III

95 26 114
                                    

Stukot końskich kopyt niósł się po wąskich uliczkach miasta. Jeździec wbił pięty w boki kasztanka i zaciskając knykcie na wodzach, pochylił się lekko w kulbace. Słońce właśnie wschodziło. Zmrużył oczy. Ilekroć pędził aakastrańskimi traktami o wschodzie, czuł się inaczej niż gdziekolwiek indziej. W Aakastrze słońce było inne, świeciło jakby... mocniej.

Kasztanek prychnął i zniżył głowę, jakby też chciał się uchylić przed światłem wyłaniającym się zza horyzontu. Promienie słoneczne lizały fasady budynków i brukowane szarym kamieniem ulice Tettelinis. Posłaniec ściągnął wodze i przeszedł do kłusa. Po chwili wyrosła przed nim potężna twierdza. Zamek królewski. Czerwone proporce falowały delikatnie na szczytach wież. Mężczyzna zeskoczył na ziemię odrętwiale, przerzucił parciane wodze przez szyję spoconego wierzchowca i podszedł pod ogromną bramę, odgradzającą zamek od miasta. Z jednej z wież strażniczych wychylił się dosyć szczupły mężczyzna w bordowym stroju.

– Kim jesteś i w jakim celu przybywasz! – krzyknął gardłowo strażnik.

– Jam jest Eryk Van Berkt, posłaniec królowej Vereny. Mam dla niej pilną wiadomość.

Na dowód Eryk wyciągnął zza pazuchy opieczętowany list. Brama z łoskotem otworzyła się. Mężczyzna pociągnął rumaka za sobą i przekroczył próg. Na wejściu inny, tym razem tęgi, strażnik spojrzał na list, który posłaniec trzymał w ręce, po czym został wpuszczony na królewski dziedziniec. Od razu skierował się w stronę dobrze znanych mu stajni, gdzie oddał kasztanka chłopcu stajennemu, sam zaś udał się do zamku.

W wejściu powtórzył kolejnym strażnikom to samo co drabom przy bramie i został odprowadzony do małego pomieszczenia we wschodnim skrzydle zamku.

Komnatę zalewało światło wschodzącego słońca, a pomarańczowe umeblowanie tylko potęgowało wrażenie, jakby miała ona zaraz zapłonąć. Na środku stała smukła kobieta w bordowej sukni, o czekoladowobrązowych włosach. Spojrzała na niego bursztynowymi oczami, okraszonymi zasłoną czarnych rzęs. Mierzyła go przez moment wzrokiem, po czym na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– Miło cię znowu widzieć, Van Berkt – odezwała się melodyjnym głosem.

– Ciebie również, Najjaśniejsza Królowo. – Eryk skłonił się dość sztywno, wielogodzinna podróż w kulbace dała się we znaki. – Mam list od szanownej pani Idylii.

– Hmm... Igra z ogniem moja kochana Idylka. Następnym razem upomnij ją ode mnie, żeby stosowała większe środki zapobiegawcze i przekazywała ci wiadomości ustnie.

Verena chwyciła list i szybkim ruchem zerwała pieczęć. W miarę czytania wiadomości można było zauważyć rosnące zadowolenie królowej. Kiedy skończyła, spojrzała wielkimi oczami na posłańca, nadal miała uśmiech na twarzy.

– Dobrze, dosyć tego dobrego. Teraz pora na kolejną widomość. Wiadomość dla siostry Cerity Vidovej z Południowej Świątyni Światła. – Królowa spojrzała poważnie w oczy gońca. – Słuchaj uważnie, Eryku Van Berkt, nadstaw uszu. To będzie ważna wiadomość.

***

Lawerna niecierpliwie grzebała srebrnym pantofelkiem w żwirze na podjeździe. Stała tu już od dobrego kwadransu i cierpliwość ulatywała z niej jak woda z dziurawego cebra. Dziś był przeddzień jej urodzin. Z tej okazji, aby nie nudziła się sama w zamku, gdzie każdy będzie zajęty przygotowaniami do jutrzejszego wydarzenia, matka zorganizowała jej rozrywkę. Z tym, że ta rozrywka była jedną z najgorszych jakie Lawerna mogła sobie wyobrazić. Właśnie czekała na młodego szlachcica, syna jednego z bliskich jej ojcu dowódców, z którym miała spędzić dzień. Była zła. Wiedziała, że i tak ma się lepiej niż inne dziewczyny. Powinna była wyjść za mąż już dobre dwa lata wcześniej. Nie mogła się więc łudzić, że w tym roku również pozostanie niezamężna, jednak wyraźna insynuacja matki w sprawie kandydata na małżonka bardzo ją irytowała.

Podmuch OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz