Gdy dochodzimy do wielkiego mieszkania Yeleny rozglądam się po pomieszczeniu. Jest ogromne, wielkie szklane okna dokładnie oddają magie pomieszczenia.
-Ty nie czujesz czasami, że ktoś cię obserwuje przez te wielkie okna? - Pytam siadając na wygodnej kanapie, w oczekiwaniu na Yelene która poszła po apteczkę.
-Okna są jednostronne, ja mogę kogoś obserwować, ale osoba z zewnątrz mnie nie zauważy.
-Ta to jakoś specyficznie się tam nazywa. - Odpowiadam patrząc na blondynkę, która idzie w moją stronę z butelką wódki i apteczką.
-A ten specyfik to kurwa po co tu. - Wskazuje palcem na butelkę przeźroczystej cieczy, której odór potrafię wyczuć przy zamkniętej butelce, a raczej moja wyobraźnia potrafi mi go tak intensywnie przekazać.
-To ma ci pomóc złagodzić ból, byłaś tak zapatrzona w walkę, że nawet nie zauważyłaś jak oberwałaś nożem moja droga. - Yelena zaczyna podwijać swoje rękawy i patrzy na mnie beznamiętnym wzrokiem.
-Naprawdę myślisz, że wódka jest lekiem na wszystko? - Pytam zirytowana postawą Belovy, która zmienia się z sekundy na sekundę.
Rzucam pioruny z oczu w stronę wdowy, starając się pokazać jej, że nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, chociaż robi to codziennie po kilka razy nawet przez głupie wiadomości.
-Co się gapisz pij. - Rzuca nonszalancko, łapiąc za koniec mojej koszulki.
Jej zimne palce dotykają skóry moich bioder przez co przechodzi mnie niesamowity dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Mimo wszystko moje mięśnie się spinają lecz blondynka zdaje się tym nie przejmować. Ewentualnie udaje, że tego nie zauważyła.
Opieram się wygodnie na łokciu nie zważając na to jak delikatnie i z jaką dokładnością Yelena oczyszcza moje rany. Gdy pociągam łyk z butelki gorzka ciecz spływa mi po gardle zostawiając po sobie palące uczucie w przełyku. Ból w okolicy lewego żebra jest tak silny, że stwierdzam iż gorzej być nie może przez co pociągam kolejne dwa łyki nie opuszczając butelki od ust.
-Powiedziałam, że masz się tego napić a nie upić się do nieprzytomności. - Wywraca oczami.
-To, że jesteśmy u ciebie nie będzie oznaczało, że masz dyktować mi warunki. - Odpowiadam w momencie w którym igła boleśnie przebija mi się przez skórę.
Syczę z bólu mordując moją chwilową pielęgniarkę.
-Chyba jednak będę. - Mówi nie patrząc nawet na mnie.
W tej całej komfortowej ciszy postanawiam skupić się na wystroju mieszkania, może coś przykuje moją uwagę bardziej niż ból otwartej rany.
Znalazłam tą rzecz w moment. Książka w czerwonej oprawie bez żadnego tytułu. Z daleka widać laminowane strony co świadczy o tym, że nie jest to książka z jakimś sensownym tekstem tylko album ze zdjęciami. Nie proszę Yeleny nawet o to, żeby mi go podała bo zapewne jest to jej prywatna własność a na przestrzeni dni w których zdążyłam ją poznać, wiem, że nie chciałaby dzielić się wspomnieniami z dzieciństwa, które nigdy nie było jej wyborem i jej szczęśliwym dzieciństwem.
-Na co się tak gapisz? - Mówi przykładając worek lodu do mojego siniaka w okolicy obojczyka.
Lodowate uczucie kłuje moją skórę a ja zaczynam zastanawiać się czy Yelena mi pomaga czy jednak torturuje moją osobę.
-Nie starasz się być zbyt delikatna. - Odpowiadam chcąc ominąć temat przedmiotu o którym myślałam.
-Sama się na to pisałaś, to że dałaś się zlać to już nie moja wina.
Nie teraz to spierdalaj.
-Mhmmm dzięki poradzę sobie. - Odtrącam dłonie Yeleny szybko podnosząc się z kanapy co skutkuje tylko przejściem kilka kroków dalej i padnięciem na kolana.
-Poradzisz sobie tak? - Pyta z założonymi rękami.
-Tak, jak widzisz świetnie sobie radzę. - Wstaje o chwiejnych nogach i podchodzę do stolika na którym leży moja koszulka.
Dziewczyna leniwymi ruchami powala mnie znowu na kanapę a ja opadam bezwładnie na mebel.
-Ty nie potrafisz ustać na nogach a chcesz wrócić samodzielnie do domu? Chyba sobie jaja robisz. - Mówi z ponownie założonymi rękami.
-Jestem śmiertelnie poważna idiotko. - Odpowiadam znowu podnosząc się na nogi.
Yelena kręci zrezygnowana głową i przerzuca mnie przez swoje ramie co powoduje silny ból w okolicach moich żeber i brzucha.
-Tak tak, do wesela się zagoi.
-Puść mnie ty rosyjska pierdolona porywaczko! - Wale w plecy dziewczyny z całych sił których nie mam wcale więc jedyne co dostaje w zamian to donośny śmiech blondynki.
-O nie, auć co ja teraz zrobie, pomocy, czy ktoś tu może zabrać tę napastniczkę? - Belova rzuca mnie na łóżko układając dłonie po obu stronach mojej głowy, zapewne po to bym znowu nie próbowała wstać. - Odpowiedź brzmi nie, nikt nie może cię stąd zabrać i nikt nie wie gdzie się teraz znajdujesz, więc łaskawie leż spokojnie i daj mi skończyć to co zaczęłam, a jak poczujesz się lepiej to cię wypuszczę. - Dopowiada przeszywając mnie swoim zimnym i beznamiętnym wzrokiem.
Skanuje jej twarz jeszcze chwilę póki zrezygnowana nie kręcę głową.
-Dobra...
Blondynka schodzi z mojego ciała i wraca się po apteczkę, gdy ja chce podnieść się do siadu. Jej ręka która zdążyła sięgnąć mojego ramienia odpycha mnie z powrotem na miękkie poduszki.
-Nie Y/n masz leżeć.
Wraz z zamknięciem się drzwi podnoszę się do siadu i wystawiam środkowy palec w stronę z której wyszła Yelena.
Dziewczyna działa mi na nerwy bardziej niż zwykle, ale to dlatego, że czuje się jakbym przegrała, dałam się tak łatwo pokonać w walce wręcz, że jest to aż przykre. A teraz jestem skazana na...no właśnie na to coś.
Słysząc kroki na schodach wracam do wcześniejszej pozycji szybko kładąc się na plecach, przez co mocniej zamykam powieki bo ból nie stara się przejść w najmniejszym stopniu.
-Musiałaś prawda? - Pyta mnie ze zrezygnowaniem.
-Nie wiem o czym mówisz. - Odpowiadam odwracając wzrok.
Belova przyciąga mnie za nogi na krawędź łóżka klękając wygodnie między nimi.
-Jak często to robiłaś? - Pytam z zaciekawieniem.
-Kilka razy, ale głównie to mi ktoś pomagał. Następnym razem musisz bardziej uważać na to, co dzieje się wokół ciebie. Być bardziej...skupiona.
-Mhmmm. - To jedyne co udaje mi się wydusić z siebie podczas przyglądania się Rosjance.
Kosmyk blond włosów opadających jej na twarz zaczyna mnie lekko drażnić, dlatego wyciągam dłoń by włożyć go za ucho dziewczyny na co ona momentalnie unosi wzrok na moją osobę.
Szczerze mówiąc nie wiem co robię, po prostu trwam w bezruchu przypatrując się oczom Belovy tak jakbym oglądała coś naprawdę interesującego, nie wiem czy rozmyślam o zieleni jej oczu, czy o jej urodzie, może po prostu chodzi mi o nią samą?
Coś tam mnie złapało na kolejny rozdział więc proszę bardzo, dzień dziecka dla was.
Czy możemy porozmawiać o tym jak dobrze Lizzie wczoraj wyglądała? I mean...mommy?
CZYTASZ
Murderer
Action-Przestań się nad sobą użalać bo jesteś niczym więcej niż bezwzględną morderczynią.