01.

146 12 1
                                    

rozdział pierwszy; z racji urodzenia


Niewiele było na świecie rzeczy, których nienawidziła tak bardzo, jak haftowania. Zakrwawione i obolałe opuszki palców brzydziły ją na tyle, że kiedy tylko mogła, unikała lekcji, do których zmuszała ją babka.

Tym razem, Elaena Baratheon nie miała jednak tyle szczęścia.

— Znów wybrałaś złą igłę, panienko — widocznie zrezygnowana septa, wyrwała dziewczynie tamborek z materiałem, na którym mozolnie powstawała złoto-czerwona róża — powtarzałam, że długie należy używać wyłącznie przy grubych materiałach. Dłonie panienki wyglądają teraz jak dłonie kowala, a nie córki lorda.

Ta westchnęła głośno, odgarniając opadające na ramiona, kruczoczarne włosy. Była zmęczona wiecznymi uwagami swych nauczycieli, ale nie mogła nic powiedzieć. Wszystkie sprzeciwy - bardziej i mniej zaborcze - prędzej czy później trafiały do uszu jej ojca, który nie był już jednak tak pobłażliwy względem młodej Baratheonównej, jak septy czy maesterzy.

Orys Baratheon - wielki lord Końca Burzy był bowiem człowiekiem niezwykle chłodnym i posępnym. Cechował go honor i wielka siła, dzięki której wygrywał niegdyś wielkie bitwy tamtych czasów. Teraz jednak, kiedy królestwem rządziły spokój i mozolność króla Viserysa, a niewyleczone rany wojenne powoli psuły jego ciało, mężczyzna zamykał się w świecie niespełnionych marzeń i własnych przekonań.

Prócz Elaeny, małżeństwo Orysa z córką namiestnika zachodu doczekało się jeszcze dwóch synów - Roberta i Oriona, chłopców tak od siebie różnych, że wielu, od prostaczków po szlachetnie urodzonych, przekazywało sobie najróżniejsze historie, jakoby Lyanna Lannister miała w czasie swojego panowania jako żona lorda Końca Burzy, cudzołożyć z jednym z jego najlepszych rycerzy. Pomówienia te, choć nigdy niepodważalnie obalone, kosztowały mieszkańców twierdzy, nie jeden język.

Robert urodził się zaledwie kilka minut po starszej, bliźniaczej siostrze i bardzo szybko stał się jej kompletną przeciwnością. Porywczy i bezwzględny, swoim zachowaniem przypominał maesterom własnego dziadka, lorda Boremunda. Jako młody chłopak często wdawał się w bójki, pił na umór, a nad swoimi służącymi znęcał się ponoć dla czystej zabawy. Niektórzy twierdzili nawet, że nieco starszy, po pijackich eskapadach miał w zwyczaju odwiedzać komnaty Elaeny i skrycie marzył o dniu, w którym ją poślubi. Zupełnie jak Targaryenowie.

Elaenę wizja małżeństwa z bratem, z którym dzieliła krew i krewnych, po prostu brzydziła. Jak każda młoda i wysoko urodzona dama, żyła naiwnymi nadziejami, że czeka ją życie równie piękne, jak to w baśniach i książkach, które w dzieciństwie czytały jej mamki.

Kiedy niespełna trzy lata po narodzinach bliźniaków, Lady Lyanna oznajmiła, że spodziewa się kolejnego dziecka, w murach twierdzy zapanowała wielka radość. Lord Baratheon zdążył bowiem opłakać już trójkę nienarodzonych dzieci, a słabnąca z dnia na dzień żona, utwierdziła mężczyznę w przekonaniu, że ten poród, może być zarazem ostatnim. Malutki, chorowity chłopiec przyszedł na świat późną nocą w 112 roku od podboju Aegona Zdobywcy. Lyanna Lannister zmarła zaledwie kilka godzin później, wykrwawiając na łożu, w którym ongiś Jocelyn Baratheon powiła swoje jedyne dziecko - niedoszłą królową, Rhaenys Targaryen.

