Poniższy tekst jest literacką interpretacją wydarzeń historycznych. Mimo, że część postaci w nich zawartych jest fikcyjna, to sytuacje w tekście z wielkim prawdopodobieństwem mogły mieć wydarzenia w rzeczywistości.
W czasie rządu Królestwa Belgii zginęło od pięciu do piętnastu milionów mieszkańców Konga. Prawdopodobnie ta liczba jest o wiele większa. To makabryczne wydarzenie zostało niemal zapomniane, tekst jest pewnym oddaniem hołdu ofiarom tego ludobójstwa.
Miłej lektury.
*
Kongo Belgijskie było naprawdę interesującym miejscem. Pięknym na swój osobliwy sposób, ale również odrażające. Trudno o znalezienie piekła na ziemi, które by dorównywało temu, co widziały owe ziemie w Środkowej Afryce.
Zwłaszcza, kiedy trzeba było się przeprawić przez dżunglę pieszo.
Charlotte Charbonneau została właściwie zmuszona do przeprowadzki; jej opiekun i jedyna żyjąca bliska rodzina, wujek Adélard, był żołnierzem na wysokim szczeblu, a przez ostatnie niepokoje w belgijskiej kolonii musiał wyruszyć do Afryki. Znaczy, zdaniem panienki on nic nie musiał, i była to najzwyklejsza przysługa. Może i nawet chęć zrobienia jej na złość. Pewnego dnia wujaszek otrzymał list od swojego drogiego przyjaciela z prośbą o pomoc. Kiedy dziewczyna dowiedziała się o przeprowadzkę, wybuchła taka kłótnia, jaką mało kto widział, ale żołnierz był nieugięty. Lotte natomiast przez cały rejs nie odezwała się ani słowem do Adélarda, obrażona na wsze czasy.
Takim właśnie smutnym zbiegiem okoliczności znalazła się w samym sercu Afryki. Wylądowali w karawanie składającej się może z dwudziestu osób. Kilku z nich odznaczało się przerażająco ciemnym kolorem skóry i jeszcze ciemniejszymi oczami. Lotte patrzyła na nich z lękiem i obrzydzeniem. Przyprawili jej na myśl diabły. Albo spalone szczątki. Może Bóg ukarał ich skórę słońcem? A jeśli tak, czy cała Afryka była przeklęta? Charlotte aż cała zadrżała na myśl, że jej blada jak papier skóra mogłaby nabrać barw. Jakże to byłoby okropne!
W jej przekonaniach upewniał ją wyjątkowo gadatliwy kapitan Julien. Mimo że dziewczyna przez większość drogi milczała, dysząc przez upał i zmęczenie, ten szedł energicznym krokiem i jakby nie był wcale na żar wrażliwy. Mimo że padał na nich cień ogromnych, soczyście zielonych liści, to zdawało się, że gorąc wręcz oblepiał skórę. Od potu ubrania i włosy przyległy do skóry, potęgując dyskomfort. Pikanterii dodawał odór ludzkich ciał. oraz bzyczące ogromne tłuste muszyska.
- Nogi mnie już strasznie bolą - Stęknęła żałośnie, idąc po wąskiej ścieżce tuż za swoim wujaszkiem. Chciała pokazać, że jest dorosła i nie marudzić (i aby nie dawać satysfakcji bratu swojego ojca), ale już nie mogła wytrzymać. - Zróbmy przerwę. Nie dam rady.
- Panienka trochę wycierpi, niedługo będziemy na miejscu. Jeśli aż tak dość ma, to można kazać któremuś z czarnuchów ją ponieść - Zaproponował kapitan wesołym głosem. Gdy blondynka odwróciła głowę w jego kierunku z kwaśnym wyrazem twarzy, na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
- Mam dać się im dotknąć po tym, czego się nasłuchałam podczas całej tej drogi?
- To niewolnicy. Podludzie, którzy zostali stworzeni tylko po to, aby dbać o każdą naszą zachciankę, człowieka wyższego. Nie patrz na to, jak na niesienie na rękach przez niegodziwca, bardziej jak użycie maszyny do transportu.
- Brudnym i cuchnącym pojazdem też bym nie chciała jeździć.
- Che-che-che! Ano tu też racja. Tylko że pojazd za błąd nie będzie żałował, a czarny już drży na samą myśl o chicotte czy odcięciu ręki.
- Chicotte?
- Chodzi o to biczowanie batem ze skóry hipopotamiej. Czasem mam wrażenie, że lękają się tego bardziej niż kul karabinu, che-che... zresztą sama panienka to jeszcze zobaczy.
Mężczyzna uśmiechnął się, wciąż cicho chichocząc. Coś w jego sposobie bycia drażniło Lotte. Gdzieś w jej wnętrzu krzyczało, że ten człowiek jest okrutnie zły; ale skąd te wnioski? Przecież dotąd podawał same fakty. Ponadto przystojna twarz i czarujący sposób bycia jeszcze dodatkowo usypiał jej czujność.
- A jaki jest pożyczek z niewolnika, który nie ma ręki?
Mężczyzna zamyślił się na moment, nie dając od razu odpowiedzi panience. Po dłuższym namyśle w końcu znów się odezwał.
- W sumie słuszna uwaga... ale jakby byli posłuszni, to wciąż mieliby obie. Strach to najlepszy środek wychowawczy.
- Skoro nie są posłuszni, to chyba nie działa to aż tak nienagannie.
- Masz rację, takie drobne kary okazały się niewystarczające... ale znaleźliśmy lepszy sposób. Posłuchaj tego. Na czas, gdy małpiszony idą w dżunglę zbierać kauczuk, to w zastawę bierzemy ich żony i dzieci. Od razu bardziej posłuszni się robią! Wyobrażasz sobie, że część z nich wolała uciec do lasu i żyć jak małpy? Ale to dobitnie pokazuje, jak nisko jest ich gatunek. Wiadomo, że dzikusów ciągnie do ich naturalnego środowiska... Cha-cha-cha!
- Coś takiego! To oni mają kobiety?
Kapitan na tą uwagę wybuchł gromkim śmiechem. Charlotte nieco zdenerwowała się tą reakcją. Przez dobre dwie minuty nie mógł się uspokoić, aż westchnął głęboko i prychnął.
- Lubię cię! Racja, ich kobiety łatwo z mężczyznami pomylić, obie płcie są bardzo podobne do siebie. Obie wyjątkowo brzydkie! Wszyscy tak samo wyglądają. Tak samo gorsząco.
===============
Postanowiłam zacząć to publikować i wyciągnąć z szuflady bo nauczyciel pewnie i tak tego nawet nie przeczyta XD
Był to projekt na historię który miał pokazać życie codzienne w kolonii. No a ja trochę poleciałam i powstała historia na około 10 stron A4, czyli taka drobna nowelka. Będę powolutku to publikowała, bo kto zabroni? A nóż komuś przypadnie do gustu i nawet trochę doedukuje? 👀
See ya
CZYTASZ
Panienka z Kongo
Ficción históricaSłyszeliście o Kongo? Dawniej była to kolonia w której dokonano potwornych czynów. To właśnie tam odbywa się akcja. Opowieść o kobiecie, która zdając sobie sprawę, co się dzieje wokół nie próbuje podjąć walkę z otaczającym ją brutalnym i niesprawied...