1

1K 36 10
                                    

Viviana

Sobota 9:00

Wstałam rano obudzona w sobotę przez naszą opiekunkę z domu dziecka. Była wysoką brunetką o zielonych oczach, ubraną w jasny zielony sweter, niebieskie jeansy i białe trampki. Była bardzo miła i delikatna z resztą jak większość osób pracujących tutaj. Wyjrzałam  przez okno widziałam tam zielony ogród z kwiatami i paroma sadzonkami warzyw. Westchnęłam. Wygramoliłam się, z łóżka wzięłam kosmetyczkę, ręcznik i ubrania, które przygotowałam wczorajszego wieczora. Ruszyłam do łazienki na korytarzu, jej wygląd nie powalał. Białe i niebieskie kafelki, sześć kabin prysznicowych po lewej stronie a po prawej sześć umywalek i jedne drzwi do pomieszczenia z toaletami. Po prysznicu, załatwieniu swoich potrzeb i pielęgnacji, ubrałam się w fioletową koszulkę z krawatem. Do tego czarne spodnie podzielone na dwie części zapinane na karabińczyki i czarne trampki za kostkę oraz ortezę na kolano. Odniosłam wszystko do pokoju I ruszyłam, na śniadanie, które odbywało się na parterze budynku.

Na nikim nie zrobiło wrażenia, że przyszłam jako ostatnia, lubiłam się wyspać i żadnemu opiekunowi to nie przeszkadzało. Zostawiali mi porcje do odgrzania i jakieś słodkości na później tak było i tym razem. Weszłam do kuchni i odgrzałam sobie naleśniki z serem.

-Witaj, Vivi w szafce po lewej masz swoją ulubioną czekoladę razem z chipsami.

-Dzień dobry babciu Rose i dziękuję za przekąski.

Jeśli zastanawiacie, się kim jest babcia Rose, to już tłumacze jest to starsza pani, która gotuje nam śniadania, obiady i kolacje. Jest, aniołem stara się każdemu pomóc. Jest opiekuńcza, cierpliwa, każdego stara się zrozumieć. Tak jest ze mną, od kiedy dowiedziałam się, że trafiłam, tu jako niemowlę a przy sobie miałam jakiś naszyjnik i moje dokumenty. Kiedy powiedziano mi, że mama oddała, mnie tu osobiście byłam wściekła, rozgoryczona i bardzo smutna. Zadawałam sobie pytania: Dlaczego się urodziłam? Czemu rodzice mnie nie chcieli? Nie kochali mnie? Takie i inne pytania chodziły mi po głowie, wtedy pojawiła się babcia Rose, przytuliła mnie, dała mi miłość, której bardzo potrzebowałam w tamtym okresie. Od tego momentu stałyśmy się nie rozłączne, zrozumiała też jedną rzecz. Jestem w stanie założyć własną rodzinę składającą się z przyjaciół.

Sobota 10:30

Siedziałam, na huśtawce czytając książkę. Po ogrodzie biegały dzieci grające w berka. Niestety ten spokój przerwało pojawienie się samochodu nie byle jakiego, 4-osobowego Lamborghini. Wysiadło, z niego dwóch mężczyzn pierwszy był blondynem z niebieskimi oczami. Miał na sobie białą koszulę, do tego kremową kamizelkę i granatowe przetarte jeansy, wyglądał na 20-24 lata. Drugi natomiast ubrany był w czarny garnitur i białą koszulę. Włosy były ciemnobrązowe zaczesane do tyłu na żel. Oczy miał niebieskie. Nasze spojrzenia się spotkały, jego było intensywne, lodowate i piękne. Jednak coś nie dawała mi spokoju, są bogaci, czemu chcą, przygarnąć kogoś z takiego miejsca to jest jedna wielkie dziura zabita dechami. Może są tutaj w konkretnym celu?

Sobota 10:30

Vincent Monet

Zaparkowałem razem z Willem pod dużym domem dwu piętrowym, był stary, ale ładny. Ściany z przodu były porośnięte bluszczem. Biała elewacja i ciemny dach nic specjalnego. Ogród, do którego trafiliśmy po wyjściu z auta, był duży i zadbany. Parę grządek z warzywami dużo kwiatów. Mój wzrok padł na dziewczynę, która czytała książkę na huśtawce. Ciemnobrązowe włosy rysy twarzy miała po ojcu, ale zmiękczone genami matki i niebieskie oczy. Wyglądem przypominała bardziej Lissy niż Gabrielę. Nasze spojrzenia się spotkały, było strasznie podobne do mojego. Zimne jak lód, a jednocześnie piękne. Już wiedziałem, że przyjechaliśmy właśnie po nią. Po Vivianę Monet.

11:00

Po tym, jak dyrektor Charles oprowadził, nas po ośrodku usiedliśmy w jego gabinecie. Mm Pomieszczenie było ładne, duże dębowe biurko, duże okno. Po lewej stronie znajdowały się teczki dzieci i osób pracujących w ośrodku a po prawej książki różnego rodzaju. Zabrałem głos.

-Dostałem informację, że w tym ośrodku przebywa niejaka Viviana Monet, chcielibyśmy ją adoptować.

-Jasne rozumiem, zaraz przygotuję papiery i zawołam jej opiekunkę i ją samą.

Podszedł do regału i wyją dość grubą teczkę, w międzyczasie napisał do opiekunki. Podał nam teczkę i zaczął rozmowę.

-Za jakieś 5 minut przyjdzie Pani Ola, ale chciałbym porozmawiać o adopcji, a dokładniej prosiłbym o delikatność w stosunku do niej.

-Co dokładnie ma Pan na myśli- byłem, bardzo ciekawy co się mogło stać, że tak bardzo martwi się o podopieczną.

-Viviana jest cudownym, ale problematycznym dzieckiem. Zdiagnozowano u niej Autyzm i ADHD do niedawna chodziła na terapię, która była ufundowana dla dzieci w jej wieku- tu zrobił przerwę- niestety doszło do incydentu, jej terapeuta zaczął zadawać niewygodne pytania i przekraczać jej przestrzeń osobistą na szczęście jeden z opiekunów Pan Marcel zareagował i przerwał tę rozmowę, sprawca jest na areszcie domowym i dostał zakaz zbliżania, się do Viviany.

-Rozumiem. Czy jest jeszcze coś, o czym musimy wiedzieć?

-Tak, jakieś 9 miesięcy temu dziewczyna spadła z konia na jednym z treningów od tego czasu chodzi do fizjoterapeuty oraz na co dzień zakłada ortezę, tak samo, jak w przypadku terapii leczenie u fizjoterapeuty jest ufundowane przez państwo. Wszystkie dokładniejsze informacje znajdą Panowie w papierach, które są w tej teczce.

Naszą rozmowę przerwało pukanie w drzwi i pojawienie się 2 osób.

Viviana

Stałam przed gabinetem dyrektora. To właśnie w tym miejscu dokonywały się adopcje. Teraz wiem, jak się czuły wszystkie dzieci, które tu przychodziły. Czuły nadzieję na lepsze jutro, były przerażone, ale szczęśliwe, cała gama emocji przepływała przez mnie. Nie wiedziałam, co się do kończą dzieje, weszłam do pomieszczenia i jedyne co robiłam, to odpowiadałam, na pytania tak lub nie. Dalej nie dochodziło do mnie, że po 14 latach ktoś chce mnie adoptować, w końcu będę mogła być zawsze wysłuchana. Nie zrozumcie mnie źle, tu słuchali mnie, i w miarę możliwości spełniając moje potrzeby. Jednak dzieci jest o wiele więcej i trzeba czekać. Te i inne myśli zajęły mnie na tak długo, że nie zauważyłam, kiedy spotkanie się skończyło i trafiłam do pokoju, w którym czekałam na mnie otwarta walizka. Nie miałam dużo rzeczy, jednak zmieściły się do jednej walizki i torby sportowej. Czekałam już dość długo, jednak po chwili usłyszałam kroki mężczyzn. Blondyn wziął moją torbę i ruszyliśmy do samochodu.

Pora zacząć nowy rozdział.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 10 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

|| Siostry O Wiele Za Puźno || RMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz