5. Wisiorek

725 42 12
                                    


Ludzie szukają swojej drogi i próbują odkryć kim są przez całe swoje życie. Słowa mają moc zmienia ludzi i ich podejścia do świata. Ja jednak wiedziałam kim jestem, a raczej jaka nie jestem, nie byłam postacią stworzoną przez moją mamę. Chciałam być sobą z resztą, chyba jak każdy z nas pragnie być zaakceptowany taki jaki jest. Ja jednak nie miałam tyle szczęścia i musiałam ukrywać się za idealną fryzurą i okularami, w przenośni jak i w praktyce. Oczekiwania mojej mamy co w ogóle do ludzi był wygórowane zawsze umiała dostrzec wady i krytykować za plecami każdego twierdząc, że jest idealna. Jednak nie umiała dostrzec jaka była na prawdę jak mnie krzywdziła na każdym kroku, nie mogłam mieć własnego zdania nawet, przepraszam mogłam, ale tylko takie które było przez nią podyktowane. Próbowałam się wpasować w jej świat w jej oczekiwania jednak na marne nigdy nie byłam dość dobra. I nawet teraz jak mieszkam Cambrige ponad sto mil od mojego rodzinnego Hartford to nadal jestem tą samą postacią, która ona stworzyła, bo chyba nie umiem już inaczej żyć. Mimo że mam tylko lekką wadę wzroku i nie muszę nosić okularów to i tak je nosze, bo oczekuje tego ode mnie, bo nie po to mi je kupowała, żeby leżały.

Pamiętacie może swoje marzenia z dzieciństwa? Ja pamiętam, że jak każda mała dziewczynka marzyłam o wielkim zamku, czy o tysięcy zabawek, lecz moim największym marzeniem od zawsze było mieć po prostu długie włosy, których nigdy mama nie pozwalała mi mieć zawsze zmusza mnie żebym je obcinała. I mimo mojej pełnoletności i gdy moje włosy wreszcie są długie ona próbuje wciąż dyktować mi wciąż swoje warunki jaka odpowiednia długość ich powinna być, albo jak mam je czesać.

Próbowałam się jej postawić nie raz, nie myślcie, że nie, ale zawsze to kończyło się gigantyczną kłótnią i moimi wyrzutami sumienia po jej oblegach w moją stronę czy faktycznie ma racji, że jestem bez mózgiem, jestem gruba, upośledzona, leniwa i że nic w życiu nie osiągnę, jeśli nie będę się jej słuchać. Więc postanowiłam się zmienić, ukryć swoją prawdziwą naturę. Na początku było cholernie ciężko, czułam się tak jakby na mojej klatce spoczywał wielki kamień, który nie pozwalał mi zaczerpnąć wystarczająco dużo tlenu, umierałam od środka. Czułam jak moja prawdziwa osobowość gnije i jest zjadana przez robale w trumnie, do której ją wsadziłam, jednak, gdy w życie wprowadziłam Emily White wszystko stało się prostsze do zniesienia. Ściągając okulary i zakładając soczewki stawałam się zupełnie inną osobą, i pod tą postacią zaczęłam się wymykać z domu chodzić na pierwsze imprezy, robić wreszcie to co chciałam i kiedy chciałam, mówić wszystko bez myślenia o konsekwencjach.

Mam duży do niej żal, jak mnie taktowała przez całe życie zaczynając od niezliczonych nocnych pobudek jak musiałam coś posprzątać, wywalaniu całej szafy ciuchów, bo były złożone jednak nie tak jak ona chce. Czasem potrafiłam godzinami wracać do domu tylko żeby poczekać aż wyjdzie do pracy, ukrywałam przed nią swoich znajomych czy moich chłopaków ze staruchu przed jej krytyczna oceną. Kiedyś podczas kłótni wykrzyczałam jej, że się tnę, że mam depresję od przeszło roku i chce się zabić to wiecie co mi wtedy powiedziała? Oznajmiła mi, że inny mają gorzej, że mam nie wymyślać, bo ona jej się też nie chce chodzić do pracy wiec też ma depresje. Potem przez chwilę się śmiała i szydziła z tego jednak po tygodniu temat ucichł i nigdy już do niego nie wróciłyśmy, zostawiła mnie samą dosłownie jakby pomogła mi kopać swój własny grób. I wyszłam z tej choroby pokonałam tą dziwkę sama z pomocą moich cudownych przyjaciół, którzy dali mi siłę. Nie ona nie moja rodzina, w której powinnam mieć wsparcie, a obcy ludzie, którzy okazali się być moją ostoją w życiu. Oni w najgorszym momencie mojego życia wyciągnęli pomocną dłoń do mnie, to oni przyjeżdżali do mnie nawet z drugiego końca miasta jak im nie odpisywałam i nie odbierałam telefonu. Każdy ma swojego anioła stróża mi się trafiło ich trzech i dziękuję codziennie Bogu za nich, bo bez nich by mnie nie było już na tym świcie. Po pół roku od kiedy się pocięłam ostatni raz dostałam od ich naszyjnik z kotem (jestem straszną kociarą), który miał wygrawerowane słowa "Et exaltabitur cor ejus cicatricibus. Sunt qui testimonium pugnavit et possit vivere." co oznaczało "Bądź dumny ze swoich blizn. Są świadectwem, że walczyłeś i przetrwałeś". I tak właśnie się stało przestałam się ich wstydzić tylko nosiłam je z podniesioną głową a naszyjnik stał się moim talizmanem, który zawsze miałam przy sobie. To była długa droga, bardzo męcząca usłana łzami i krwią. I mimo że kiedyś myślałam, że nie mogę bez tego żyć bez cięcia się, żeby poradzić sobie z własnymi myślami to każdego kolejnego dnia było coraz łatwiej. Bywały upadki, czasem bardzo bolesne i znów to robiłam jednak najważniejsze jest to żeby się nie poddawać. Bo śmierć jest prostsza, a życie jest cholernie trudne.

DwutaktOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz