Wizja porannej rutyny rozleciała się jak domek z kart kiedy to obudził mnie trzask zamykanych przez współlokatorki drzwi. Zaspana podniosłam wzrok na zegarek stojący na szafce nocnej. Zaledwie kilka sekund później zbierałam swoje rzeczy w pośpiechu starając się niczego nie zapomnieć.
- Te cholerne pindy znowu mnie nie obudziły - fuknęłam pod nosem wychodząc z pokoju. Za każdym razem jest to samo...
Wpadłam do sali od transmutacji z kilku minutowym spóźnieniem i zadyszką jakich mało. Chyba powinnam zacząć uprawiać jakiś sport.
- Minus 5 punktów Panno Williams. - dała mi do zrozumienia Mcgonagall po czym kontynuowała swój wykład o... w sumie to nie wiem o czym, nie słuchałam.
Zajęłam miejsce tuż obok Diany. Krukonka spojrzała na mnie rozbawiona.
- No co? - zapytałam głupio.
- Każdy włos sterczy ci w inną stronę, nie masz makijażu, a krawat zawiązałaś na supeł. Nawet nie chcę wiedzieć jakie piekło zgotujesz tym podlotkom. - zaśmiała się brunetka.
Diana Adler zawsze mnie rozumiała. Przyjaźniliśmy się od kołyski, a nasze rodziny co roku jeżdżą razem na zagraniczne wakacje. I chociaż zazwyczaj siedziała w bibliotece w stosie książek to miałyśmy wspólny język.
- Jak tam z Gideonem? - zapytałam uśmiechając się znacząco.
- Chyba z Fabianem... - kurcze, zawsze ich myliłam. Diana kręciła z jednym z bliźniaków Prewett już przeszło rok, a ja dalej mam wątpliwości, o którego chodzi.
- Oj co za różnica? Przecież wyglądają identycznie! - odpowiedziałam, a jej mina zrzedła.
- Nijak, mieliśmy iść wczoraj wieczorem na błonia, ale "coś" mu wypadło... - smętnie pociągnęła nosem. Aż we mnie zawrzało.
- Czy to "coś" ma na imię Victoria, ma tlenione blond włosy, zęby jak bóbr i cycki po kolana? - no moje pytanie odpowiedziała kiwnięciem głowy. A ja już wiedziałam że tak tego nie zostawię. Znowu, po raz kolejny, ten skurwiel zajmuje się inną babą, a Diana ugania się za nim już od trzeciej klasy. On jej mydli oczy randką i miłymi słówkami, a potem obściskuje się z innymi.
- Daj sobie w końcu z nim spokój. Ile razy już przez niego ryczałaś... Nie jest ciebie wart. - zaczęłam przemowę motywującą, ale jak zwykle mi przerwano.
- Panno Williams, chce pani stracić kolejne punkty swojego domu? - zapytała Mcgonagall i wróciła do zajęć kiedy nie doczekała się odpowiedzi.
- Ale ja tak go kocham... - dodała Diana.
Muszę zająć się tą sprawą odrazu kiedy ten tłumok wpadnie w moje małe łapki, które zacisną się na jego chudej, bladej szyi.
******
Po transmutacji wstąpiłam do toalety nieco się ogarnąć i poszłam w kierunku sali od eliksirów. Przed salą stała już cała grupa ślizgonów, a kilka metrów dalej stali gryfoni. Och jak te domy się uwielbiają...
Nie mając zbytnio co ze sobą zrobić, poszłam w kierunku Snape'a, który jak zwykle siedział z nosem w książkach.
- Cześć, co czytasz? - próbowałam zacząć rozmowę.
- Książkę. - odpowiedział szybko nie odwracając wzroku od tekstu.
Nim zdążyłam rzucić jakąś kąśliwą uwagę w jego kierunku, musieliśmy wchodzić do sali.
Nie wiele myśląc zajęłam miejsce na samym końcu sali, nie chciałam się dzisiaj wychylać zważywszy na moje niewyspanie oraz rozdrażnienie. Oraz brak makijażu, bez którego czułam się niekomfortowo. Na szczęście w sali było na tyle dużo miejsc, że mogłam w spokoju siedzieć sama.
CZYTASZ
Kwiat Waleriany •Severus Snape•
Fanfic*Staliśmy w wejściu do sali, w której zazwyczaj spotykały się pary. Byliśmy oddaleni od siebie jedynie o kilka centymetrów. Cały czas czułam na sobie jego niespokojny oddech. Nasza cała wcześniejsza rozmowa odbywała się szeptem. Gdyby nie różdżki w...