Pierwsza wersja

6 0 0
                                    


Siedząc na dachu mojego wieżowca, mojego bo nikt już tu nie mieszka, rozmyślałem o życiu. Zapalając kolejnego papierosa dodatkowo przypalałem sobie skórę dłoni. Już za dzieciaka nie miałem łatwo, matka z depresją, ojciec alkoholik. Radziłem sobie sam. Osiemnasty stycznia 1998 roku. Kiedy to koledzy pykają na nowym PlayStation, ja, dokładnie sam ja, zastanawiam się nad sensem dalszego życia. Długi wciąż za ojca nie spłacone, i już raczej ich nie spłacę. Dość tego siedzenia tutaj, trzeba w końcu coś ze sobą zrobić. 

Poszedłem do kuchni, wyjąłem te i inne badziewia typu Ibuprom, Ketonal i jakieś inne. Nalałem do kufla wody, wyrwałem dość mocno z pudełek 18 tabletek, pasujące do daty. 

-Dziękuje Tato - dziękując wziął łyk wody.

Mężczyzna popił praktycznie wszystko na raz. Umierał w wielkich męczarniach, jego wątroba była już niemalże martwa, jedna część mózgu być może nie funkcjonowała, ból w klatce piersiowej się nie kończył, wzrok się być może tracił, a on sam ryczał z bólu.

Ból. Ból jaki ten Mężczyzna przeżył nie dało się opisać bólem. Była to męczarnia, ucieczka od wszystkich bliskich.

Mężczyzna ten miał 29 jesieni, żonę oraz dziecko w drodze. Tragedia jaką sobie uczynił była spowodowana przez schizofrenie. Jego życie było jedno z najlepszych jakie można było sobie wymarzyć. Żona tydzień po tragedii zabiła siebie i dziecko.


Piętnaście wersji życiowychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz