Z Gastonem Labrute spotkam się w jego karczmie znajdującej się na wyspie Fondrêt, oddzielonej rękoma człowieka od kontynentu. W trakcie przeprawy przez dzielące nas morze miałam na uwadze to, że jeden niewłaściwy ruch, a któryś z mieszkańców wyspy może mnie pozbawić życia. Całe szczęście, że na wybrzeżu czekał na mnie zaufany człowiek Gastona – Cédric, który zaprowadził mnie na miejsce wywiadu. Jest południe, więc w karczmie nie ma tylu ludzi, co można by się spodziewać. Mój rozmówca już czeka na mnie przy jednym ze stołów.
Monsieur Gaston, możemy zaczynać?
Oczywiście, jednak na początku chciałbym poprosić, abyśmy przeszli na ty, myślę, że dzięki temu będzie nam wygodniej.
Naturalnie, a więc: kim jesteś dla wyspy?
Jestem pewnego rodzaju obrońcą. Jest to rola dziedziczna, mój ojciec również był obrońcą, tak samo mój dziad i pradziad, ku pokrzepieniu niektórych serc linia dziedziczna jest męska. Teoretycznie kolejny strażnik powinien być wychowywany przez swojego dziada, jednak wielokrotnie ginął on na służbie.
Twój ojciec również zginął na służbie?
Nie.
A więc zmarł na chorobę?
*milczy*
No dobrze... Słyszałam, że jako jeden z nielicznych obrońców, masz swoją drużynę, coś na kształt drużyny pierścienia?
Nie mam pojęcia czym jest drużyna pierścienia. (zaśmiał się nerwowo) Ale tak, mam swoją ekipę. W sumie jest nas czterech: Ja, Cédric, który Cię asekurował w trakcie przejazdu przez wyspę, LeFou i Gab. Myślę, że jesteśmy zgraną ekipą, która potrafi poradzić sobie z każdym niebezpieczeństwem. Co prawda w ostatnich miesiącach mieliśmy większe wyzwania, jednak sobie z nimi wzorowo poradziliśmy, w szczególności Gab.
Gab jest kimś ważnym dla waszej drużyny?
Gab, Gabrielle, jest moją siostrą i w pewnym sensie spoiwem łączącym nas wszystkich. Tak, jest jedyną dziewczyną, która moim zdaniem o wiele bardziej zasługuje na miano obrońcy Fondrêt. Przeszła o wiele więcej niż reszta drużyny i właśnie gdyby nie to, że urodziła się kobietą, mogłaby pokazać naszemu światu na co ją stać. Oczywiście walczy ze społeczeństwem, chce udowodnić całemu miasteczku, że nie potrzebuje męża by być kimś. O to też ma do mnie żal.
Dlaczego? Stoisz po stronie konserwatywnego społeczeństwa?
Chciałbym nie musieć. Jednak jestem świadomy tego, że jeśli mnie zabraknie, nasza matka może stracić karczmę, a Gab... Na wyspie nie mamy czegoś takiego jak klasztory. Jeśli znasz historię, to wiesz, że wszystkie zostawiono po stronie kontynentu. Nie można by przecież narażać duchownych na niebezpieczeństwo związane z bestią. Wracając... Nie chcę, żeby moja rodzina została na lodzie. Gabrielle musi mieć męża. Ale też nie chce jej zmuszać do małżeństwa z jakimś randomowym mężczyzną, chciałbym żeby się zakochała. Żeby mi do końca życia nie wypominała tego, że jest zdana na los mężczyzny, którym gardzi. Myślę, że nie do końca stoję po stronie naszego spojrzenia, nie patrzę na kobiety i ich prawa w ten sam sposób co reszta, ale muszę zadbać o rodzinę. Zostałem im tylko ja.
Zacząłeś mówić o bestii, możesz rozwinąć ten temat?
Możliwe, że na kontynencie już zapomnieliście o tym, dlaczego właściwie odcięliście się od tego terenu. U nas natomiast krąży legenda o całym tym wydarzeniu. Mówi się, że za lasem istniało kiedyś osobne królestwo zwane Villaperde, którym rządził młody książę Adam, nie znamy teraz jego dokładnego tytułu. Podobno uwielbiał on wystawiać piękne bale na koszt swoich poddanych, szydził z nich kłamiąc, że szuka żony z ludu. Pewnego razu na bal przyszła staruszka w przemoczonych od burzy łachmanach. Prosiła o schronienie, jednak książę obrzydzony jej wyglądem kategorycznie odmówił. Staruszka wtedy przemieniła się w piękną wróżkę i przeklęła całe królestwo. Samego księcia zmieniła w bestię.
I ta bestia żyje od tylu lat? Jak nam wiadomo Fondrêt zostało oddzielone od kontynentu kilka stuleci temu.
