Rozdział 4

101 9 2
                                    


W sumie nie było żadnych problemów z odebraniem plecaka dziecka. Po prostu poszedłem do komendanta, powiedziałem o co chodzi i zabrałem co mi potrzebne. W następnej kolejności oddałem własność Midoriy'i.

- Dziękuję! - wykrzyknął uradowany chłopiec gdy oddałem mu plecak i pluszaka, na których o dziwo nie było choćby odrobinki krwi (co zresztą uważam za podejrzane). Midoriya przytulił się najpierw do miniaturki All Might'a, a potem (znowu mnie zaskoczył) do mnie. 

Nie byłem na to przygotowany i przez  to stałem przez chwilę jak w ziemię wmurowany. Zapomniałem nawet o sanitariuszach, którzy chyba się już trochę niecierpliwili, bo przecież mieli zrobić badania chłopcu. 

Spojrzałem na bujną, zieloną czuprynę i od razu przypomniał mi się Hitoshi. On także był taki uradowany, gdy dostał z powrotem swoją przytulankę - czarnego kotka. Nawet sytuacja była podobna... Wypadek, dziecko bez opiekunów, oddanie pluszaka i to miłe uczucie ciepła w klatce piersiowej...

Zmarszczyłem brwi. Nie miałem przecież podstaw sądzić, że Midoriya nie ma opiekunów. Przecież w domu mógłby na niego czekać ojciec, albo gdzieś zamartwiali się o niego dziadkowie, czy wujowie i ciotki, jeśli dotarła do nich wiadomość o wypadku. A jednak od razu założyłem, że nikogo takiego nie ma. 

Moje rozważania przerwał Midoriya, który już się do mnie nie tulił, tylko przyglądał niepewnie. Pewnie pomyślał, że moje głębokie zamyślenie było oznaką niezadowolenia. Nie chciałem, by tak myślał, więc uśmiechnąłem się do niego i potargałem mu i tak już roztrzepaną czuprynę.

- Wydaję mi się, że lekarze już się nieco niecierpliwią - zagadnąłem go, a on chyba sobie przypomniał po co w ogóle siedzi w ambulansie i odwrócił się w stronę sanitariusza, który robił coś przy jakim urządzeniu. Nie znam się na tym. - Weź All Might'a i idź na badanie. Do zobaczenia, Midoriya. 

- Do widzenia panie Eraser Head! - zakrzyknął radośnie, a ja ponownie wyszedłem z pojazdu. 

Po wyjściu upewniłem się, że cała sytuacja jest już pod kontrolą i nie potrzebują mojej pomocy. Znowu skierowałem się w stronę domu. Mam nadzieję, że Hizashi zrozumie, że byłem potrzebny i nie wyprawi mi kazania o zbyt późnym wracaniu do domu. 

Po drodze przywitałem się jeszcze z Rock Lock'iem, który miał przejąć patrol ode mnie. Dalsza droga była spokojna i dość szybko dotarłem do domu.

-  Wróciłem! - krzyknąłem kiedy tylko otworzyłem drzwi. Niemalże od razu usłyszałem Hizashi'ego na powitanie besztającego mnie za późny powrót. Może i ignorowanie go było złym pomysłem, ale lubię przebierać buty w spokoju, dlatego udałem, że nic z tego nie słyszę. Zamiast tego zapytałem o ważniejszą dla mnie rzecz, tym samym przerywając mu jego monolog. - Hitoshi już śpi? - to poskutkowało, bo momentalnie się zamknął.

- Nie, jeszcze nie. Chciałem go położyć, ale uparł się, że będzie na ciebie czekał. Co ty robiłeś tyle czasu? - znowu mnie zapytał, ale tym razem nie krzyczał. Już otwierałem usta, by mu odpowiedzieć gdy usłyszałem ciche "tatusiu". Od razu rozpoznałem głos Hitoshi'ego, więc zignorowałem blondyna jeszcze raz i pochyliłem się nad fioletowowłosym. Jak zwykle miał włosy podniesione do góry, a w rękach ściskał swojego czarnego kotka. 

- Co tam Hito? - zapytałem miękkim głosem, używając skrótu od jego imienia. Na plecach czułem oburzone spojrzenie męża, ale są rzeczy ważne i ważniejsze, a denerwujący blondyn na pewno nie należał do tych ważniejszych. - Coś się stało? - dodałem jeszcze pytanie pomocnicze, by małemu było łatwiej.

- Dlaczego wróciłeś tak późno? - tym razem zapytał posiadacz pluszaka. - Miałeś już tak nie wracać! Martwiłem się z tatą czy nic ci się nie stało...

Uśmiechnąłem się do niego ciepło. To naturalne, że się o mnie martwił, ale nie chciałem by było tak więcej, więc odpowiedziałem, że po prostu trochę przedłużył mi się patrol i był wypadek samochodowy. 

- Jak będziesz chciał to ci opowiem co nieco, ale najpierw musisz grzecznie się przebrać, umyć ząbki i położyć się do łóżka. - Dodałem wiedząc, że Hito nigdy nie opuściłby kolejnej opowieści o moim patrolu. Podstęp zadziałał natychmiastowo, bo już po szybkim "Pewnie!" uciekł wykonać wszystkie polecenia, które mu wydałem. 

Ja w tym czasie poszedłem do kuchni gdzie wniknął Hizashi, po czym podszedłem go bezgłośnie i klepnąłem w ramię. Jak się spodziewałem, nie słyszał mnie, przez co wylała mu się herbata, którą pił z ogromnego, żółtego kubka. 

- Ej, Shota no! Moja biedna herbata... - zaczął biadolić, a ja tylko teatralnie westchnąłem. 

- Zrobisz sobie nową - podałem mu najprostsze rozwiązanie, które niemalże od razu odrzucił. 

- Nie, nie chce mi się. W sumie to chyba wystarczy mi to co zostało - odpowiedział zamiast tego wpatrując się jeszcze w pełną 1/3 kubka.  - Chcesz jeszcze o czymś pogadać? - mruknął między łykami wycierając mokrą plamę na blacie.

- Nie... Chociaż w sumie... - Zacząłem dość niepewnie. Nie do końca wiedziałem jak powiedzieć to, co powiedzieć chciałem, więc zacząłem się nieco plątać. -  Poznałem dziś na patrolu pewnego chłopca... Jest dość podobny do Hitoshi'ego... No może Hito nie jest aż taki żywy, ale obydwoje mają taką samą iskierkę... Właściwie to myślałem czy... - Dochodziłem do najważniejszej chyba części, ale właśnie zawołał mnie fioletowowłosy, czekając aż przyjdę do niego i zacznę mu opowiadać. - Dokończmy to później - mruknąłem do Hizashiego, który odmruknął mi "pewnie", zapewne dalej zmieszany, gdyż właściwie to niczego się nie dowiedział.

Poszedłem do pokoju Hitoshi'ego, usiadłem na krześle obok łóżka, przykryłem małego kołdrą i zacząłem opowiadać z najmniejszymi szczegółami co działo się na patrolu.

Neko Deku || renowacja starej wersji || Wolno PisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz