****
Wśród pięknie oświetlonych drzew elfickich lasów dało się słyszeć lutnię. Grał ktoś wprawiony w tej sztuce, dźwięki wychodziły bez zawahania i jakiejkolwiek przerwy.
Muzykę tworzył młody elf siedzący pod rozłożystym dębem. Długie, jasne włosy spływały po jego granatowym kubraku z guzami na ramionach. Lutnię trzymał opartą o udo, grał na niej swoimi smukłymi palcami różne melodie - raz smutne, raz wesołe. Po chwili przestał, zamyślił się, próbował patrzeć w korony drzew. Przeszkadzał mu jednak kapelusz, który był noszony raczej na modłę ludzką niż elficką. Dlatego elfy nie akceptowały Marywila. Jako jeden z nielicznych był za koegzystencją, a bezsensowny przelew krwi o kształt małżowiny uważał za równie głupi, jak wybryki młodych chłopców, którzy pragną zaimponować równie młodym dziewczętom. Często łamiąc przy tym kość lub kilka.
Usłyszał szelest wśród krzewów po jego lewej. Obrócił się w tamtą stronę, ukazując swe oczy: wielkie i kryształowo niebieskie. Nie dało się z nich poznać aktualnego stanu elfa, jego oczy wyglądały na szkliste, co sugerowało przerażenie. Wyraz twarzy jednak miał pewny.
Z zarośli wyszła wysoka kobieta, ubrana w szatę z jeleniej skóry, bez rękawów. Nosiła buty długie do kolan, uda miała nagie. W ręku trzymała kostur, którym się podpierała. Z postury i budowy ciała wyglądała na bardzo młodą. Spod kaptura z jeleniej głowy widać było wielkie, zielone oczy i warkocze długich czarnych włosów. Kobieta, a właściwie dziewczyna była elfką. Druidką, jak każda elfka czarowała urodą. Swego czasu Marywil napisał balladę o pięknej elfce, co w sercu miała tylko ametyst. Elfy odebrały go jako akt agresji wobec rasy, do tej pory nikt mu tego nie wybaczył.
Druidka podeszła, stanęła nad siedzącym Marywilem, po czym powiedziała:
- Chwała Panu Życia, bracie!
- Chwała niech Mu będzie - odpowiedział Marywil. Uspokojony zaczął dostrajać lutnię i składać w głowie rymy
- Co sprowadza do Ill'Higasa, Świętego Dębu?
- Ten dąb także jest święty? Cóż za dziwna zależność, zaprawdę... - pozwolił sobie na uwagę Marywil, wpatrując się w dąb o który się opierał - A sprowadza mnie tu sprawa bardziej prozaiczna niż modlitwa, albowiem szukam weny, piękna pani
Druidka uśmiechnęła się. Spojrzała na lutnię, po czym rzekła:
- Weny szukasz, bracie... Bard, jak przypuszczam?
Marywil przytaknął. Druidka wypuściła kostur, usiadła na trawie, po czym powiedziała:
- Codzienność lasu, choć piękna, może wprawić w rutynę.... Zagraj coś, bracie
Bard uśmiechnął się, zdjął kapelusz, po czym włożył go z powrotem. Musnął wszystkie struny, po czym zaczął grać. I śpiewać.
Gdybyż moje serce, zagrać potrafiło
Gdybyż moja dusza, mogła śpiewać w dal
Gdybyś widzieć mogła, co mi się przyśniło
Gdybyś ze mną czuła, słodki dotyk fal
Zagrał znów główną linię melodyjną, po czym znów zaczął:
Gdy Cię zobaczyłem, serce me zagrało
Gdy Cię zobaczyłem, dusza pieśń swą niesie
Tylko na Cię spojrzeć, dla mych oczu mało
Może ust spotkanie, moc bóstwa przyniesie
Powtórzył główną linię melodyjną, po czym odłożył instrument na uda i uśmiechnął się do druidki. Odwzajemniła uśmiech, po czym powiedziała:
- Grasz niczym sami bogowie
Marywil uśmiechnął się raz jeszcze, zdjął kapelusz, po czym powiedział:
- To, droga Pani, lata niezmiernie ciężkich ćwiczeń pod okiem Mistrza Marhaiza. Mistrz, musi panienka to wiedzieć, nie żałował mi rózgi. Lał mnie, ilekroć pomyliłem się w którejś z nut, lub zaśpiewałem w złej tonacji. Do tej pory, kiedy pomylę się podczas występu, oczy same się zamykają, jakby czekając na bat.
- Występuje mistrz publicznie? W przerwie od służby Panu Życia muszę się wybrać. A właśnie, jaka jest mistrza godność?
Bard zaśmiał się szczerze, po czym zdjął kapelusik, skłonił się na tyle, na ile pozwalała mu pozycja, po czym rzekł:
- Panienka raczy wybaczyć mój brak wychowania. Jestem Marywil, bard i poeta. Jak panienki miano, jeśli można wiedzieć?
- Można. Jestem Idillia - uśmiechnęła się zalotnie. Marywil dziękował wszystkim znanym sobie bóstwom, że druidki ze wszystkich kapłanek jakie istniały, nie obowiązywał celibat. Idillia była kobietą bardzo urodziwą, nawet jak na elfkę. Zwłaszcza jej błyszczące w słońcu oczy. Jak u łani.
Marywil chwycił delikatnie dłoń druidki, po czym ją ucałował. Idillia zarumieniła się. Elf wrócił do grania na lutni różnych akordów. Dziewczyna wstała i rzekła:
- Chciałabym posłuchać dłużej pięknych ballad mistrza, ale muszę spieszyć. Wojsko już pewnie czeka...
- Wojsko? - Zaciekawił się Marywil. Druidka spojrzała na niego z góry, po czym rzekła:
- Król Ellwan przed paroma tygodniami wyruszył do zamku Asyrianów na Wielką Radę. Miał wrócić tutaj po wojsko, jednak młody Asyrian zwany Wilkiem zaprezentował swój plan, który rada przyjęła
- Ten słynny Ludoryk zwany Wilkiem? No proszę. Gdzie zbrojnych prowadzi droga? - Marywil wstał, zaczął zgarniać źdźbła trawy ze swojego kubraka
Idillia spojrzała na niego zdziwiona. Marywil nie wierzył w to, że można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Gdyby sądził jednak inaczej, oczy druidki postawiłby za podręcznikowy przykład takiego zjawiska. Pod ich wpływem Marywil przestawał wiedzieć, co ma mówić, a zwykle był wygadany aż nadto.
- Mistrz wyrusza wraz z wojskiem? - zapytała
- Cóż bardziej wzniosłego i pięknego nad widok szarżującego na wroga wojska? Blask pancerzy, błysk oręża, proporce powiewają na wietrze niczym orle skrzydła, a triumfalny krzyk sieje we wrogich sercach chaos. Równie piękny jest tylko pełny stół po długiej podróży, pełna flaszka najlepszej żytniej i naga kobieta w łóżku. Prowadź, piękna druidko, chcę opisać ich bohaterskie czyny w balladzie.
Elfka uśmiechnęła się. Marywil szedł z nią ramię w ramię. Idillia nie wydawała się zmartwiona nowym towarzyszem, wręcz przeciwnie, cały czas uśmiechała się do niego zalotnie, a także starała się podtrzymywać rozmowę. Bard nie miał nic przeciwko, rozmowa z dziewczyną była dla niego przyjemnością.
Słupy światła biły spomiędzy koron drzew. Marywil i Idillia szli razem. Ona bardzo szybko, kręcac biodrami w lewo i prawo, podpierając się kosturem. On, lewą ręką trzymając pas od lutni, prawą machając najdalej jak mógł. Nogi stawiał daleko, zawsze je prostując przy postawieniu kroku.
Bard wiedział, z czym wiąże się wojna, wszak widział niejedną. Wojna zawsze sprowadzała się do tego samego: przegranych dziobały kruki, wygrani pili piwo, by następnie to piwo wydalić na ciała przegranych. Widział stosy trupów, mężczyzn, kobiet i dzieci. Widział powieszonych żołnierzy i gwałcone sanitariuszki przeciwnej armii. Wiedział, że w bitwach i wojnach nie ma nic poetyckiego. Tego jednak wymagał jego zawód: miał ubierać szarą codzienność w królewskie szaty.
Niebawem wyszli z lasu. Zbrojni śmierdzieli uryną i alkoholem. W tle słychać było "Żołnierską piosenkę"

CZYTASZ
W szkarłacie łuny
FantasyWojna z demonami pozostała echem przeszłości. Pakt ludzi, krasnoludów i elfów skupiony jest na zupełnie nowych celach: powstrzymaniu ekspansji orkijskiej hordy. Bębny wojny zagrają, dwie armie zetrą się ze sobą w wielkiej bitwie... Która rozpocznie...