Just in case my faith go, I live by my own law

24 2 11
                                    

hejka to ja, chciałem tylko powiedzieć że to był mój 1 oneshot jaki napisałem o casie i meg kiedy wylewałem moje emocje na ich temat i noo sksks chyba tyle

timeline to 8x17 + parę spoilerów ogólnie z tego sezonu ale nie jakoś dużo bo zaraz poszedłem w canon divergence
also jest to mój 1 smut jaki napisałem kiedykolwiek więc pls bądźcie dla mnie gentle🙏🏼
okej to chyba tyle mam nadzieje że wam się spodoba to cuśko
ogólnie będzie spam chyba bo będę wrzucał wszystko co z nimi mam xD





Meg wiele razy udało się uciec śmierci. Może był to rodzaj jakiegoś głupiego zadośćuczynienia za to, że w życiu tak dobrze jej nie poszło. Generalnie była za to wdzięczna, choć zdarzały się momenty w których miała już dość rozlanej krwi, Crowleya, który ciągle siedział jej na ogonie, czarnych oczu kiedy patrzyła w lustro i chciała żeby to wszystko wreszcie się skończyło.

Zawsze jakoś udawało jej się wyjść cało, jednak teraz, gdy Crowley stał nad nią z nożem, a nowe rany sprawiały, że robiło jej się słabo, wiedziała, że już nic jej nie uratuje. To koniec.

Westchnęła głośno licząc, że skoro Crowley znęcał się nad nią przez cały rok to może chociaż szybko ją zabije.

Przygotowała się na cios, który nigdy nie nadszedł. Zamiast tego usłyszała dźwięk upadającego ciała. Podniosła wzrok i mimo zamglonej wizji, zobaczyła go.

Castiel stał przed nią ze swoim anielskim ostrzem w swojej anielskiej chwale, patrząc na ciało Crowleya z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Uśmiechnęła się szeroko, ukazując zęby czerwone od krwi, a z jej gardła wydarło się coś co miało być śmiechem/odetchnięciem ulgi, a przerodziło się w szloch.

Przypominając sobie o niej, Castiel przeniósł uwagę na nią i jego wzrok złagodniał.

— Mój rycerz...w lśniącej...zbroi — wyszeptała, po czym upadła i straciła przytomność.

Choć była pewna, że usłyszała z jego ust swoje imię.

[***]

Kiedy wróciła jej świadomość, pierwszym co zauważyła było to, że leżała na czymś miękkim. Umarła? Niee, wiedziała, że gdziekolwiek trafiają demony po śmierci nie jest przyjemnym miejscem i na pewno nie będzie tam miękkich rzeczy.

Kolejną rzeczą był dźwięk zamykanych drzwi. Ktoś poruszał się po pomieszczeniu w którym była. Za oknem słychać było ryk silnika i odjeżdżający samochód co znaczyło, że bracia Winchester się ulotnili i została sam na sam (ze swoim jednorożcem) z aniołkiem.

Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie chcąc wyostrzyć wzrok. Castiel wyszedł z łazienki z apteczką, zatrzymując się w połowie drogi po zobaczeniu, że się ocknęła. Podniosła się na łokciach i posłała mu uśmiech.

— Meg.

— Cas.

Zmarszczył lekko brwi i przechylił głowę w bok. W ten głupi sposób, który sprawiał, że wyglądał jak skołowany szczeniaczek, przez który Meg kochała go jeszcze bardziej.

— "Cas"? A co się stało z "Clarence'em"? — spytał i tylko dlatego, że znała go wystarczająco wyczuła humor w jego głosie. Zaśmiała się.

— Tak jakoś samo wyszło — odparła, wzruszając lekko ramionami.

Zapanowała cisza. Widząc, że Cas wciąż stoi na środku pokoju nie wiedząc co ze sobą zrobić, westchnęła, powoli podniosła się do siadu i poklepała miejsce na łóżku.

My Unicorn | megstiel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz