Rozdział 2

1 1 0
                                    

Nie minęło kilka tygodni od rozpoczęcia roku a Aaron czuł się jakby był poddawany torturom niczym pająk na pierwszych zajęciach z Moodym. Na każdym kroku on i wszyscy uczniowie byli napastowani informacjami o przyszłorocznych sumach a każdy, dosłownie każdy jego krok był analizowany i poprawiany- w szczególności przez profesor Mcgonagall która najprawdopodobniej postawiła sobie za cel uczynić go swoim reprezentantem. I teraz na zajęciach stała nad nim analizując możliwie każdy szczegół czajnika który jeszcze przed chwilą był sową. W końcu jednak pokiwała głową w aprobacie i poszła znęcać się nad innymi uczniami.

Gdy tylko podeszła do innego ucznia którego czajnik nadal miał skrzydła i potężne pazury pozwolił sobie na gwałtowne wypuszczenie powietrza. Zerknął do swojej sąsiadki z ławki po czym oparł się wygodnie o blat. Chwile przyglądał się jak dziewczyna trudzi się z wykonaniem swojego zadania i skierował swój wzrok na Granger siedzącą przed nim. Czując ciężar naszyjnika znajdującego się w jego kieszeni próbował wymyślić jak może go wykorzystać. Jego rozmyślania przerwał jednak koniec zajęć a tym samym przerwa obiadowa. Jego sąsiadka z ławki- Phoebe zamaszyście wstała i patrząc na niego z oczekiwaniem przeskakiwała z nogi na nogę.

- Chodźmy już, jestem głodna- jęknęła ale nie ruszyła się z miejsca czekając aż jej przyjaciel będzie gotowy. - Co dostałeś z Horoskopu u Trelawney?

-Oczywiście że Wybitny

- Kurde ja nie wiem co ty tam piszesz, ja jej napisałam że czeka ją wielka miłość to mi trolla dała.

-Piszę samą prawdę, czytałem w twoich fusach od herbaty, nie zakochałaś się jeszcze w jakimś gryffonie?

-Moją jedyną miłością jestem ja- stanęła  i pokiwała jakby sama do siebie głową, chcąc się upewnić że mówi prawdę.

Wywrócił oczami zbierając szybko swoje rzeczy. Phoebe była jego przyjaciółką, chociaż Aaron bez problemu mógłby powiedzieć że jedyne co ich łączy to zbieżność interesów i magiczna więź (no i trochę to że naprawdę ją lubił ale to taki mały sekret). Bardzo uciążliwa magiczna więź ale i równie użyteczna, w szczególności że rudowłosa dziewczyna była wszędzie i wiedziała wszystko. Taki jego irytujący szpieg.

-Pozwolę sobie wspomnieć że na śniadanie zrobiłaś mi godzinny mukbang- mruknął- Nie chce tego powtarzać, odechciewa mi się jeść. Gdzie ty to w ogóle mieścisz co?

-W twojej ma..- Przerwała kiedy zakrył jej usta. W idealną porę bowiem mijała ich właśnie profesor Mcgonagall.

Nie minęła sekunda a oderwał rękę od jej twarzy z widocznym obrzydzeniem. Obśliniła go.

-Powinnaś mi podziękować- Powiedział wycierając rękę o jej szatę- Ostatnim razem kiedy cię nie powstrzymałem chciałaś bawić się z Mcgonagall.

-Ostatnim razem myślałam że to prawdziwy kot!- jęknęła zażenowana- nie wypominaj mi tego, dwutygodniowy szlaban ze Snapem mi wystarczył.

-Nie narzekaj przecież nie było aż tak źle- odpowiedział ze złośliwym uśmiechem.

Tak naprawde to było gorzej niż źle. Snape od początku roku chodził wkurwiony - co oczywiście wcale nie związane było z podpierdzieleniem mu pozycji nauczyciela od OPCM - ale kiedy zobaczył że już w pierwszym tygodniu na zajęcia wbija mu rudowłosa z notką od Mcgonagall wkurzył się jeszcze bardziej. Jako karę wyznaczył jej dwa tygodnie czyszczenia - a raczej skrobania otwornic z ławek, w dodatku okazało się że jeden uczeń stłukł słój z rogatymi ślimakami i to właśnie Phoebe miała za zadanie znaleźć 31 śmierdzących stworzeń zanim te oczywiście postanowią się rozmnożyć. Dziewczyna śmierdziała okrągły miesiąc- tak jakby czarnowłosy nauczyciel eliksirów miał coś z tym wspólnego. 

AlchemikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz