Rozdział 1

1.4K 45 0
                                    

Poczułam w mojej czarnej torebce wibracje telefonu. Zatrzymałam się przed czerwonym światłem na przejściu dla pieszych i wyjęłam komórkę. Mama. Przełknęłam głośno ślinę i wcisnęłam zielony przycisk.

- Halo?

- Rose, opowiadaj!

Oczami wyobraźni widziałam jak trzymała kciuki, mając nadzieję, że usłyszy dobrą nowinę.

- Jak ci poszło? - zapytała wyraźnie podekscytowana.

Nie chciałam znowu jej mówić, że nie przyjęli mnie do pracy. Nie wiem dlaczego znowu zostałam odrzucona, może ze względu na to, że niedawno skończyłam studia? Wiedziałam, że ciężko było dostać zawód marketingowca, zwłaszcza świeżo po uniwerku, ale nie wiedziałam, że aż tak ciężko.

Z wyglądu może i różniłam się od innych, bo urodziłam się w Korei Południowej, ale czy to możliwe, że właśnie przez moje pochodzenie tak było mi ciężko? Nie, na pewno nie, mamy przecież dwudziesty pierwszy wiek.

Język angielski znałam perfekcyjnie, bo mieszkam w Ameryce większość swojego życia, a studia ukończyłam z wyróżnieniem. Wydawało mi się, że byłam idealną kandydatką do mojego upragnionego zawodu. Wszyscy profesorzy mnie chwalili i zapewniali, że mi się uda...

W grę wchodził jeszcze status, a on nie był za ciekawy. Ojciec, który odszedł po przyjeździe moim i mamy do Waszyngtonu, zostawiając nas dosłownie z niczym. Liczył się dla nas wtedy każdy, najdrobniejszy zarobiony pieniądz, a że miałyśmy tylko siebie, musiałyśmy się przeprowadzić do małego miasteczka obok stolicy. Nie wspominając już o tym, że mama pracowała jako sprzątaczka i kasjerka naraz. Nie były to jakieś wstydliwe zawody, bo przecież nie było czego się wstydzić, prawda? Tylko szkoda, że nie wszyscy tak uważali...

Sprawa była dosyć głośna, kiedy mój ojciec odszedł do innej kobiety, zostawiając nas bez choćby jednego dolara na życie. Nie wiem dlaczego nas nienawidził, dlaczego nas porzucił, ale teraz, gdy byłam już dorosła zrozumiałam, że źli ludzie nie muszą mieć powodu do robienia okropnych rzeczy, bo takie osoby są złe z natury, od zawsze.

Najbardziej bolało mnie wtedy, kiedy natknęłam się na nasze jedyne wspólne zdjęcie, które ukrywałam na dnie szuflady, bo nie miałam sumienia go wyrzucać. Widniała na nim trójka uśmiechniętych osób, przytulających się do siebie. Drobna szatynka z jasną karnacją i ciemnymi oczami oraz wysoki brunet o amerykańskiej urodzie. Na środku stała mała dziewczynka wyglądem przypominająca matkę, szczęśliwa z życia jak nigdy dotąd. Szkoda tylko, że to co dobre, szybko się kończy...

Po tym całym „zdarzeniu" i najtrudniejszym dla mnie okresie, obiecałam sobie, że już nigdy nie będę szukać żadnych informacji o ojcu, by się przypadkiem jeszcze bardziej nie rozczarować, choć zastanawiało mnie, czy bardziej się dało...

- Właśnie idę do kawiarni. - Zmieniłam temat mówiąc o mojej pracy dorywczej, która wcale nie była aż tak źle płatna, jakby się mogło wydawać.

- Z kim rozmawiasz?

- Cześć Jin. - Usłyszałam w słuchawce męski głos i przywitałam się z ojczymem.

- Rose! Dostałaś robotę? - zapytał z nadzieją w głosie.

- Cicho Jin, właśnie o to spytałam - odparła szybko mama.

Lubiłam go, nawet bardzo. Był dla mnie jak tata, czego nie mogłam powiedzieć o biologicznym. Tak jak mama był Koreańczykiem, ale w Ameryce mieszkał o wiele dłużej niż ona, bo od studiów. To dzięki niemu udało nam się wyjść na prostą, pomógł nam z wszelkimi długami, moją szkołą i lepszą pracą mamy. Gdyby nie on, byłoby o wiele ciężej...

- Tak jakoś wyszło, że... Nie wiedziałam co im powiedzieć. „Tak się składa, że znowu mnie nie przyjęli", albo „Powiedzieli, że mają już na oku lepszego kandydata", jeśli w ogóle takowy istniał... Dla tych ludzi liczyła się ewidentnie przeszłość i te wszystkie cholerne plotki o wpływowym biznesmenie od siedmiu boleści...

- Nie wiedzą kogo tracą - dokończył za mnie ojczym, wiedząc co mam na myśli.

- Rose...

- Wiem mamo, jutro mam następną rozmowę, dam znać jak pójdzie - dodałam nieco zmęczona. Wiem, że chcieli dla mnie dobrze i wiem też, że pragnęli mojego szczęścia. Jednak wszystko mi mówi, że żeby tak było, to musiałam ewidentnie pracować ciężej.

- Kochamy cię bardzo - odpowiedziała mama.

- Ja was też. - Uśmiechnęłam się, opierając ramię o słup. - Lepiej powiedzcie jak u was, jak minęła rocznica?

- Jin zabrał mnie wczoraj wieczorem na romantyczną kolację, a wcześniej dał mi śliczną bransoletkę, a jeszcze wcześniej...

- Kochanie, może lepiej pochwalisz się o tym później - westchnął. - Rose jest pewnie zmęczona, a za chwilę jeszcze ta kawiarnia...

- Masz rację. - Przytaknęła mężowi. - Pogadamy jutro skarbie. Trzymamy kciuki i koniecznie zadzwoń. - Uśmiechnęłam się do telefonu, żegnając rodziców.

Nie zauważyłam, że światło zmieniło się na zielone, a ludzie już dawno mijali się na środku drogi. Schowałam w pośpiechu telefon do kieszeni od kurtki, wychodząc na pasy. Były one dosyć długie, więc żeby zdążyć na zielonym, szłam bardzo szybkim krokiem, prawie biegnąc.

Myślami krążyłam wokół jutrzejszej rozmowy o pracę, bo to była moja ostatnia możliwość w Waszyngtonie. Już za chwilę miałam iść do kawiarni, gdzie pracowałam jako kelnerka, a potem do mieszkania, które miałam wynajmowane dzięki Jin'owi i mamie, bo oni nadal mieszkali w małym miasteczku obok. Koniecznie musiałam znowu przeszukać cały internet, żeby coś znaleźć, bo jak nie, to będzie bardzo nieciekawie...

A może udałoby się...

Usłyszałam pisk opon, a po chwili głuchą ciszę. Poczułam jak serce mi staje, a głowa wiruje. Nie mogłam się ruszyć i byłam mocno zdezorientowana. Nie wiedziałam co się dzieje, a powieki same mi się zamykały. Zatapiałam się w ciemność i było to całkiem przyjemne uczucie, do czasu kiedy nie nadeszła ogromna fala bólu. Wtedy stało się to nie do zniesienia.

Czułam jakby wyrywano mi kości i w międzyczasie podpalano skórę. Tak bardzo mnie wszystko bolało, że było to nie do opisania. Oczy miałam zamknięte i chociaż starałam się je z całej siły otworzyć, albo chociaż cokolwiek powiedzieć, nie mogłam. Słyszałam wokół mnie stłumione krzyki, choć z czasem przeobraziły się w szepty. Po kilku minutach niesamowitej męczarni, poczułam dotyk, a właściwie to całą serię dotyków, zaczynających się od twarzy, po ręce i nogi. Potem... potem to już właściwie nic nie pamiętałam, bo odpłynęłam w kuszące objęcia mroku.

Following my Destiny | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz