Padał deszcz. Siedzieliśmy na murku przy starym szarym niezamieszkałym budynku na obrzeżach parku. Trwało to długo, teraz jak kalkuluję, to może trzy godziny. Nie całowaliśmy się, nie siedziałaś na mnie, bo za plecami mieliśmy ścianę. Nie czytałaś. Nie rozmawialiśmy. Tylko obok siebie byliśmy. Patrzyliśmy na deszcz, na ludzi pod parasolami, dzieci w wózkach pod folią, czasem przebiegła wiewiórka. Mówiłaś "Jesteśmy jak kury na grzędzie, które czekają, aż przestanie padać, aby mogły wrócić do swojej normalnej aktywności, w naszym przypadku aktywności randkowej".
Potrafiliśmy ze sobą tak być bez słów, ale blisko, tuż obok, tylko czuć swoją obecność. Zarówno w młodości, jak i później, gdy byliśmy małżeństwem. Z perspektywy lat wydaje mi się to tak dziwne, że chciałbym wziąć kamerę, skierować ją na nas w tamtych chwilach, a potem puścić film w przyspieszonym tempie, aby udowodnić sobie, że faktycznie prawie bez żadnej interakcji potrafiliśmy spędzić ze sobą tak dużo czasu. Oprócz oczekiwania na koniec deszczu były inne tego typu nasze niby-randki, niby-nudne, a wypełnione tą niemą wzajemną obecnością.
Pewnego słonecznego popołudnia ja siedziałem pod siatką na boisku szkolnym, a Ty rzucałaś piłką do kosza. Byliśmy sami, patrzyłem na Ciebie, do dzisiaj w głowie dudni mi rytmiczne kozłowanie piłki, mam przed oczami twoje biegające nóżki w sportowych butach i białych spodenkach. Na końcu stałaś przede mną, z czerwoną piłką pod pachą, pytałaś bez zażenowania "To co? Idziemy już?". Myślałem "Hmm... Już? I czy to ode mnie zależy czy skończyłaś się bawić?". Takich "randek" na boisku, że ja siedziałem, a Ty rzucałaś piłką, na pewno mieliśmy wiele, bo jak dorwała Cię jakaś pasja, czytanie książek, tenis, wiosłowanie, czy rzucanie piłką do kosza, to poświęcałaś się tej pasji całą sobą. Początkowo mnie irytowało, że nie chodzimy na porządne randki, tylko muszę się do Ciebie dostosowywać:
— To co Basiu? Widzimy się o 15-tej i idziemy do parku? — pytałem Cię żegnając się po szkole.
— Wiesz... planowałam iść na boisko. Może pójdziesz ze mną?Czyżby piłka była ważniejsza od randki? Zadawałem sobie pytanie:
— Maciek! Wolałbyś zakuwać za biurkiem, czy pójdziesz z twoją super dziewczyną na boisko?
— Pójdę na boisko — odpowiadał natychmiastowo mój wewnętrzny głos.
— Nawet jeśli ona będzie skupiać się na piłce?
— Tak.
— Na pewno?
— Tak, nie pytaj już. Chcę z nią iść. Jest wspaniała, moja wymarzona.I ulegałem twoim brązowym oczom, całuśnym usteczkom, które do mnie tak ładnie mówiły, bo Ty Basiu chciałaś łączyć jedno z drugim — i obecność chłopaka blisko Ciebie i rzucanie do kosza, co było wtedy twoją aktualną pasją. Teraz w dorosłości nawet się śmieję z tych sytuacji, bo śliczna seksowna dziewczyna biegała przed moimi oczami całe popołudnie, patrzyłem jak jej długie ciemne włosy muskają jej gołe ramiona, więc to był dla mnie wtedy taki show kulturalno erotyczny z którego korzystałem.
Uczyłem się do olimpiady matematycznej popołudniami. Słyszałem dzwonek do drzwi, przychodziłaś do mnie. Dawałem Ci buziaka na powitanie, szliśmy do mojego pokoju.
— Ucz się, ucz — stwierdzałaś jak tylko widziałaś rozłożone książki — ja sobie tutaj posiedzę.
Gdy mojej mamy nie było w domu, to szłaś do kuchni zrobić herbatę, potem leżałaś na moim łóżku czekając aż wystygnie, siedziałaś na moim łóżku, stałaś za moim krzesłem i patrzyłaś przez ramię w milczeniu jak rozwiązuję zadania. Gdy zbliżał się wieczór, słońce się czerwieniło, gdy moja mama miała wrócić lada moment do domu, to dawałaś buziaka mówiąc "Muszę już iść, zamknij za mną drzwi" i po prostu wychodziłaś. Oboje szukaliśmy swojej bliskości, obecności, czasu spędzonego razem, nawet jak obiektywnie było to nudny czas.
CZYTASZ
Baśka pamiętasz
AventureTo jest o Tobie Basiu, o Tobie i o mnie, o naszej pięknej relacji. Spisałem wspomnienia, ktoś je opublikuje. Jeśli to czytasz, to daj jakiś znak. Tęsknię...