Noc. Ciemność otula jak miękka kołdra, łagodząc wszelkie zło. Światło pojedynczych świec rzuca blade smugi, niczym promienie słoneczne wychodzące spod chmur.
Blondwłosa ślizgonka przemierzała korytarze Hogwartu powoli, ostrożnie stawiając kroki. Jej oddech był cichy. Zdawała się nie zauważać otaczającego jej świata. Czuła, że niedługo stanie się coś złego. Coś co zaważy na losie wszystkich uczniów śpiących dzisiejszej nocy w swoich łóżkach. Nagle zatrzymała się.
Odwróciła głowę w stronę, z której dobiegały ciche kroki.
- Cholera. - przeklnęła pod nosem. Jej głos zdradzał niepokój.
Musiała się ukryć. Było już po ciszy nocnej. Jeśli ktoś ją znajdzie to z pewnością dostanie szlaban. A teraz i tak miała zbyt dużo problemów na głowie, żeby tracić czas na takie głupoty.
Złapała pewniej trzy książki, które udało jej się jeszcze zwinąć z biblioteki i z gracją ruszyła w stronę najbliższej kryjówki. Okazała się nią niegdyś używana sala od zaklęć, która już od kilku lat świeci pustkami. Profesor Flitwick przeniósł się piętro niżej, a w tej sali spotykały się jedynie zakochane pary między zajęciami.
Walerię już na samą myśl co uczniowie robią na biurkach stojących w tym pomieszczeniu przeszedł dreszcz obrzydzenia. Po zamknięciu za sobą drzwi blondynka starała się niczego nie dotykać. W końcu kto wie czym tu się można zarazić. Podeszła jak najbliżej drzwi i nasłuchiwała kroków.
Cisza. Waleria nie spodziewał się o tej porze żadnego prefekta ani nauczyciela na tym korytarzu. Dlatego też wybrała dosyć okrężną drogę do dormitorium. Nigdy o tej porze nikt nie patroluje tego rejonu.
Ślizgonka uznała, że to tylko jej wyobraźnia...albo inny uczeń który urządza sobie nocne przechadzki.
Dużą salę ćwiczeniową zalała cisza przerywana jedynie równym oddechem piętnastolatki. Ruszyła z miejsca, wzięła różdżkę w dłoń po czym podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko.- No proszę. Kogo my tu mamy. Waleria Williams we własnej osobie. - chłopak wygiął usta w szyderczym uśmiechu.
- Snape...
CZYTASZ
Kwiat Waleriany •Severus Snape•
Fanfiction*Staliśmy w wejściu do sali, w której zazwyczaj spotykały się pary. Byliśmy oddaleni od siebie jedynie o kilka centymetrów. Cały czas czułam na sobie jego niespokojny oddech. Nasza cała wcześniejsza rozmowa odbywała się szeptem. Gdyby nie różdżki w...