Nazakiel szedł za Lewiatanem.
Właściwie wlókł się jak mucha w smole, bo mimo wizytacji w Piekle, szarpanie się z małym dzieckiem od dwóch pierdolonych dni znacznie nadwyrężało jego wytrzymałość psychiczną. Nie po to uciekł z domu od młodszego rodzeństwa, żeby teraz niańczyć jakiś gówniarzy.
Trzymając małą na rękach przebrnął za swoim towarzyszem przez otworzony portal i po chwili poczuł charakterystyczny smród odpadków, siarki i taniego wina. Piekło pachniało jak speluniarski bar, ale rozrośniętych do rozmiarów małego państwa. Taki Luksemburg w wersji wyjątkowo podłego osiedla meneli.
Ulice należały do diabłów i wypełniał je smród płonących śmieci, kałuże ścieków i nieodłączny odór gnijących baranich flaków. Lokalni plugawi władcy ulicy podzwaniali gigantycznymi złotymi łańcuchami, siedząc wśród śmietników.
W Niebie, tam gdzie było królestwo aniołów, panował porządek, czystość i schludność.
Natomiast dla kontrastu tam, gdzie zaczynał się świat diabłów... Od razu zaczynał się też nieodłączny burdel.
Jakby bezbrzeżnie gardzili rzeczywistością.
Jakby wszystko poza nimi samymi było czymś w rodzaju niedopałka albo smarka.
Siedzieli w tych podrabianych butach włoskich alfonsów, w tych pedalskich lustrzankach, siedzieli na skraju rynsztoka i nie przychodziło im do głowy, żeby coś z tym smrodem zrobić.
Okazuje się, że Piekło to nie płonąca, wrząca otchłań ognia i cierpienia. To wyobrażenie chrześcijan i, jak Nazakiel zdążył się już przekonać, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Faktycznie wali tu siarą, ale to dlatego, że całkiem niedaleko znajdowały się pokaźne pokłady tego pierwiastka, które całkiem ładnie wyglądały w świetle wybuchających nieopodal wulkanów. W ładniejszych miejscach piekielne krajobrazy przypominały nieco Hawaje lub Islandię, a w tych mniej reprezentatywnych, gdzie z racji braku lawy osiedlali się i cisnęli w slumsach ludzie... No cóż, Piekło bardziej przypomina przeciętny ziemski kraj trzeciego świata. Lub kraj pierwszego świata, gdy służby sprzątające zapomną o wywozie śmieci przez... kilka lat.
Trochę jak Nowy Jork lat siedemdziesiątych.
Na szczęście nastolatek mimo wizyt w Piekle nie zapałał do tego miejsca jakąś szczególną antypatią. Cenił diabły za ich optymizm, bowiem mimo mieszkania w tak zjebanym i śmierdzącym skrawku świata wciąż miały ochotę na imprezy, zakładanie wielkich rodzin, robienie kolejnych imprez i dalsze poszerzanie rodzin.
Nie zamierzał też bynajmniej nieść Słowa Bożego w odmęty Gehenny. Jeszcze tylko, nie daj Boże, dogadałby się z Joanną d'Arc, gotów podpalić najlepsze kluby.
Odnajdywał się w tej popierdolonej diabelskiej rzeczywistości, jako że urodził i wychował się w Polsce, co okazało się być idealnym samouczkiem do pracy z hrabiami i baronami z piekła rodem. Przeżył tyle lat walcząc z mentalnością rodziny, sąsiadów i ludzi dookoła, że obcowanie z tą niby najstraszniejszą, najokrutniejszą, najbardziej psującą krew i demoniczną z ras okazało się być miłym odpoczynkiem po siedzeniu w podstawówce i słuchaniu matematyczki czy jeżdżeniu autobusem i litanii starych bab.
Poza tym co by nie mówić, to Piekło nie było straszne, co najwyżej strasznie tu jebało. Panował też permanentny chaos w absolutnie każdej dziedzinie. Organizacja prawna, logiczna... Nie istniała. Jakakolwiek systematyzacja, nic. Zero.
CZYTASZ
Homoherezja
RomanceRomanse to ciężka sprawa, a romanse diabelsko - anielskie to już taki kaliber, że nawet osoby tworzące paski do Trudnych Spraw nie wytrzymałaby psychicznie tych dramatów. Miłosne perypetia dotykają każdego. A miłość podobno nie zna granic. Ani kilo...