Orysa strata ta zupełnie dobiła. Zamknąwszy się w swoich własnych komnatach na kilka dobrych tygodni, nie chciał przyjmować do siebie zupełnie nikogo, nawet brata ani własnej matki, a o nowonarodzonym potomku nie chciał słyszeć. Opłakiwał swoją żonę jeszcze na długo, zanim zupełnie powrócił do sprawowania dawnych obowiązków. Doradcy nieustannie próbowali przekonać go do kolejnego małżeństwa, które to Orys kwestionował ostrymi kłótniami, na przemian z napadami niepohamowanej agresji. Sam Orion, choć niezwykle słaby, szczęśliwie przeżył kilka następnych, kluczowych dla jego życia dni. Septy i maesterzy dwoili się i troili, sprowadzając z samej stolicy najlepszych medyków dla chłopca, którego wola życia okazała się silniejsza, niż przypuszczali. Kiedy podrósł, ani trochę nie przypominał bladego dzieciątka, walczącego o każdy oddech. Sprawny, silny i niezwykle zwinny, szybko stał się jednym z najlepszych młodych szermierzy w twierdzy, prześcigając starszego Roberta niemal we wszystkich sprawnościowych konkursach. Atuty te nie wystarczyły jednak na aprobatę ojca, której tak desperacko pragnął. Pod pretekstem czerpania wiedzy, Orys posłał chłopca do Starego Miasta, rodzinnej siedziby rodu Hightowerów, gdzie Orion przez kilka lat uczył się filozofii i historii pradawnej Valyrii. Sam już nigdy więcej się nie ożenił, a najmłodszego syna traktował jak przekleństwo, którym bogowie postanowili zatruć jego duszę.

Elaenę, wieści o wyjeździe młodszego brata niezwykle zasmuciły. Prócz Oriona i młodej damy do towarzystwa o imieniu Ellia, nie miała w Końcu Burzy nikogo, komu tak bardzo mogła zaufać i powierzyć każde zmartwienie. Robert bardziej niż często, po prostu jej unikał, a kiedy już zwracał uwagę na bliźniaczą siostrę, był zbyt pijany, aby powiedzieć dziewczynie cokolwiek miłego. Zamknięta w ponurych murach twierdzy Ela, pobierała więc nauki podstawowych obowiązków, które jak każda młoda dama musiała opanować, zanim na dobre osiądzie komnatę podstarzałego lorda, dając mu kilku dziedziców i wynikające z kwestii urodzenia, polityczne bezpieczeństwo.

— Zakończmy na dzisiaj — septa odłożyła materiały do drewnianego kufra, spoglądając na bawiącą się nerwowo swoimi posiniaczonymi rękoma, dziewczynie — jutro zaczniemy od początku, proszę się nie martwić panienko.

— Gdzie Ellia? — Zapytała nieśmiało, zupełnie ignorując poprzednie słowa nauczycielki. Prawdą było, że Elaena chciała jak najszybciej zakończyć nauki i zabrać przyjaciółkę na przejażdżkę konną albo inne zajęcie, które choć na chwilę pozwoliłoby jej na opuszczenie dworu.

— Spędza czas z matką, panienko. — Surowy głos septy sprawił, że młoda dama wzdrygnęła się nieco. — Poza tym, nie czas dzisiaj na durne, dziewczęce wygłupy. Pan ojciec chciałby zjeść z tobą kolację.

Słysząc te słowa, Elaena Baratheon była niemal bardziej, niż pewna, że jej przyszłość już dawno została przypieczętowana przez doradców swojego rodziciela. Siedząc później przy Orysie i widząc jak beztrosko zajada się własnoręcznie upolowaną sarną, nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, a kiedy sam nie patrzył, ocierała ukradkiem spływające po policzkach gorzkie łzy. Łzy rozczarowania.

Była jego pierwszym dzieckiem. Krwią jego krwi. I choć z racji urodzenia, to jej należało się dziedzictwo Krainy Burz, nigdy głośno nie przeciwstawiła się, kiedy dumny ogłaszał Roberta swoim następcą. Bo przecież właśnie taka była kolej rzeczy.








pierwszy, testowy rozdział. publikacje będą pojawiać się z pewnością nieregularnie, w zależności od możliwości i chęci mojej weny... tak czy inaczej, dzięki hotd season 2 wróciłam do swojej i can fix him (aemond) era and couldn't be happier. dajce znać co sądzicie, ta historia to raczej marny slowburn, ale będę wdzięczna za każde słowo.
kimkolwiek jesteś, życzę Ci jak najlepiej

from blood and ashes; aemond targaryen Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz