Przez kilka dni nie miałem czasu na odpoczynek. Przygotowywałem z Davidem odbiór kontenerów z towarem. Żeby wszystko odbyło się bez problemów, musieliśmy dopiąć każdy szczegół. Właśnie wszedłem do rezydencji rodzinnej Jansonów.
— Jesteś nareszcie, Nico. Chodź ze mną do biblioteki. Conor już tam na nas czeka. — David uścisnął mnie serdecznie i poprowadził we wskazane miejsce.
Byłem stałym bywalcem w rezydencji i członkiem tej rodziny. Ceniłem ich wszystkich i wciąż byłem wdzięczny za wprowadzenie mnie w tajemnice gangsterskiego życia. Trzymało mnie to w napięciu i wypełniało czas. Bracia, byli cenieni w świecie Gangsterskim. Liczono się z nimi i bano zarazem. Jedynie mniejsze, niedoświadczone gangi, próbowały szczęścia w kradzieżach naszych towarów, co zawsze kończyło się dla nich tragicznie. I dzisiaj właśnie chcieliśmy się przed nimi zabezpieczyć. Nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głowy.
Podszedłem do Conora i przywitałem się, obejmując go i poklepując po plecach.
— Witaj, kuzynie. Jak się miewa Lilly i syn? — zapytałem bardziej z grzeczności.
— Nie zaczynaj tego tematu, bo się rozgada i nigdy nie zaczniemy omawiać naszych spraw — wyskoczył z odpowiedzią David, śmiejąc się przy tym serdecznie.
— Co ty pieprzysz? Nigdy nie przeciągam. A tak na marginesie, to ty sam potrafisz godzinami gadać o Fabio i Kitty. Nie zaprzeczaj, bo to prawda. — Lustrował go przenikliwie, chcąc sprawdzić, czy zaprzeczy.
Patrzyłem z podziwem, raz na jednego, raz na drugiego. Byli, jak dzieci, kiedy poruszało się temat ich pociech i żon. David poślubił Kitty w zeszłym roku na jachcie. Nie chcieli wielkiego wesela. Zorganizowali je w gronie rodziny.
— To może ja sam się dowiem. Pójdę odwiedzić obie panie. Na pewno się ucieszą na mój widok — wypaliłem i już się podnosiłem, kiedy mnie zatrzymali.
— Ani się waż! — krzyknął Conor. — Nie mamy czasu na pogawędki o kobietach.
Rozsiadłem się i przeczesałem palcami włosy, które spadły mi na czoło. Wyciągnąłem z kieszeni gumkę i je niedbale związałem w kok. David podał mi i Conorowi wodę w butelce. Rozbawiło mnie to, bo piliśmy ją zawsze, kiedy było coś ważnego do przegadania. Nasze umysły musiały być bystre i logiczne. Przechyliłem lekko głowę i popatrzyłem na nich, spod rzęs.
— No dobrze — powiedział Conor. — Chciałbym wiedzieć, czy ludzie są gotowi do przeprowadzenia akcji?
— Oczywiście. Rozmawiałem z nimi i czekają tylko na szczegóły.
— Dobrze więc, dzisiejszej nocy odbieramy kontenery z bronią. Co z kierowcami tirów, Davidzie?
— Czekają na sygnał. Ludzie w porcie myślą, że odbieramy części zamienne do tirów. Mogą to sprawdzić. W kontenerach są specjalne ścianki, jak zawsze. Tylko głupiec, kazałby wyciągać te silniki.
— Moi ludzie obstawią cały port, gdyby komuś przyszło do głowy nas oskubać. Szpiedzy nie śpią i nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć — dodałem i upiłem łyk wody.
— Dobrze, skoro wszyscy wiemy, co robić, to możemy się rozejść. Wyruszamy o dwudziestej pierwszej. Ja spadam, bo jedziemy z Lilly i chłopcami do wesołego miasteczka. Davidzie, czy Fabio jest gotowy?
— Jest gotowy od kiedy się o tym dowiedział. Czyli jakieś dwie godziny temu — zachichotał pod nosem.
— Powinniśmy się ze wszystkim uwinąć w jakąś godzinę — powiedziałem. — skoro to wszystko, to ja spadam.
Pożegnałem się i wyszedłem. Pojechałem do bazy i przygotowałem się do wyprawy. Przed wieczorem wpadłem do mojej szopy. Rozpaliłem grilla. Byłem bardzo głodny. Najedzony, ległem na hamaku i zasnąłem. Właściwie wydawało mi się, że zasnąłem, bo wciąż się kręciłem. Przed oczami przewijał się tylko jeden obraz. Obraz dziewczyny, uśmiechającej się do mnie. Jej piękna twarz błyszczała w świetle księżyca. Podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć rowka w jej brodzie. Wówczas znikała momentalnie. Otworzyłem oczy i przetarłem je dłońmi. Po chwili obraz wracał i ponownie znikał. Zły na siebie, podniosłem się i niepewnym jeszcze krokiem, po przebudzeniu, dotarłem do łazienki. Pochlapałem twarz zimną wodą i spojrzałem w lustro. Rozwichrzone włosy zakrywały moją twarz. Zaczesałem je w kitkę. Zegar pokazywał dwudziestą, więc wsiadłem w samochód i ruszyłem do portu.
CZYTASZ
"Odwaga Nicolasa" (Zostanie wydana) tom III
RomanceStała przede mną, zła jak osa z rękoma założonymi na biodrach. Z oczu ciskała iskrami, a usta zacisnęła w wąską linię. W końcu wypaliła. - Nie musiałeś mi pomagać! Poradziłabym sobie sama! - krzyknęła w moją stronę. - Wiem - wypaliłem znienacka, bo...