Rozdział 4

62 8 4
                                    

— Czwartoklasista? Och, nie! Proszę nie mów nauczycielom, że uciekamy ze szkoły..! — Błagała go Columbina.

— Nauczycielom nie, ale rodzicą... — Spojrzał na mnie z wrednym uśmiechem.

Zdenerwowałam się, wstałam i podeszłam do niego. Chwyciłam jego krawat i pociągnęłam w dół, tak aby mężczyzna zniżył się do mojego poziomu.

— Słuchaj no leszczu, spróbuj tylko coś powiedzieć rodzicą o mojej ucieczce ze szkoły, a się dowiedzą jak ze swoim Pantalonkiem i Signorą wczoraj paliłeś za szkołą. — Mówiłam pół krzycząc albo krzyczałam pół mówiąc - wychodzi na jedno i to samo.

— Dobra, uspokój się. W przeciwieństwie do ciebie przynajmniej mam ukończone osiemnaście lat! — Zaśmiał się. — Nawet jak masz zdjęcia to matka mi nic nie może zrobić!

— Hej, możecie na chwilę przestać prowadzić te głupią konwersacje? Ja tutaj też jestem! — Upomniała się dziewczyna stojąca parę metrów przed nami.

— Ach, tak. Wybacz Krasnalu. — Puściłam krawat mężczyzny, a on prostując się poprawił go sobie.

— Zacznijmy od początku. Kim on właściwie jest? Mówicie do siebie jakbyście byli jakąś rodziną czy coś...

— To jest Childe - ruda pała, która jest konfidentem.

— Nie nie, ja jestem twoim starszym bratem. Jak będziesz mnie tak obrażać też to przekaże odpowiednim osobą. — Pokiwał palcem. — Powinnaś skakać wokół mnie mówiąc: "Braciszku, braciszku! Jak ja cię kocham!".

— Zamknij się szczurze.

— I w dalszej części mówić: "Och, proszę! Nie mów rodzicą, że-" — Nie mógł dokończyć, ponieważ dostał solidnego kopa w najsłabszy punkt każdego osobnika męskiego. Odrazu jak jakiś wąż zaczął się zwijać i jęczeć z bólu. Postawiłam nogę na jego plecach miejąc satysfakcję.

— Zanim cokolwiek powiesz do kogoś, zastanów się. Sam gadasz, że uciekam ze szkoły, a co ty robisz? Powinieneś mieć lekcje do szesnastej.

— Woow! — Zdumiła się Columbina. — Naucz mnie tak wieżo Eiffla! Będę tak robić Sandrone!

— Nie wolno się znęcać nad młodszymi, Krasnalu. Poza tym Sandrone nie ma tego samego słabego punktu jak ten pies. — Gdy to mówiłam, Childe wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale z bólu nie mógł. — Chodźmy na ten rynek już zanim ten rudy kundel będzie w stanie stanąć na nogi i za nami dreptać.

Zostawiłyśmy mojego brata samotnie na ziemi i ruszyłyśmy na przystanek autobusowy. Po drodze wymieniłyśmy ze sobą jeszcze parę słow o naszym rodzeństwie, to był nawet zabawny zbieg okoliczności, że obie mamy jakiegoś "pasożyta" w domu.

Gdy dotarłyśmy na przystanek, autobus akurat stał przy nim, dlatego też od razu do niego wsiadłyśmy. Całe szczęście było dużo wolnych miejsc, więc miejsce siedzące było do wyboru, do koloru.

— Spójrz, Arlecchino. — Powiedziała Columbina zajmując miejsce. — Trzeba będzie się przesiadać, bo ten nie jedzie bezpośrednio na rynek.

Zerknęłam na rospiskę przystanków o jakiej mówiła moja znajoma. Dość szybko odnalazłam tam granice przystanków, gdzie autobus skręca w inną stronę na rondzie.

— Rzeczywiście. — Kiwnęłam głową. — Trzeba będzie się przesiąść na metro.

— Naapraawdę? Pierwszy raz będę jechać metrem!

— Nie dziwie się. W końcu otwarcie było jakieś dwa tygodnie temu. Jeśli dobrze pamiętam, budowa trwała około pięć lat. I tak dość szybko się uwinęli jak na taki kawał miasta przez jaki jeździ. 

Czarna herbata z mlekiem || Arlebina ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz