Jesteś?

9 4 1
                                    

Cześć Basiu. 

Czuję się zawieszony w jakiejś próżni. Jakby pomiędzy śmiercią w jednym życiu, a narodzinami w kolejnym. Nie wiem czy razem odeszliśmy ze świata, czy może tylko ja, a Ty tam zostałaś, czy zupełnie na odwrót. Widziałem swoje życie jak na filmie. To był film o Tobie, o mnie, o naszej pięknej relacji, która przesłoniła inne strony życia.

Mieliśmy dzieci, ale w głowie mogę przywołać tylko dwa obrazy. Pierwszy gdy szliśmy z wózkiem po parku odwiedzając nasze tajne miejsca, gdzie kilka lat wcześniej randkowaliśmy, gdzie mieliśmy seks. Drugi obraz gdy wróciłem do domu, na sofie dziecko siedziało z plastrem na czole, miało zakrwawioną bluzeczkę i powiedziało, że mama bierze prysznic, że mama zabroniła się ruszać i kazała czekać, bo zaraz musicie jechać do szpitala zaszyć ranę. Byłem wtedy na Ciebie zły, że nie pojechałaś od razu, ale wytłumaczyłaś, że krew zatamowałaś, ranę zakleiłaś odpowiednio, więc nie było krytycznego pośpiechu.

Pracowałem w dobrym zawodzie technicznym. Ty siedziałaś w domu z dziećmi gdy były małe, a potem podjęłaś pracę w dużej firmie, gdzie często jeździłaś w delegacje. Byliśmy zdrowi, nie wiem gdzie mieszkaliśmy, nie bogato, nie biednie, nie mieliśmy problemów, które długotrwale odbierałyby nam szczęście.

Jedno z naszych aut kojarzy mi się z twoim ironizującym pytaniem "Czy pojedziemy rekinem?". Widząc go po raz pierwszy śmiałaś się "To najbrzydsze auto jakie znam. Zobacz, wygląda jak rekin: te okrągłe lampy są jak jego zimne bezduszne oczka, ma szpiczasty nos, a pod nosem niebezpieczny pysk".

Nie pamiętam świąt, wyjazdów wakacyjnych, pobytów w szpitalu, ani wesel, chrztów czy pogrzebów. Pamiętam Ciebie Basiu na przestrzeni wielu lat. Pierwszy raz Cię zobaczyłem, gdy mama zaprowadziła mnie do pierwszej klasy podstawówki. Pierwszy raz pocałowaliśmy się wiele lat później na dyskotece w liceum. Powtarzałaś, że tak niewiele brakowało, abyśmy w ogóle ze sobą nie byli, że to było tylko parę ważnych chwil, które połączyły nas razem.

Mieliśmy nasze "lato ze snów", gdy początkowo spędzaliśmy randki na ławkach w parku, później odnaleźliśmy dyskretne kąty na łonie natury, gdzie mogliśmy bez zahamowań eksplorować naszą seksualność. Chłody jesienne przeniosły nasze randki na domówki, prywatki które były dla Ciebie pretekstem aby się wylaszczać, więc wyrywaliśmy się w środku imprez, aby seksem czcić twój erotyczny look. Nogą zadarłaś o ławkę, do twoich szpilek wlała się krew, zatamowaliśmy głęboką ranę przy wsparciu twojej koleżanki, ale już zawsze miałaś bliznę na prawym goleniu.

Nie skrzywdziliśmy się ani razu, mimo, że zarówno Ty, jak i ja mieliśmy seks poza małżeństwem. Jak myśmy przez to wszystko przeszli? Nie umawialiśmy się,  jesteśmy w związku, ani że chodzimy razem, mało mówiliśmy "Kocham Cię", rzadko trzymaliśmy się za rękę idąc razem. W towarzystwie innych ludzi nie siadałaś mi na kolanach, nie dotykaliśmy się, nie całowaliśmy się, często byliśmy zupełnie osobno, aż się dziwili, że nie jesteśmy tylko kolegą i koleżanką, ale parą. Nie potrzebowaliśmy słów, a i tak wiedzieliśmy, że jesteśmy dwiema na zawsze połączonymi duszami, pasującymi do siebie jak puzzle jednego obrazu.

Chciałbym się wrócić w czasie i przeżyć to jeszcze raz, albo narodzić znowu i spędzić życie razem. Ale gdzie jesteś? I gdzie ja jestem? Czy możemy wybierać co dalej?

Piszę to, bo jeśli oboje te wspomnienia przeczytamy, uznamy że jesteśmy sobie bliscy, to się spotkamy znowu. :)

Całuję,
twój Maciek.


Baśka pamiętaszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz