Okazja czyni złodzieja, tak mawiał jego ojciec. I nie powinno się mieć pretensji że zostało się okradzionym. Koniec końców jeśli ktoś, na przykład, zostawia w pokoju wspólnym rozrzucone swoje rzeczy, w szczególności cenne, to sam prosi się o kłopoty.
Aaron Berkeley nie tylko całkowicie zgadzał się z poglądami rodzica lecz także kontynuował rodowe zwyczaje. Jego kariera - przywłaszczyciela bo według samego zainteresowanego złodziejem nie był - rozwinęła się już w momencie trafienia do hogwartu. Tu okazję rodziły się co minuta i aż szkoda było je marnować. Oczywiście nie był głupi, wybierał okazje gdzie pożyczanie przedmiotów było pewniakiem i nikt nie mógł go na gorącym uczynku przyłapać. Na nakrycie nie mógł sobie pozwolić, o nie. Poinformowanie rodziców - w tym przypadku matki- o zajęciach syna w czasie wolnym od nauki były proszeniem się o co najmniej kalectwo. Poza tym on te rzeczy przecież pożyczał i oddawał prawie tego samego dnia podając się za znalazcę zagubionego w szkole przedmiotu. Cokolwiek co miało wartość dla kogoś innego stało się cenną przepustką w zaciągnięciu u innych długu wdzięczności. No chyba że coś bardzo mu się spodobało, wtedy o zwrocie nie było mowy.
Właśnie teraz całkowicie przypadkiem przydarzyło się mu zgarnąć całkiem ciekawy przedmiot ów należący do słynnej z bycia członkinią złotego trio, Hermiony Granger. Był to bowiem naszyjnik składający się z czerwonych klejnotów, pereł i złotego łańcuszka. Który całkiem przypadkiem wyślizgnął się z jej torby gdy szła na zajęcia.
Gdy szedł tak rozprawiając o tym co powinien ze znaleziskiem zrobić natknął się na Alastora Moody'ego. Niepostrzeżenie wsunął naszyjnik do kieszeni swojej szaty starając się uniknąć problematycznego nauczyciela. Towarzyszyła mu Minerva Mcgonagall która zamaszyście wymachiwała rękami, tak jakby gestykulacja miała jej pomóc w dobitniejszym przekazaniu ostrzeżenia. Czy ona nadal wykłóca się z nim o sposobach karania uczniów? Pomyślał Berkeley. Moody przesunął wzrokiem po sylwetce ślizgona, i gdy Aaron miał już wrażenie że ten doskoczy do niego z oskarżeniami o dosłownie cokolwiek, przyspieszył kroku nie zwracając uwagi na niego, podążającą za nim kobietę ani w sumie na nic dookoła.
- Kolejny dzień szaleństwa jak widzę - mruknął do siebie chłopak i ruszył w stronę sali gdzie odbywały się jego kolejne zajęcia
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hermiona Granger z nieukrywaną irytacją wpatrywała się w profesora Snape'a gdy ten poinformował o jej ocenie za ostatnie wypracowanie. Przygotowywała pracę całe trzy dni, sprawdzała każde słowo byleby tylko nie popełnić błędu. Mimo tego na jej pracy niczym plama na jej honorze widniał napis "powyżej oczekiwań", przecież zdecydowanie należał się jej "wybitny" i to jeszcze wykrzyknikiem! Nie zwracając uwagi na swoich kompanów którzy jakimś cudem zdobyli "zadowalający" skierowała wzrok na swojego największego dotychczas rywala. Aaron siedział tuż przed nią lecz jak na złość zasłaniał prace tak że nie mogła sprawdzić jego wyniku. Po chwili wiercenia się na krześle ujrzała napis wybitny i aż ugotowała się z wściekłości.
Policzki dziewczyny pokryły czerwone niczym buraki wypieki, skuliła się nad kartką i starając się nie wybuchnąć zaczęła porządkować swoje stanowisko. Sprawę pogorszył fakt iż chłopak który przed chwilą tak zacięcie wpatrywał się w profesora obrócił się, zobaczył jej ocenę i z podłym uśmiechem wrócił na swoje miejsce prostując się niczym paw. Siedział tak chwilę starając się nie parsknąć śmiechem gdy ujrzał reakcje dziewczyny. Przecież powyżej oczekiwań był jak wybitny u Snape'a- w szczególności gdy było się z domu lwa.
Przez resztę zajęć nie wydarzyło się w sumie nic ciekawego, no może oprócz tego że jeden z uczniów, gryffon którego imienia i nazwiska Aaron nie mógł sobie przypomnieć, rozpuścił kociołek. Snape z nieukrywanym wkurwieniem zakończył zajęcia jednocześnie odbierając gryfonom kolejne punkty, pakując- jak się okazało Longbottoma- w kolejny szlaban. Chłopak nawet bez tego wyglądał jakby miał zaraz dostać załamania nerwowego i Berkeley myślał że ten zaraz zacznie płakać.
Na tym udręka Longbottoma się nie zakończyła.
Już na pierwszych zajęciach z nowym profesorem od obrony przed czarną magią panowała tak nieznośna cisza że Aaron miał ochotę walnąć sąsiada z ławki pięścią w łeb gdy ten nieznośnie kiwał się na krześle. Skrzypienie krzesła sprawiało że ten prawie że wpadł w furię z myślą że albo oberwie sąsiad albo on sam zakończy swoje cierpienie. Wkrótce dało się jednak usłyszeć charakterystyczny stukot na korytarzu i profesor wszedł do sali.
Nie dało się nie zauważyć że gdy ten dotarł na swoje miejsce, Malfoy który już wcześniej siedział skulony, skulił się jeszcze bardziej z miną jakby ktoś miał go przekląć.
Fretka
Moody przedstawił się lustrując tym swoim okropnym okiem wszystkich uczniów siedzących w sali. Na dłuższą chwile, a przynajmniej takie wrażenie miał Aaron. Zatrzymał się na jego sąsiedzie który nadal uporczywie skrzypiał tym swoim krzesłem. Chyba oboje mieli ochotę na to samo.
-Jestem tu bo Dumbledore tak chciał. Koniec sprawy, do widzenia, kropka! - Krzyknął - Co się tyczy czarnej magii... Wyznaje praktyczne podejście. Ale najpierw, kto mi powie ile jest zaklęć niewybaczalnych?
Uczniowie milczeli jakby zamienieni w kamień. No tego jeszcze nie grali - pomyślał Berkeley prostując się nieznacznie. Jak zwykle pierwsza wtrąciła się Granger.
-Istnieją trzy.- nie dane było jej dokończyć
-Nazywają się tak, bo...
-Bo są niewybaczalne. Użycie któregokolwiek z nich...
-Karane jest dożywociem w Azkabanie...
Klasa nadal milczała, zbyt przerażona tym co się tu działo
-Ministerstwo uważa, że jesteście za młodzi na te zaklęcia. To nieprawda!-wrzasnął. - Musicie wiedzieć z czym walczycie! Musicie być przygotowani... Musicie wiedzieć - przerwał kierując wzrok na sąsiada Aarona- że nie należy wydawać tyle odgłosów kiedy należy być cicho. Jasne panie Baddock? Obawiam się że pańska ruchliwość może panu sprawić nie lada problem gdy w zasięgu znajdą się jacyś wrogowie, powinien pan nad tym popracować.
Wszyscy skierowali wzrok na unieruchomionego stresem ślizgona.
-W końcu- mruknął Berkeley na którego twarzy zaczynał wykwitać uśmieszek.- Chyba zacznie mi się tu podobać.
-Nie najgorzej słyszę Panie Berkeley- Przerwał mu Moody odwracając się i lustrując chłopaka wzrokiem - Weasley!
Gdy uwaga profesora skupiła się na rudym Aaron wywrócił oczami. Profesor kazał wymieniać uczniom znane im zaklęcia niewybaczalne a potem o dziwo każde zaprezentował.
Aaron znał je wszystkie, na pamięć, wyuczone z książek do których dostępu mieć nie powinien. Mimo tego zobaczenie ich na własne oczy było dość fascynującym doświadczeniem. Używanie ich na pająku spowodowało w klasie śmiechy, a przynajmniej na początku kiedy każdy uznał to za zabawę. Przy cruciatusie i Avadzie śmiechy jednak się nie pojawiły.
Pod koniec zajęć można było już tylko zauważyć zapłakaną i spuchniętą Granger i ponownie sponiewieranego Longbottoma.
Opinie po zajęciach były przerażająco zróżnicowane. Niektórzy zarzekali się że na zajęciach już nigdy się nie pojawią a inni ochoczo kontynuowali rozmowy o zaklęciach wyrażając wręcz podziw czy zamiłowanie. Aaron mijał ich wszystkich z obojętną miną, niezbyt zainteresowany całą sytuacją. Przystanął jednak przy Longbottomie klepnął go w ramię i podał cukierka z opakowania które wcześniej zakosił komuś ze stolika mając na celu zachowanie słodyczy dla siebie, jemu teraz raczej się nie przydadzą a Longbottom wyglądał jakby miał za chwile stracić przytomność.
-Zjedz to zanim zemdlejesz i stoczysz się bardziej niż na eliksirach- zaczął a kiedy zobaczył zdezorientowaną minę chłopaka kontynuował- nie jest zatrute, coś słodkiego zawsze się przyda. - skierował wzrok na szepczącą do siebie trójkę gryffonów- Na mnie już pora, widzę że trio już na ciebie poluje. Trzymaj się Longbottom.
Stał przy nim jeszcze parę sekund omiatając wzrokiem trójkę gryfonów po czym klepiąc go w ramie raz jeszcze posłał mu uśmiech i nie zwracając uwagi na jego zdziwione spojrzenie odszedł.
CZYTASZ
Alchemik
FanfictionAlchemia- symbol duchowej podróży, która wyprowadza alchemików z niewiedzy (metali nieszlachetnych) do oświecenia (złota). Marzeniem Aarona Berkeleya była wolność. Złota klatka stworzona przez jego rodziców miała zapewnić mu bezpieczeństwo przed świ...