Nie wiemy, czy w jakiś sposób się nie rozmnaża, jednak jesteśmy przekonani, że w dalszym ciągu mieszka w swoim zamczysku. Dwa razy w roku poluje w lesie. Nikt z nas nie był na tyle głupi, żeby się do niej zbliżać tym bardziej w tym czasie. Nie mamy właściwie pojęcia jak ona funkcjonuje. I nie możemy się wynieść z wyspy, nawet jeśli byśmy chcieli. Tu jest nasz dom, a wy i tak nie przyjęlibyście nas. Są jednak tacy idioci, którzy próbują się dostać z kontynentu do Fondrêt.
Tak, słyszeliśmy o takich śmiałkach. Co właściwie się z nimi dzieje?
Myślę, że na początek muszę podkreślić dwie ważne rzeczy. To jest nasza ziemia. A oni są tu intruzami. Dlatego albo moja ekipa się nimi zajmuje, albo nieświadomi idą w stronę zamku. A wiemy co tam na nich czeka. Nie wpuszczamy ich do miasteczka, nigdy nie wiadomo co im przyjdzie do głowy, a strażnikom najbardziej zależy na bezpieczeństwie mieszkańców.
Powiedziałeś, że twoja ekipa się nimi zajmuje. Co dokładnie robicie?
Dostajemy cynk od zwiadowców, że ktoś pojawił się na wyspie i jest potencjalnie niebezpieczny. Kupców i innych wielkich podróżników po prostu wyganiamy, ale bandziorami trzeba się zająć. Najczęściej po prostu ich zabijamy. Nie patyczkujemy się z nimi. Nie opłaca nam się brać jeńców czy ich przesłuchiwać. Wiadomo, że kolejni będą przychodzić bez względu czy ci wrócą do domu czy nie.
Nie uważasz, że to okrutne?
Nie. Znaczy w pewnym sensie tak. Jeśli mam mówić jako człowiek, którego każdej nocy gryzie sumienie, który na stole, akurat tym przy którym siedzimy, zaznacza nożykiem każdą zabitą osobę, to tak. Bardzo okrutne. Jednak jako obrońca Fondrêt nie mam sumienia. Moim zdaniem jest chronienie wyspy bez względu na koszty. Nie liczy się sposób, tylko efekt.
A jak to jest z osobami z Fondrêt, które chciałyby zamieszkać na kontynencie?
Jest taka możliwość, jeśli naprawdę tego chcą. Ale jest jeden haczyk. Według prawa, które zostało ustalone w momencie odcięcia się kontynentu od nas, nie mogą już tu nigdy wrócić. Będą traktowani jak cudzoziemcy. Jedyne co może taką osobę ochronić to zawarcie związku małżeńskiego z mieszkańcem Fondrêt. Dotyczy to również prawowitych obywateli kontynentu. Jednak to jest praktycznie nie możliwe do zrobienia, nikt nie zostaje tu na tyle długo by znaleźć kogoś, kto zgodziłby się na taki układ.
To znaczy, że nigdy nie było takiej sytuacji?
Była jedna. Ha! Jedyna, jaką pamiętamy. Nie wydarzyła się tak dawno. Jakieś dwadzieścia pięć lat temu. Na Fondrêt przybyła jakaś kobieta, twierdziła, że ucieka przed kimś z kontynentu. Daliśmy jej schronienie, byliśmy przekonani, że troszkę tu przeczeka i ruszy w drogę, ona jednak poznała chłopaka. Zakochała się. Z wzajemnością. Maurycy oświadczył się jej, a ona się zgodziła. To jedyna historia, którą miasteczko zapamiętało.
Co się z nimi stało? Z tą dziewczyną i Maurycym?
Rose zmarła dziesięć lat później. Ale myślę, że można powiedzieć, że miała dobre życie na wyspie. Była szczęśliwa z Maurycym. Mają córkę. Belle. Po śmierci Rose, Maurycy nie ożenił się ponownie. Pozostał jej wierny i tak chyba zostanie do końca. Cała wioska wie, że nikt nie jest w stanie zastąpić Rose. Mówią, że była wyjątkowa i nawet jej córka nie dorasta jej do pięt. Ale nie mnie to oceniać. Nie pamiętam jej.
Mam ostatnie pytanie, wracając do poprzedniego tematu. Macie w planach pokonanie bestii?
*milczy dłuższą chwilę*
Wydaje mi się, że nie jesteśmy idiotami.
Rozumiem. Dziękuję za rozmowę. To będzie wyjątkowy artykuł.
To ja dziękuję, że zdecydowałaś się tutaj przyjechać.
I tak nikt ci nie uwierzy.
*uśmiechnął się szeroko*
CZYTASZ
Bestia DODATEK: Wywiad z Gastonem
FantasiaZainspirowana zadaniem ze studiów, w którym mieliśmy przeprowadzić wywiad z postacią fikcyjną, stworzyłam te oto dzieło. Jest to wywiad ze znanym wam już z Bestii Gassem. Wywiad ten (pisany w momencie publikacji 8 rozdziału Bestii) jest przepełniony...