjuszyłam. Najstarszy z braci Callen zerwał się z miejsca i zacisnął dłonie w pięści.

- Dość! Przestań mi, kurwa, przerywać! - wrzasnął i nawet mnie zdziwił ton jego głosu. Zawsze uważałam go za tego najbardziej opanowanego brata.

- Przestań krzyczeć i lepiej stąd..

- Nie, Nevaeh. Nie wyjdę stąd dopóki mnie nie wysłuchasz, więc, do cholery, przestań mi przerywać i zachowywać się jak gówniarz. - wycedził przez zaciśnięte zęby.

Oh, czyli tak to widział.

- Daj mi to wytłumaczyć i chociaż w jakimś stopniu usprawiedliwić swoje zachowanie. - westchnął i ponownie opadł na fotel. Kilka niesfornych kosmyków zsunęło mu się na tą ślicz.. na twarz.

Nevaeh, przez przebywanie z tym człowiekiem głupiejesz.

Chłopak poprawił się na fotelu i nerwowym ruchem przeczesał włosy. Jego złość momentalnie zmieniła się w lekkie zakłopotanie. Widok takiego Ethana był mniej niż rzadki.

Koniec końcu skinęłam niechętnie głową na znak żeby spróbował się wytłumaczyć.

Trochę mu zajęło pozbieranie się do kupy. Nie odzywałam się i cierpliwie czekałam aż zacznie swoje „wytłumaczenia". Jego ostatnie zachowanie nie pozostawiło wiele do życzenia. Dla mnie był już skończony.

- Powiedziałem to pod wpływem impulsu. Ten psychopata wcisnął mi, że to ty go na mnie nasłałaś, a jak cię zobaczyłem.. Cholera, Nevaeh, nie mogłem w to uwierzyć. Naiwnie łyknąłem to co, ktoś kto jest nikim w moim życiu, mi powiedział. Nie próbowałem nawet cię o to zapytać. - westchnął i przetarł dłońmi twarz. Denerwował się. Od zawsze wiedziałam, że rodzina Callen nie jest dobra w szczerych rozmowach. - Wkurwiłem się. Strasznie. Żałuje tego co powiedziałem. Nie to miałem na myśli. - mruknął, a jego głos ze słowa na słowo stawał się coraz bardziej cichy.

Nie wiedziałam co mam o tym myśleć, bo właśnie dowiedziałam się, że nie tylko Charlesa wtedy chcieli wrobić. Mnie również.

- Brzydzisz się mną. - bąknęłam bardziej do siebie niż do niego. Uciekł ode mnie wzrokiem co dało mi jasno do zrozumienia, że żałował. Żałował, ale to nie wymaże tego z mojej pamięci.

Brzydzę się tobą.

- Nie. Nie, nie, nie! - krzyknął histerycznie, a jego kolejne oblicze coraz bardziej mnie zadziwiało. Był jak gdyby przerażony tym co powiedziałam, a co dokładnie powiedział on. - Wiesz dlaczego zaproponowałem ci ten układ? - skinęłam twierdząco głową, bo chciał ugasić zemstę Charlesa. Nic nowego. - Gówno wiesz. - burknął pod nosem, a ja zmarszczyłam brwi. On miał na sto procent dwubiegunowość. - Miałem na ciebie haka, a ty zaintrygowałaś mnie odkąd przekroczyłaś próg tej popieprzonej rezydencji z moim idiotycznym bratem. Nie rozumiałem wtedy dlaczego taka kobieta jak ty mogła być z tym gówniarzem. On miał coś co ja chciałem mieć. - zrobił krótka przerwę, a ja z każdym jego słowem coraz bardziej się zapadałam. - Przez całe trzy lata od waszego rozstania szukałem czegoś co jakimś cudem doprowadzi mnie do ciebie.

Odnosiłam wrażenie, że śnię. Że to co on teraz mówi jest zwykłym koszmarem i lada moment się z niego wybudzę. Nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby najmniejszego dźwięku. W milczeniu i otępieniu słuchałam tego co mówił. Robił mi wodę z mózgu.

- Dostałem. Dostałem informacje o twoim ojcu i czekałem na moment kiedy Charles będzie chciał tu wrócić. Kiedy na nowo będzie chciał się na tobie zemścić. On był głupi. Nie ważne co by zrobił ty i tak byłabyś sprytniejsza. Cholera, byłaś sprytniejsza niż cała nasza czwórka razem wzięta. - parsknął cicho śmiechem i pokręcił głową. Dziwnie było słyszeć z jego ust takie słowa. Odchrząknął chyba zdając sobie sprawę, że mówił nie o tym co chciał. - Zaszantażowałem cię tym gównem, bo chciałem mieć cię blisko siebie mimo, że to miało się skończyć.

Błagam nie mów tego co mam na myśli..

- Tak, Nevaeh Connor. Od ponad sześciu lat pociągasz mnie w każdym tego słowa znaczeniu.

//
1101 słów

kocham, do następnego
xx

Never Good For Us (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz