Rozdział 1

93 12 21
                                    

Emilly

- Emilly! - usłyszałam nawołanie mojego imienia. - Emilly, wstawaj! - znów to samo, ten sam krzyk, który budzi mnie pięć razy w tygodniu. Krzyk, który wywołuje moja matka, budząca mnie do szkoły. - Emilly, zaraz się spóźnisz do szkoły! - ledwo zwlekam się z łóżka, chcąc uniknąć kolejnych krzyków tego dnia. Pech chciał, że moje oczy były zaspane i weszłam stopą w model wirusa, który zostawiłam na podłodze.

Myślałam, że go położyłam na biurku.

Jak najszybciej łapie swoją bolesną stopę, stając tylko na jednej. Próbowałam utrzymać równowagę, ale mi nie wyszło więc od razu poleciałam spowrotem na miękkie łóżko. Wstaje z niego i wydaje głębokie westchnienie. Natychmiast siadam przy małej komodzie, wyciągając kosmetyczkę. Kiedy spojrzałam w małe lusterko o mało się nie popłakałam.

Wygladam strasznie.

Szybko wzięłam kosmyki moich już zaplątanych włosów za ucho i zaczęłam się malować. Po pół godzinie byłam umalowana oraz moje włosy były w idealnym stanie. Podeszłam do szafy, chcąc znaleźć jakieś idealne ubrania na dzisiaj. Znalazłam w niej lawendowy top i do tego jasno-niebieskie jeansy z dziurami. Jak najszybciej je ubrałam, schodząc szybko ze schodów.

- No nareszcie. Już myślałam, że ktoś cię porwał.

╶ Chciałabym - mruknęłam pod nosem, uważając żeby tego nie usłyszała.

Usiadłam przy blacie, zatapiając łyżkę w mleku i płatkach, wzięłam swój telefon do ręki i weszłam na instagrama. Przewijając palcem po ekranie zatrzymałam się na jednym zdjęciu. Natychmiast przewróciłam oczami prychając. Był to w samej osobie Marcus Wood, dwudziestoletni chłopak, który był na trzecim roku studiów. Był ode mnie starszy tylko o rok, a jest lepszy od mnie we wszystkim, staram się być lepsza od niego ale...co rok staję się to jedynie moim marzeniem. Kiedy jestem już mu równa przychodzi nowy rok i znowu jestem jednym punktem w tyle. Sądzę, że Marcus jest naprawdę dobry, ale ja chciałabym być jeszcze lepsza od niego. Może to ze względu na rodziców albo po prostu już uzależniłam się od ciągłego siedzenia w książkach od rana do wieczora.

Kiedy skończyłam jeść odłożyłam pustą miskę do zmywarki po czym od razu pobiegłam do drzwi informując, że już wychodzę. Poszłam do garażu, wyciągając kluczyki, którymi odblokowałam samochód. Weszłam do niego, zapinając pasy dla bezpieczeństwa. Prawo jazdy zdałam za drugim razem, za pierwszym cóż, nie udało mi się, ponieważ jakiś debil we mnie wjechał.

To nie była moja wina, że pojawił się znikąd jakby ktoś go wyczarował.

Powoli wyjechałam z garażu po czym ruszyłam w kierunku Uniwersytetu. Po obydwu stronach rozciągały się domy, drzewa i dom jego, Marcusa Wood'a. Był on niewiele większy od mojego tylko tyle, że miał jeden pokój więcej. Zapytacie skąd to wiem. A wiem to dlatego, bo w każdym pokoju jest jedno okno. Rodzina Wood'ów lubi jak światło wpada im do całego domu. Podobno krąży plotka, że rodzina wierzy w historię tego domu.

Mówią, że światło rozjaśnia im przestrzeń i kiedy ono świeci na dwie osoby płci przeciwnej oznacza to, że właśnie te osoby są sobie przeznaczone.

Od samego początku wyśmiewam tą przepowiednie. Jestem zdziwiona, że wszyscy w nią wierzą. Ja jako jedyna z całego Los Angeles mówię, że to głupota, po prostu nie mam żadnych podstaw żeby mieć inne zdanie.

Kwiaty Złudzenia [POPRAWIONA WERSJA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz