RODZINNY OBRAZ

42 2 0
                                    

W pewnym zakresie życia odwiedza cię uczucie nicości. Pustki. Ma ona za zadanie wyniszczyć człowieka. Zabrać szczęście, uśmiech, radość i wszystko co jest związane z dobrem. Wszystkie dobre wspomnienia opuszczają człowieka i dusze. Zostawiając tylko zło. Nawet to zło i tak zostaje odebrane. Każde złe wspomnienie i każdy cholerny smutek, złość i te specjalne gówna co są wpajane nam od małego. Przepada. Nadchodzi czas w którym zostajesz tylko wspomnieniem. Nikt nie będzie cie pamiętał, a każdy kto cię znał i tak umrze. Zostaniesz historią.

W tym momencie nie zostało odebrane mi zło ani dobro. A mimo tego czułam się jak nic. Nicość którą opisywałam właśnie mi towarzyszyła. Jego czarne oczy niczym smoła wlepiały swój wzrok we mnie. Nie wiem czy odebrano mi zdolność do mówienia, ale żadne słowo nie może opuścić moich ust. Nawet głupie „pa". A może to jednak mój instynkt podpowiada mi żebym uciekła? Bo w końcu stoję przed diabłem.

Zazdrościłam chłopakowi tylko tego, że był pewny siebie. Nawet za bardzo.

— Co tu robisz? — zapytał Lucas, a Slater dalej wlepiał we mnie swój obojętny wzrok. Wsadził ręce do przednich kieszeń robiąc dwa kroki do przodu.

Do moich nozdrzy wleciał zapach papierosów i.... Kurwa nie. Perfumy które doskonale znałam. Zawsze z moją mamą chodziłyśmy do sklepów i wąchałyśmy perfumy damskie jak i męskie. Miałyśmy faworyt którym były właśnie te perfumy co używa Slater. Chanel-allure homme sport. Znam tą cholerną nazwę na pamięć, a teraz jedynie zraziłam się do nich.

— Załatwiałem sprawę z Severus'em i stwierdziłem że przyjdę. — wzruszył ramionami przenosząc leniwie spojrzenie na Lucas'a.

— Jaką sprawę? — zapytał Enzo i się zaśmiał. Dziwoląg.

— Nie będę rozmawiać o poważnych sprawach przy osobach które mogą nas nieźle udupić. — warknął przenosząc ponownie wzrok na mnie. Zacisnęłam pięści wiedząc że temu dupkowi chodzi o mnie.

— Twierdzisz że jestem konfidentką? — założyłam ręce na piersi. Skanowałam każdy skrawek jego twarzy nawet nie wiedząc czemu.

— Ja nie twierdze. Ja to wiem. — uśmiechnął się cynicznie na co prychnęłam. — A nie? Takie jak ty myślą że tkwią w bajce w której życie jest idealne. W dodatku po czasie z takich wychodzi dziecinność która aż boli.

— A nie uważasz że dziecinne jest to jak właśnie mnie oceniasz mimo tego że mnie nie znasz i nie wiesz o mnie nic? — warknęłam po czym oblizałam usta. Czułam jak moje paznokcie wbijają się w moją dłoń.

— Nic? — dopytał. Przez moje ciało przepłynął nieprzyjemny dreszcz. „Nic?" Co to do cholery miało znaczyć?

— Co to miało znaczyć? — z sekundy na sekundę niepokój wzrastał coraz bardziej. Bałam się. Dopiero teraz zrozumiałam to że się bałam. Bałam się pieprzonego Conrad'a Slater'a.

— A czy każde słowo musi coś znaczyć? — odbił piłeczkę, a ja w środku trzęsłam się jak galareta.

— Jesteś idiotą wiesz? Grasz w jakąś grę tylko po to by mnie publicznie zniszczyć czy co? — Może i nie byłam świadoma tego co mówię i robie ale no kurde. Chłopak mnie nie zna i nie wie o mnie kompletnie nic a próbuje coś ugrać. — Jesteś marginesem, a ja nie mam zamiaru skończyć jak ty. — warknęłam omijając go. Brunet jednak złapał mnie za ramię, szarpiąc je tak abym się obróciła. Jego dotyk mnie parzył. Wypalał dziurę w moim ramieniu. Nie chce czuć tego dotyku który wyżera moją skórę.

— Uważaj Carver. Ogień parzy, a z czasem zabija. — ścisnął swoje szczupłe palce na mojej skórze która powoli się paliła. Gdybym miała określić piekło wskazałabym Conrad'a. Był istnym diabłem chodzącym po planecie i wpierdalającym się do mojego życia. Chłopak stanął za moimi plecami i schylił się do mojego ucha. — I nawet nie wiesz jaką daje mu to satysfakcję.

EVIL LURKSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz