8. Spadająca gwiazdka

162 14 0
                                    

Ostatnie dwa tygodnie spędziła między komisariatem, salą przesłuchań, gabinetem terapeuty i rozmowami z poszkodowanymi.

Z Faye nie była wstanie się dogadać, tak samo jak z innymi ofiarami, więc odcięła się zupełnie od wszystkich. Nie potrafiła wczuć się w ich położenie, ponieważ Stalder nie robił jej tego, co im.

Rodziców i swoją siostrę również unikała jak ognia.

Od przeszło czternastu dni nie pojawiła się na uczelni, co nigdy jej się nie zdarzyło. Nie mogła pojawić się wśród tych wszystkich ludzi i znosić ich spojrzenia. Nawet Aiden próbował się z nią skontaktować, ale jasno powiedziała na dole, że nie chciała nikogo do siebie przyjmować.

Miała wrażenie, jakby nie miała siły już normalnie żyć. Nie mogła, ponieważ nie czuła się jak ofiara, a ludzie wokół niej, tak chcieli ją traktować. Nawet ojciec, który od momentu rozpoczęcia się stanowej sprawy kryminalnej nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Tak, jakby obwiniał się za jej decyzję.

Jutro jej rok wyjeżdżał na trzy tygodnie do Fields of hills na plener.

Faye tamtej nocy, gdy odebrała ją z parkingu spod uczelni oznajmiła jej, że rezygnuje z ich ostatniego wyjazdu.

Wtedy była na nią wewnętrze zła, ale po tym wszystkim miała wrażenie, że w ogóle nie rozumie już ludzi.

Przekręciła na szerokim łóżku na drugą stronę i jej wzrok padł na poturbowane płótno w kącie poddasza. Jej najlepszy portret namalowany na żywo skończył w kilku częściach. Nie mogła na niego patrzeć, zupełnie nie mogąc też zapomnieć o wydarzeniach z sali wykładowej.

Ohydne zdjęcie leżało schowane pomiędzy szparą zagłówka, a materaca, a ona wciąż nie miała pojęcia, co tamtego popołudnia się stało.

Zwinęła się w kłębek, kiedy usłyszała kroki na drewnianych schodach i po sekundzie ciche pukanie drzwi. Zamknęła oczy, udając, że śpi.

Łatwiej było jej unikać tematy, niż stawić mu czoła.

- Myślę, że rozmowa może jej pomóc – rozpoznała przyciszony głos matki. – Może tobie uda się ją wyciągnąć stąd.

Ojciec w swojej złości i przygnębieniu rzucił się w wir pracy. Znikał na całe dnie, a później zamykał się w gabinecie. Nie wierzyła, że w końcu pojawił się u niej w środku dnia.

Delikatny dotyk na policzku miał ją zbudzić – i idealnie to zagrała.

Powoli uchyliła oczy, aby natrafić na piękne lazurowe tęczówki w których wciąż czaił się smutek i zawód.

- Cześć, promyczku – otarła jej zaschnięte łzy z twarzy. – Masz gościa.

Pokręciła niemrawo głową i chciała schować się pod kołdrę.

- Porozmawiaj z nim – poprosiła, klękając przed jej materacem. – Musisz w końcu zrobić jakiś krok do przodu. Nie pozwól sobie stać w tym samym miejscu. Małe kroczki, Var. Malutkie kroczki do przodu, a każdy następny okaże się łatwiejszy. Proszę, wierzę w ciebie...

Jej zmartwienie wypływało z każdej jej komórki, co wzbudzało w niej tylko poczucie winy, że to z jej winy, tak się czuła.

Dlatego zgodziła się podnieść do góry – bo tak jak wcześniej, nigdy nie chciała sprawiać im problemów. Zbyt mocno ich kochała, aby mieli martwić się jeszcze o nią.

Nie Trzeba Nam Skrzydeł [18+]Where stories live. Discover now