Rozdział 30

860 47 9
                                    

Siedziałam na miejscu pasażera, zaraz obok mojego przyjaciela i zastanawiałam się, jak wielkim jest idiotą. Poszedł na policję, by zgłosić moje zaginięcie, ponieważ nie odpisywałam przez parę godzin. Geniusz.

- Co ci strzeliło do głowy? Musieliśmy uciekać przed glinami! - zapytałam Davida.

- Jak to co, myślałem, że znowu cię porwali! Tak nagle zniknęłaś z klubu, to co miałem sobie pomyśleć?! - odpowiedział oburzony, prowadząc swoje auto.

- Nie pomyślałeś, że może robię Christianowi laskę?

- Przepraszam bardzo, ale sama mówiłaś, iż został we Francji.

- Kłamał, wrócił i mi nic nie powiedział . Jedziemy do klubu, gdzie spędziłam noc, są tam moje rzeczy. W końcu poznasz mojego oprawcę! - oznajmiłam z entuzjazmem.

- Jeszcze mu dokopię za wszystko, co ci zrobił, zobaczysz. - Lekko się uśmiechnął i pogroził palcem.

David nie był w stanie zabić muchy, a co dopiero uszkodzić człowieka. Nie był przeszkolony, tak jak ja, ale po tych wszystkich wydarzeniach na pewno będę musiała mu udzielić parę lekcji. Samoobrona wystarczy.

Komisariat znajdował się niedaleko klubu Harrisa, więc dotarcie do niego zajęło nam parę minutek. Przedstawiłam się ochroniarzowi, a ten wpuścił nas bez zająknięcia. Pokój, do którego zmierzaliśmy był na wprost od łazienek. Natomiast David skręcił w prawo, gdzie widniał wielki led BAR.

Trzymajcie mnie.

- Dwa razy gin z tonikiem poproszę. - Barman skinął głową na zamówienie Davida i zaczął przyrządzać drinki.

- Mogę wiedzieć, co ty robisz? - zapytałam łagodnie podchodząc do przyjaciela.

- Jak to co, nie widać? Zamawiam nam drinki na lepszą rozmowę. - Wskazał na barmana i poklepał miejsce obok, bym usiadła.

- Nie chcę niczego. Jeśli chcesz, żebym się stąd zmyła, to musimy już iść. - Nie dałam mu żadnej opcji do wybrania.

- Pan maruda przyszedł, a nie to tylko Adeline. - Uderzyłam lekko przyjaciela w głowę, a ten zaczął się rechotać. - O! Przyszły moje dwa drinki! - Złapał za dwie szklanki i wstał, pijąc z jednej. - Możemy iść - oznajmił stojąc na baczność.

- Świetnie - odpowiedziałam i popędziłam przodem.

Prowadziłam Davida jak małe dziecko za łokieć, by już nigdzie nie skręcał po drodze. Ukradkiem widziałam jak próbuje w pośpiechu wypić drinki, ale się nimi oblewa. Ja naprawdę tracę przy nim cierpliwość. Większy pożytek bym z niego miała gdybym go sprzedała jakiemuś arabowi za wielbłądy, czy coś w tym stylu.

Nie byłam wczoraj na tyle pijana, by nie pamiętać drogi do pokoju, poza tym jeszcze kilkanaście minut temu stąd wychodziłam. Zatem dotarcie na miejsce to bułka z masłem. Liczyłam na to, że w środku zastanę Christiana, jednak pomieszczenie było puste.

- Wow, w takim miejscu się jeszcze nie ruchałem. - Westchnęłam głośno i zignorowałam wypowiedź chłopaka.

Czemu go nie ma? Mówił, że za niedługo wróci, bo ma parę spraw do załatwienia. Tymczasem jest już grubo po południu, a on nawet się nie odezwał. Średnio w jego stylu. Zawsze chciał mieć wszystko pod kontrolą, wiedzieć gdzie jestem i tak dalej. Sprawdziłam telefon, natomiast żadnego powiadomienia od Chrisa nie dostałam. Dziwne.

W szafie znalazłam parę swoich rzeczy. Żmija to zaplanował. Spakowałam do podręcznej torby parę ciuchów i inne drobiazgi. David w tym czasie węszył po całym pokoju.

- Stara? Widziałaś to? - Stał przy szafce nocnej z małym liścikiem w ręce. Szybko do niego podeszłam i spojrzałam na papierek. Pismo Chrisa...

"Cześć kurczaczku, mam nadzieję, że się wyspałaś :) Muszę dzisiaj pojechać w pewno miejsce i załatwić parę drobnych spraw, związanych z interesami. Wieczorem powinienem wrócić. Nie idź nigdzie, zostań tutaj i na mnie czekaj. Przyjadę po ciebie i pójdziemy gdzieś na kolację. Wynagrodzę ci to."

Wynagrodzę ci to? Jaki kutas. Serio myślał, że jeśli napisze do mnie taki liścik, to nie będę na niego zła? Walić go, jadę do swojego mieszkania.

- Kretyn, spieprzamy stąd - oznajmił David. Chyba po raz pierwszy od dłuższego czasu powiedział coś sensownego.

- Poczekamy sobie na niego u mnie. Już ja mu zrobię wywód życia. - Złowieszczo się uśmiechnęłam i przybiłam piątkę chłopakowi.

******

- Mamy jakieś sześć godzin zanim zjawi się Christianek, co robimy? - zapytał David rzucając się na kanapę w salonie.

Od razu złapał za pilot i na YouTube odpalił The weeknd. Nasz ulubiony zespół. Co jak co, ale miał dobry gust muzyczny.

- Whisky i Netflix?

- Czytasz mi w myślach. - Szybko przeskrolował pilotem i włączył Dom z papieru, a ja w tym czasie nalałam nam trunku.

- Serio? Serial o napadach? - zapytałam podając mu napój.

- Akurat pasuje. Napad i mafia to prawie to samo, prawda? - Niech mu będzie.

Minęło już parę godzin naszego seansu i naturalnie pojawiły się kłótnie. Bez nich nigdy się nie obejdzie. Kiedyś nawet pobiliśmy się w kinie, ponieważ David zaczął się śmiać na śmierci jednej z postaci.

- Nienawidzę Berlina, jest chory psychiczne - oznajmiłam przejadając popcornem.

- Co ty gadasz! To Nairobi jest chora i irytująca! Nikt jej tam nie potrzebuje, poza tym baby nie nadają się do napadów. - Totalnie niewzruszony zaczął oglądać dalej, jednak mu tego nie podarowałam.

Rzuciłam się na niego i zaczęłam go lekko okładać pięściami po brzuchu. Ten pociągnął mnie za włosy i tak rozpoczęła się prawdziwa walka. Grał nieczysto, bo zaczął mnie łaskotać po szyi, a tam mam największe łaskotki. Szuja. W tym całym amoku ledwo co usłyszałam dzwoniący telefon.

- Biała flaga, biała flaga! - krzyknęłam, by chłopak mnie puścił.

- Szybko wymiękłaś - powiedział dumnie.

- Dzwoni mi telefon głupku. - Spojrzałam na niego spod byka, a ten tylko się uśmiechnął.

Wzięłam do ręki telefon i zobaczyłam nieznajomy numer. Czy to był Christian? Niepewnie odebrałam i usłyszałam:

- Dobry wieczór, czy rozmawiam z panią Adeline Forbes? - mocny, męski głos dotarł do moich uszu.

- Tak, przy telefonie - rzekłam bez zastanowienia.

- Pan Christian Harris został postrzelony, żyje natomiast jest w bardzo ciężkim stanie. Gdy jeszcze był przytomny życzył sobie bym do pani zadzwonił. - Co? Czy David za mocno pociągnął mnie za włosy i teraz coś źle słyszę? - Halo, jest tam pani?

- Tak tak

- Dobrze, w takim razie będę się kontaktował w sprawie stanu pana Christiana. Dobranoc. - Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ lekarz się rozłączył.

Bezwiednie telefon upadł mi z rąk na ziemię, na co przyjaciel się skrzywił.

- To był Christian? - zapytał z lekkim niepokojem.

- Nie, lekarz

- A czego chciał? - Spojrzałam na niego pustym wzrokiem i powiedziałam:

- Christian został postrzelony, walczy o życie... - Ostatnie słowa ledwo co przeszły mi przez gardło.

W momencie powieki zaczęły mnie palić, a obraz się zamazywał. Obiecał, że wróci...

Hejka wszystkim!

Od razu na wstępie muszę was przeprosić, ponieważ dawno nic nie wrzucałam. Miałam trochę rzeczy na głowie i totalnie nie miałam czasu. Postaram się rzucać od teraz regularnie. Trzymajcie się, do następnego!

Zdradliwe Los AngelesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz