Prolog

11 2 0
                                    

Maja
BLUE CHRISTMAS

Ile par rajstop można podrzeć w ciągu jednego tygodnia? Chyba powinnam dostać jakiś dyplom dla ciamajdy roku, bo właśnie dobiłam do ośmiu, a mamy dopiero czwar­tek. Warczę, zrywam z siebie podarte beżowe cholerstwo, a następnie biorę kilka głębokich oddechów. Ostrożnie sięgam po kolejne opakowanie ze zdjęciem smukłych nóg, których właścicielka ewidentnie nie miewa takich prob­lemów jak ja. Powoli, spokojnie, przecież mam magistra, poradzę sobie ze zwykłymi rajstopami.

Uff. Założyłam. Z ulgą wypuszczam powietrze, przy okazji strzelając sobie gumką w nadprogramowy tłuszcz wokół talii. Pieszczotliwie nazywam go baleronem i czasem mam wrażenie, że jest niezależnym bytem. Zadomowił się na moim ciele niczym huba na drzewie, które nie okazało się wystarczająco silne, aby opierać się chrupiącym chip­som i czekoladowym cukierkom. Kiedyś zacznę zdrowszą dietę, ale nadchodzi Boże Narodzenie, czas serników i pierników, a nie jarmużu i tofu. Wzdycham i sięgam po granatową sukienkę, która całkiem nieźle leży na moim baleronie.

– Gotowa? – pytam samą siebie, spoglądając w lustro. – No to jazda.

Wychodzę z klatki i otulam szyję szalikiem. Pamiętam grudnie, które rozpieszczały dodatnimi temperaturami, ale w tym roku zima postanowiła pokazać pazurki. Szybkim krokiem zmierzam w stronę przystanku, który na szczęś­cie jest niedaleko. Mogłabym kupić sobie samochód i wo­zić się spod bloku prosto pod budynek, w którym mieści się moja firma, ale wtedy mój baleron rozrósłby się do rozmiaru małego wieloryba. Poza tym w Warszawie ruch uliczny nie jest sprzymierzeńcem osób, które się śpieszą. A ja robię to bardzo często, chociażby ze względu na to, że drę rajstopy, wylewam kawę na spódnicę, zapominam z domu ważnych dokumentów lub – jak w ubiegłym ty­godniu – zostaję unieruchomiona na kwadrans, gdy moje włosy w dziwny sposób wplątują się pomiędzy wieszaki w szafie. Myślałam, że tam umrę z głodu i rozpaczy, ale wystarczyło mocniej szarpnąć i wyjęłam głowę spomiędzy wiszących ubrań. Prosto po pracy poszłam ściąć włosy na krótko, bo najzwyczajniej w świecie bałam się powtórki z akcji. Poza tym trochę się wkurwiłam, że długie pasmo zostało na wieszaku razem z żakietem.

Wkraczam do firmy, zmarznięta po spacerze z przy­stanku. Zdejmuję płaszcz, zmieniam kozaki na eleganckie szpilki i wędruję do pokoju socjalnego, wzywana przez uzależnienie od bosko pachnącej kawuni.

– Prawie się nie spóźniłaś – mówi na mój widok Krzysiek i uśmiecha się szeroko.

– Powinieneś mnie wspierać – odpowiadam i obdaro­wuję mojego seksownego faceta gorącym pocałunkiem. – To przez rajstopy – tłumaczę, poprawiając włosy, które po przygodzie z wieszakami sięgają mi teraz ledwie za ucho.

– Znowu podarłaś?

– Dasz wiarę? A przecież nie chodzę na pazy. – Prycham na myśl o długich szponach, jakie zauważam czasem u in­nych kobiet. Dla nich zakładanie rajstop jest pewnie jak walka o życie. – Marzę o gorącej wiośnie i jeszcze goręt­szym lecie, kiedy jebnę tymi rajstopami do śmieci i będę mogła chodzić z gołymi nogami.

– Myślę, że w Stanach czeka nas właśnie taka pogoda – oznajmia Krzysiek i posyła mi znaczące spojrzenie. Tak, ja też nie mogę się doczekać. – To już dziś. Na zebraniu wszystko stanie się jasne.

– Wiem. – Przełykam ślinę. – Może powinniśmy prze­ćwiczyć udawanie, że nam przykro z powodu wyjazdu?

Śmieje się, a ja włączam ekspres, żeby uraczył mnie gorącym cappuccino na dobry początek dnia. Nie wiem, czy potrzebna mi kofeina, bo i tak jestem nabuzowana, ale lubię smak kawy, więc nigdy jej sobie nie odmawiam. Wspominałam już o moim uzależnieniu?

American DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz