ROZDZIAŁ 2

54 7 1
                                    

Nasturcja

– Nastka idziesz z nami popływać?

Wzdrygnęłam się.

– Nie, może później.

– Chodź, nie daj się prosić.

– Nie zmuszaj mnie, Kamil.

– Nie zmuszam, chcę, abyś zaczęła wychodzić do ludzi.

– Przecież wychodzę – odparłam buntowniczo.

– Nie o to mi chodzi, przecież wiesz.

– Wiem. Chodzi o to, że...

– Przestań stwarzać sobie wiecznie bariery!

– Nie krzycz na mnie. – Dla podkreślenia słów wystawiłam ostrzegawczo palec wskazujący. – Łatwo ci mówić, to nie ty wyglądasz jak dziwoląg.

– Dziwoląg?! Tak siebie określasz?

– Tak właśnie.

– Nie rozumiem kobiet – westchnął brat.

– Doskonale o tym wiem – odpowiedziałam z przekąsem.

– Jesteś złośliwa – zawył rozpaczliwie i złapał się za serce.

Odkąd pamiętam, działał na mnie jak lekarstwo. Wystarczyła rozmowa i już humor wracał, a samopoczucie poprawiało się w mig.

– To chyba rodzinne.

– Nie. Musisz to mieć po swoim ojcu, mój jest wesołkowaty – stwierdził twardo.

– Jesteś okropny – odparłam oburzona.

– Ale mama się nam udała – powiedział z nostalgią, a po dłuższej ciszy podszedł, aby objąć moje rozedrgane ciało.

– Brakuje mi jej.

– Mnie też, ale mamy siebie i każde z nas ma w sobie jej połówkę. Pamiętaj o tym.

– Masz rację.

– To co, zostajesz w Warszawie? – Szturchnął mnie ramieniem.

– Nie wiem, czekam na wyniki rekrutacji.

– Wolałbym usłyszeć, że zostaniesz, niezależnie od tego, czy przyjmą cię na studia, czy nie. Byłbym szczęśliwy, Maja również.

Wiedziałam o tym, ta dziewczynka to czyste złoto. A ja byłam stęskniona za bratem i starymi kątami, dlatego podjęłam decyzję, że przeprowadzę się z powrotem do rodzinnego miasta. Miałam plan awaryjny ułożony w głowie, ale chciałam poczekać jeszcze na wyniki. A może i miałam jakiś pierwiastek złośliwości...

– Zobaczymy.

– Mhm, znam ten błysk. Coś kombinujesz.

– Przecież wiesz, że moja głowa nie odpoczywa.

– Dlatego chcę, abyś poznała moich znajomych. Nie krępowała się ani nie czuła zawstydzona. Wszyscy znamy się od lat, czekałem, kiedy w końcu będę mógł przedstawić moją piękną siostrzyczkę.

Skrzywiłam się i podrapałam po nosie.

– Postaram się.

– Dobrze. Zacznij od tego, aby zdjąć te bluzy z długim rękawem i nie chowaj się za ubraniami.

– Nie chowam się – szepnęłam.

– Chowasz. Ciało odkrywasz tylko przy osobach, które znasz, a te można policzyć na palcach jednej ręki.

– Bo nie chcę być wytykana palcami. Kamil, nie rozumiesz. – Westchnęłam, lekko rozdrażniona.

– Rozumiem i nie rozumiem. Rozumiem, że dla ciebie jest to krępujące, ale nie rozumiem, dlaczego chcesz ukryć coś, co jest integralną częścią ciebie. „To", jak określasz swoją chorobę, to nie brzydota, szkaradztwo czy plamy, ale losowa przypadłość. Jesteś jedną z kilku milionów osób na świecie, która cierpi na bielactwo. Co daje raptem mały procent osób dotkniętych tym problemem i wierz mi na słowo, jesteś dzięki temu wyjątkowa i niepowtarzalna, a to jest cholerny powód do dumy. A nie wstydu! Zrozum to wreszcie.

DANTE. Prawdziwe oblicze #2 | WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz